„Żyjesz?” to mroczna, surrealistyczna, chwilami makabryczna opowieść, którą można potraktować jako metaforę walki z wykluczeniem. Maciej Kur, którego do tej pory znaliśmy jako scenarzystę świetnej serii dla dzieci „Lil i Put” (ukazały się już dwa tomy, trzeci powstaje), tym razem daje się poznać z zupełnie innej strony, natomiast Roman Pietraszko zalicza interesujący debiut komiksowy.
Uciec, ale dokąd?
[Maciej Kur, Roman Pietraszko „Żyjesz?” - recenzja]
„Żyjesz?” to mroczna, surrealistyczna, chwilami makabryczna opowieść, którą można potraktować jako metaforę walki z wykluczeniem. Maciej Kur, którego do tej pory znaliśmy jako scenarzystę świetnej serii dla dzieci „Lil i Put” (ukazały się już dwa tomy, trzeci powstaje), tym razem daje się poznać z zupełnie innej strony, natomiast Roman Pietraszko zalicza interesujący debiut komiksowy.
Maciej Kur, Roman Pietraszko
‹Żyjesz?›
Akcja komiksu rozgrywa się na małej, włoskiej wysepce Poveglia, która od dawna cieszy się złą sławą. W osiemnastym wieku, kiedy na dwóch statkach płynących do Wenecji odkryto przypadki dżumy, postanowiono uczynić z niej miejsce odosobnienia dla chorych. Później stała się gigantyczną kostnicą ogarniętej epidemiami Europy. Natomiast na początku XX wieku utworzono tam szpital psychiatryczny, który nie poprawił wizerunku wyspy. Podobno jeden z lekarzy przeprowadzał tam na pacjentach brutalne zabiegi, którym kres położyło dopiero samobójstwo dręczonego przez duchy sadysty. Jak na dłoni widać tu wspólny mianownik wszystkich tych inicjatyw: izolacja i wykluczenie. Chorzy na dżumę i szaleńcy to figury symbolizujące odmienność, którą europejskie społeczeństwo traktowało jako zagrożenie.
Dziś Poveglia jest jedynie atrakcją turystyczną… oraz miejscem, które aż prosi się, by ulokować w nim przejmujący horror z duchami w roli głównej. Trudno przecież o lepszą lokalizację, niż nawiedzona wyspa, budząca przerażenie wśród ludzi. Na marginesie warto odnotować, że podobnym tropem poszli twórcy filmu „Las samobójców”, którego akcja rozgrywa się w owianym złą sławą japońskim lesie Aogikahara. Kur i Pietraszko postanowili zatem wykorzystać potencjał narracyjny, jaki niesie ta bezludna dziś wyspa. Zdarzenia zaprezentowane w komiksie rozgrywają się w trudnych do zidentyfikowania czasach. Z jednej strony widzimy bowiem architekturę i wnętrza charakterystyczne dla współczesności, z drugiej zaś stroje i praktyki przywołują raczej skojarzenia z czasów epidemii dżumy. Autorzy chcieli niewątpliwie wykorzystać oba układy odniesienia, które pozwalają na stworzenie uniwersalnej scenerii dla opowieści grozy. Zrujnowane sale szpitalne wypełnione względnie nowoczesnym, choć zniszczonym sprzętem oraz transporty ciał nadzorowane przez „lekarzy zarazy” noszących charakterystyczne maski będące znakiem rozpoznawczym średniowiecznych epidemii, tworzą harmonijną całość.
Komiks opowiada w gruncie rzeczy prostą, ale przenikniętą frapującą symboliką, historię. Wszystko zaczyna się od transportu zmarłych, który dostarczany jest na Poveglię. Widzimy jak ze statku na nabrzeże wyładowywane są kolejne ciała. Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu spod stosu trupów wydobywa się odziana na biało kobieta o jasnych włosach, która jakimś cudem przeżyła pośród trupów. Niestety jest to dopiero początek jej problemów. Teraz wspólnie z dzieckiem, które spotkała na swej drodze, musi bowiem uciec przed tajemniczymi ludźmi sprawującymi najwyraźniej władzę nad wyspą. Nie są oni – jak mogłyby sugerować noszone przez nich maski – lekarzami ratującymi ludzi i walczącymi z plagą. Wręcz przeciwnie, wpędzają oni tych, którzy jeszcze żyją do grobów prowadząc na nich przy okazji okrutne eksperymenty.
Pomysł scenarzysty na osadzenie historii w makabryczno-groteskowej scenerii złowrogiej wyspy nawiedzanej przez duchy i przenikniętej odorem śmierci to strzał w dziesiątkę. Atmosfera grozy spowija całą opowieść. Opuszczone i zdewastowane szpitalne wnętrza, wypełnione groźnie wyglądającymi sprzętami, stwarzają nieograniczone możliwości odwoływania się do kultowych motywów rodem z najstraszniejszych horrorów. To co niegdyś – przynajmniej z założenia – miało służyć leczeniu ludzi, teraz jest wykorzystywane do przeprowadzania mrożących krew w żyłach eksperymentów. Kontekst, w którym rozgrywa się cała historia sprawia zatem, że tę podjętą przez bohaterkę próbę ucieczki można rozpatrywać jako metaforę – z góry przegranej – walki z wykluczeniem. Skazana na izolację dziewczyna stara się wyrwać z zamknięcia i powrócić do swojego wcześniejszego życia. „Lekarze zarazy”, nieugięci strażnicy społecznego porządku, pilnują jednak, by nikt, kto raz został wyrzucony na margines życia społecznego i napiętnowany, nie miał żadnych szans na powrót. Taka jednostka może być przydatna jedynie jako obiekt wymyślnych doświadczeń.
Przywołująca szereg skojarzeń sceneria, w jakiej rozgrywają się zdarzenia, została w interesujący sposób zwizualizowana przez rysownika. O ile bowiem można mieć pewne zastrzeżenia do czytelności niektórych sekwencji zdarzeń oraz sposobów rysowania postaci, o tyle wykreowanie atmosfery makabry i grozy rodem z koszmaru sennego, powiodło się w stu procentach. Wykorzystanie w tym celu czerni, bieli i odcieni szarości dało świetne rezultaty. Plamy tuszu rozlewające się nieregularnie po planszach i tworzące miejscami chaotyczne i nieco psychodeliczne mozaiki, prezentują się na tyle interesująco, że można zapomnieć o innych problemach związanych z przejrzystością warstwy graficznej.
Kolejny niemy komiks wydany przez Timofa znacznie różni się od poprzednich. „Najdłuższy dzień przyszłości” był – utrzymaną w kojarzącej się z pracami Herge’go stylistyce czystej linii – futurystyczną narracją o świecie rządzonym przez dwie wrogie korporacje. „Kong the King” stanowił wariację na temat klasycznej opowieści o losach bohatera z dziczy, który próbował odnaleźć się miejskiej dżungli. Klasyczna była także jego warstwa graficzna przypominająca nieco prace Willa Eisnera. „Żyjesz?” jest natomiast mroczną opowieścią, znacznie prostszą od dwóch wspomnianych pod względem scenariuszowym, ale zdecydowanie mniej czytelną pod względem graficznym i w konsekwencji trudniejszą w odbiorze. Kontynuując szukanie analogii można zaryzykować stwierdzenie, że rysownik najwyraźniej szukał inspiracji m.in. w pracach Simona Bisleya. Niektóre efekty graficzne przypominają do pewnego stopnia rysunki autora Lobo, ale brakuje im tej swobody i odrobiny szaleństwa, która emanuje z jego plansz.
„Żyjesz” to otwarty na różne interpretacje komiks, któremu niewątpliwie warto dać szansę. Jego niejednoznaczność wynika w znacznym stopniu z tego, że nie znajdziemy tu żadnych dialogów ani opisów. Wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie wizualnej. Czarno-białe rysunki wprawdzie są bardzo ekspresyjne i doskonale kreują atmosferę grozy oraz makabry, ale nie zawsze bywają czytelne. W przypadku komiksu niemego, znacznie utrudnia to odbiór opowieści, ale też sprawia, że można pokusić się o różne jej interpretacje. Wydaje się, że doszukiwanie się motywów związanych z izolacją, wykluczeniem i rozpaczliwą walką o powrót do „normalności” to tylko jeden zestaw możliwych kategorii, za pomocą których można odczytywać ten komiks.