Dwanaście lat po miniserii „Wolverine. Geneza” ukazała się jej kontynuacja. Zupełnie nowi autorzy eksploatują nowe wątki z życia Jamesa Howletta. Niezmienny pozostaje tylko tytułowy bohater – odrzucony przez ludzi, poszukujący swego miejsca w obcym świecie mutant. Samotny wilk. Logan!
Człowiek czy bestia – oto jest pytanie!
[Kieron Gillen, Adam Kubert „Wolverine: Geneza II” - recenzja]
Dwanaście lat po miniserii „Wolverine. Geneza” ukazała się jej kontynuacja. Zupełnie nowi autorzy eksploatują nowe wątki z życia Jamesa Howletta. Niezmienny pozostaje tylko tytułowy bohater – odrzucony przez ludzi, poszukujący swego miejsca w obcym świecie mutant. Samotny wilk. Logan!
Kieron Gillen, Adam Kubert
‹Wolverine: Geneza II›
Pierwsza „Geneza” („Origin”) ukazała się pierwotnie w formie sześciu zeszytów pomiędzy listopadem 2001 a marcem 2002 roku i opowiadała o trudnym dzieciństwie superbohatera-mutanta zwanego w późniejszych czasach Wolverine’em. Na polską edycję komiksu nie trzeba było długo czekać; niespełna rok po premierze za jego edycję zabrała się Mandragora. Historia spotkała się z dobrym przyjęciem, ale też trudno się temu dziwić, skoro odpowiadali za nią między innymi tak uznani artyści, jak scenarzysta Paul Jenkins i rysownik Andy Kubert (syn słynnego Joego). Spory potencjał dostrzegli w niej również filmowcy; w efekcie w 2009 roku do kin trafił obraz Gavina Hooda „X-Men Geneza: Wolverine” (choć w tym przypadku trafniej byłoby powiedzieć o inspiracji komiksem, nie zaś o jego ekranizacji). A po kilku kolejnych latach miniseria doczekała się obrazkowego sequela. Tym razem w postaci pięciu krótkich rozdziałów, które do sprzedaży trafiły zimą i wiosną 2014 roku (od lutego do czerwca). Potem ukazało się jeszcze wydanie zbiorcze, którego polskiej edycji podjęło się wydawnictwo Mucha Comics.
Za scenariusz drugiej części „Genezy” odpowiada czterdziestoletni Brytyjczyk Kieron Gillen (pracujący już wcześniej nad takimi superbohaterami, jak X-Men, Thor, Iron Man czy Young Avengers); rysunki wyszły natomiast spod ręki starszego brata Andy’ego Kuberta, Adama (w Polsce znanego chociażby z Marvelowskich serii „Ultimate X-Men” czy – ostatnio – „
Świat Avengers”). „Geneza II” luźno nawiązuje do swojej poprzedniczki, opowiadając o wydarzeniach, które miały miejsce kilka lat później. Przenosimy się do zaśnieżonej, skutej lodem Kanady; powoli dobiega końca pierwsza dekada XX wieku. Logan, nie potrafiąc odnaleźć się w świecie ludzi, wraca do lasu i przyłącza się do wilczej rodziny. Wraz z nią poluje, pomagając zdobyć pożywienie dla Szarej Blizny, Czerwonej Smugi i ich trzech wilcząt. Jedynym zagrożeniem dla ich małego stada jest Samotny Wilk, nieustannie dybiący na życie szczeniąt. Ale z nim Logan jest w stanie sobie poradzić. Prawdziwa tragedia ma miejsce, kiedy pojawia się przeciwnik znacznie silniejszy – wielki Biały Niedźwiedź.
Skąd na tym terenie wziął się niedźwiedź polarny – nie wiadomo. Wiadomo natomiast tyle, że jest dla wszystkich żyjących w lesie istot śmiertelnym zagrożeniem. Dopiero z czasem wychodzi na jaw, że jego pojawienie się nie było wcale dziełem przypadku. Kiedy Logan staje naprzeciw bezwzględnego zabójcy, jest dodatkowo zmotywowany. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że stoczony z niedźwiedziem pojedynek wywoła efekt domina i ściągnie na jego głowę jeszcze poważniejsze kłopoty. Kieron Gillen, zapewne w jakimś stopniu zainspirowany powieścią Jacka Londona „Biały Kieł” (1906), traktuje ten wątek jedynie jako punkt wyjścia – znacznie istotniejsze jest bowiem to, co dzieje się później. James Howlett ponownie trafia do świata ludzi – i zdecydowanie nie jest to dla niego najszczęśliwsze wyjście. O złe wspomnienia dla Logana stara się zwłaszcza demoniczny hrabia Essex, pseudonaukowiec, który – na wzór doktora Victora Frankensteina – pragnie stworzyć nowego człowieka, superżołnierza, niezwykle przydatnego na polach bitewnych nadchodzącej wielkimi krokami wojny światowej.
Ale „świat ludzi” ofiaruje Loganowi także nadzieję – na (w miarę) normalne życie i miłość. Czy Howlett ją wykorzysta? Gillen wyraźnie rozkręca się w kolejnych rozdziałach „Genezy II”. Po pierwszym, utrzymanym w przygodowym tonie opowieści Jacka Londona, kolejne wprowadzają nas w znacznie bardziej mroczne klimaty. Stopniowo zaczyna wiać coraz większą grozą, scenariusz natomiast zmierza w stronę klasycznych dziewiętnastowiecznych wilkołaczych horrorów. Czego dowiadujemy się z komiksu o tytułowym bohaterze? Niewiele ponad to, co już było nam wiadome. Choć Gillen stara się, jak może, pogłębić jego portret psychologiczny i na marginesie swoich rozważań stawia istotne pytanie: Kim jest Wolverine – wybrykiem natury, a tym samym jej ofiarą, czy też może przyszłym Übermenschem (takim przynajmniej chce go widzieć hrabia Essex), którego pierwsze wyobrażenia tłuką się na kartach dzieł Georga Hegla, Fiodora Dostojewskiego i – przede wszystkim – Friedricha Nietzschego?
Graficznie „Geneza II” niczym specjalnym nie zaskakuje, ale prezentuje satysfakcjonująco wysoki poziom. Adam Kubert stosuje wyrazistą kreskę, z miejsca przywodzącą na myśl mangi, choć z drugiej strony nie stroni od europejskiego realizmu. Wpływy japońskie widać zwłaszcza w kreacji postaci hrabiego Esseksa. Jak również w kapitalnie narysowanej, wieńczącej pierwszy rozdział historii, scenie pojedynku Wolverine’a z Białym Niedźwiedziem. Amerykański grafik stawia w niej przede wszystkim na mocno bijący po oczach kontrast krystalicznej bieli (śnieg) i krwistej czerwieni (strumieniami lejąca się posoka). W dalszym ciągu już takich kolorystycznych fajerwerków nie ma; są za to inne ciekawe patenty: umiejętne wykorzystanie szarości (w scenach nocnych) czy sugestywne oddanie stanu utraty przytomności przez bohatera. Dla wielbicieli uniwersum Marvela „Geneza II” będzie ciekawym dopełnieniem losu jednej z najbardziej charakterystycznych postaci ze świata mutantów, natomiast dla czytelników specjalizujących się w X-Menach – kolejnym elementem wielkiej budowli, którą już przed ponad półwieczem zaczęli wznosić Stan Lee i nieodżałowany Jack Kirby.
