Superman, Batman i Wonder Woman spotykali się już niejdnokrotnie. Po restarcie dokonanym przez wydawnictwo DC, młodsi czytelnicy także mają okazję emocjonować się ich pierwszą wspólną akcją. Opowiada o niej elegancko wydana „Trójca” autorstwa Matta Wagnera.
Do czytania tylko w wersji „deluxe”
[Matt Wagner „Trójca – Superman, Batman, Wonder Woman” - recenzja]
Superman, Batman i Wonder Woman spotykali się już niejdnokrotnie. Po restarcie dokonanym przez wydawnictwo DC, młodsi czytelnicy także mają okazję emocjonować się ich pierwszą wspólną akcją. Opowiada o niej elegancko wydana „Trójca” autorstwa Matta Wagnera.
Matt Wagner
‹Trójca – Superman, Batman, Wonder Woman›
Choć komiks poświęcony jest pierwszoligowym postaciom z uniwersum DC, tak naprawdę najjaśniej świeci gwiazda Matta Wagnera (u nas znanego głównie ze świetnych ilustracji do „Sandmana: Pora mgieł”). Gdyby nie on, otrzymalibyśmy dość standardową historię o złoczyńcy próbującym zniszczyć świat (w tym przypadku Ra’s al Ghul). Scenariusz bowiem, choć nie pozbawiony smaczków, nie jest najmocniejszą stroną tej historii. Matt Wagner o wiele lepiej sprawdza się jako rysownik, a to, co zrobił w „Trójcy”, bezwzględnie zasługuje na uwagę.
Jego oldschoolowa kreska wprost nawiązuje do początkowych komiksów poświęconych „Supermanowi” czy nawet do „Spirita” Willa Eisnera. Dzięki temu, czytając o pierwszym spotkaniu przybysza z Kryptona, Człowieka Nietoperza i księżniczki Amazonek, ma się wrażenie, że jest to pozycja nie z 2003 roku, a co najmniej sprzed sześćdziesięciu lat. Nie ukrywam, że bardzo lubię tego typu niedbały styl, zwłaszcza wobec drugiego planu. Poszczególne kadry nie są bowiem przeładowane szczegółami, ale za to bardzo pomysłowo rozplanowane, dzięki czemu każda strona to osobne arcydzieło, zasługujące na osobne omówienie. Biorąc pod uwagę, że jest ich 208, dałoby to podwaliny pod pracę habilitacyjną. Wspomnę więc tylko o świetnych panoramach Metropolis i Gotham. Nie tylko kolorystyka wskazuje na to, że mamy do czynienia z dwoma odmiennymi miastami, ale także rozkład budynków – to Supermana jest przestrzenne i jasne, natomiast Batmana stanowi nieprzyjemny moloch. Polecam również całostronicowy kadr Wonder Women zażywającej nago (spokojnie, przykrywa się zwiewnym ręcznikiem) kąpieli w sadzawce. Panie na pewno zakrzykną, że to wizja niewyżytego chłopa, bo kobiety takich proporcji mieć nie mogą, ale co z tego. W końcu to tylko komiks.
Szkoda, że „Trójca” nie prezentuje się tak dobrze od strony scenariusza. Być może jednak jest w tym również ukryta idea, by i na tym polu osiągnąć klimat retro. Stąd fabuła nie należy do najbardziej skomplikowanych, a pojawianie się elementów, które pozwalają pójść Wagnerowi niejako „na skróty”, jest na porządku dziennym (wszechobecne pluskwy Batmana, supersłuch Supermana, który pozwala je znaleźć w każdym miejscu Ziemi i to z orbity). Na szczęście nie jest też źle. Pikanterii zwłaszcza dodają drobne elementy, które może nie mają znaczącego wpływu na rozwój akcji, ale dobrze oddają relacje panujące między bohaterami i w interesujący sposób zaznaczają ich cechy charakteru. Clark Kent wydaje się poczciwą ofermą, zarówno w cywilu, jak i w służbowym stroju Człowieka Ze Stali, a już koncepcja, że regularnie, celowo spóźnia się na pociąg, by lepiej zamaskować swoją tajną tożsamość, jest tak genialnie prosta i skuteczna, że aż dziw bierze, że nikt na to wcześniej nie wpadł. Batman został przedstawiony jako mroczny, ale chętnie popisujący się swoimi gadżetami mściciel, w którym pozostało coś z rozpuszczonego burżuja (jak inaczej wyjaśnić nieodpartą potrzebę pocałowania kąpiącej się Wonder Woman). Wreszcie mamy też kruczowłosą Amazonkę, która na tle kolegów wypada najciekawiej. Wagner najbardziej rozwinął przed nami jej rys osobowości i to ona jako jedyna zmienia się w czasie komiksu (weźmy chociażby relację z Batmanem).
Trójka bohaterów posiada swoich odpowiedników po drugiej stronie barykady. Poza wspomnianym Ra’s al Ghulem poznajemy jeszcze zbuntowaną Amazonkę, która wygląda, jakby urwała się z gotyckiego festiwalu w Bolkowie, oraz niedorobionego klona Supermana – Bizarro. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza ten ostatni, o którym w żadnym razie nie można powiedzieć, że jest zły. Jego dziecięcy umysł został jedynie zmanipulowany przez Ra’s al Ghula, a moce, z których potęgi nie zdaje sobie sprawy, są wykorzystane w niewłaściwy sposób. Razem z Wonder Woman stanowią najciekawsze postacie tej historii.
Jak przystało na cykl z „deluxe” w nazwie, „Trójca” została wydana bardzo elegancko. Oczywiście to podnosi cenę, ale w tym wypadku nie wyobrażam sobie innej możliwości publikacji tego albumu niż w postaci solidnego albumu z grubymi kartami, oprawionego w sztywną okładkę (mimo że oryginalnie jego części ukazywały się tradycyjnie w formie zeszytowej). W ramach dodatków otrzymujemy alternatywne okładki i próbkę szkiców. Te po raz pierwszy uświadomiły mi, jak istotną postacią w świecie komiksów jest człowiek od nakładania tuszu. Do tej pory traktowałem go tak jak jedną z postaci filmu „W pogoni za Amy” Kevina Smitha – jako tego, który odtwórczo poprawia po innych.
Genialne rysunki, ciekawie zarysowane postacie, eleganckie wydanie, to niezaprzeczalne atuty tej pozycji. Fabuła może trochę kuleje, ale jak widać, nie można mieć wszystkiego. „Trójca” świata komiksów nie zmienia, ale jest na pewno wartościową pozycją, która powinna stanąć na półce każdego fana. Zwłaszcza że w przeciwieństwie do bardziej znanych kolegów, Wonder Woman nie miała zbyt wielu okazji, by się pokazać polskim czytelnikom. „Trójca” jasno pokazuje, jak dużo straciliśmy.

Typowo amerykański, "kreskówkowy" styl rysunków aż odrzuca. Ja rozumiem, gusta są różne, ale określenie "genialne rysunki" powinno być zarezerwowane dla absolutnych, niekwestionowanych mistrzów. Jeśli ktoś powie "rysunki Wagnera są bardzo dobre" - ok, niech będzie, ale genialne?