Bandyci w Dolinie Królów [Andrzej Białoszycki, Jerzy Wróblewski „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #8: Zemsta faraona” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Kto by się spodziewał że „archiwum Jerzego Wróblewskiego” kryje tyle zapomnianych skarbów! W ósmym albumie serii odkryta i odświeżona została „Zemsta faraona” – komiks prasowy, w którym pojawia się (znana już z późniejszego o przynajmniej półtora roku „Brunatnego Pająka”) postać polskiego dziennikarza Adama Morana. Który i tym razem musi zmierzyć się z byłymi nazistami.
Bandyci w Dolinie Królów [Andrzej Białoszycki, Jerzy Wróblewski „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #8: Zemsta faraona” - recenzja]Kto by się spodziewał że „archiwum Jerzego Wróblewskiego” kryje tyle zapomnianych skarbów! W ósmym albumie serii odkryta i odświeżona została „Zemsta faraona” – komiks prasowy, w którym pojawia się (znana już z późniejszego o przynajmniej półtora roku „Brunatnego Pająka”) postać polskiego dziennikarza Adama Morana. Który i tym razem musi zmierzyć się z byłymi nazistami.
Andrzej Białoszycki, Jerzy Wróblewski ‹Z archiwum Jerzego Wróblewskiego #8: Zemsta faraona›Pracowitość Jerzego Wróblewskiego była wręcz legendarna. W drugiej połowie lat 70. XX wieku, gdy zaczął wychodzić „ Magazyn Opowieści Rysunkowych „Relax””, jego prace były stałym „elementem wyposażenia” kolejnych albumów tego wydawnictwa. Jakby tego było mało, od 1973 roku przez kolejnych dziewięć lat bydgoszczanin (choć urodzony w Inowrocławiu) był etatowym rysownikiem „Kapitana Żbika” – w sumie światło dzienne ujrzały aż dwadzieścia cztery zeszyty serii jego autorstwa. Mało kto, przynajmniej poza Bydgoszczą, wiedział jednak wówczas, że w tym samym czasie artysta regularnie dostarczał historyjki dla wychodzącej w mieście nad Brdą popołudniówki „Dziennik Wieczorny”, z którą współpracował od końca lat 50. Jego dorobek w dziedzinie komiksu prasowego jest nie mniej imponujący, a jego przypomnieniu służy, ukazujący się od 2013 roku, cykl „ Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”. W opublikowanym właśnie ósmym tomie, nie licząc rysunków satyrycznych z „Przeglądu Robotniczego” (ukazującego się co dwa tygodnie dodatku do „Gazety Pomorskiej”), pojawiła się tylko jedna, ale za to rozbudowana opowieść – sensacyjna „Zemsta faraona”. Scenarzystą tej historii był po raz kolejny dziennikarz Andrzej Białoszycki, z którym rysownik pracował już wcześniej przy westernie „Leworęki” (1973-1974) oraz dwóch kryminalno-szpiegowskich opowieściach o bohaterskim oficerze Milicji Obywatelskiej, kapitanie Jasnym (1974). Później razem z kolegą z „Dziennika Wieczornego” Wróblewski stworzył jeszcze między innymi westernowy „ Skarb Irokezów” (1976) oraz sensacyjnego „ Brunatnego Pająka” (1977-1978). W ostatnim z wymienionych komiksów, który znalazł się w szóstym albumie „Z archiwum…”, poznaliśmy polskiego dziennikarza – dzisiaj moglibyśmy go nawet nazwać śledczym – Adama Morana, który stara się dopaść byłych nazistów (w zasadzie to wciąż jeszcze się za nich uważają) ukrywających się w paragwajskiej dżungli. Jak się teraz okazuje, nie był to wcale jego pierwszy „występ” na łamach bydgoskiej gazety. Mniej więcej półtora roku wcześniej „Dziennik Wieczorny” zamieścił bowiem „Zemstę faraona”, inny komiks z Moranem w roli głównej. A kto wie, może niebawem dowiemy się, że było ich jeszcze więcej… „Zemsta…” miała pięćdziesiąt osiem odcinków (każdy pasek składał się z trzech kadrów), które ukazywały się od 16 lutego do 20 maja 1976 roku. Zgodnie z ówczesną tradycją, tekst pojawiał się pod rysunkami, jednak w czasie pracy nad albumową reedycją tej historii Maciej Jasiński – doskonale znany czytelnikom „Esensji” scenarzysta komiksowy (vide „ Uczeń Heweliusza”, „ Niesamowite opowieści Josepha Conrada”, „ Tajemnice D.A.G. Fabrik Bromberg”, „ Marian Rejewski”, „ Józef Makowski. Mój dziennik”), związany, podobnie jak Jerzy Wróblewski, z Bydgoszczą – zdecydował się na przerobienie jej na wersję z „dymkami”. Co zresztą wychodzi „Zemście faraona” na dobre, wizualnie zbliżając ją do powstających współcześnie albumów. I chociaż jest to już druga – pal licho, że prezentowana niechronologicznie! – odsłona przygód Adama Morana, o samym bohaterze i jego przeszłości wciąż wiemy niewiele. Poza tym, że jest Polakiem. I że ponownie przychodzi mu rozprawiać się z niegodziwcami w bardzo egzotycznym, z punktu widzenia szarego obywatela Polski Ludowej, miejscu – Egipcie. Fabuła zaczyna się od tego, że Moran dowiaduje się od swego przełożonego o nominacji na oficera łącznikowego rządu egipskiego przy zorganizowanej przez szwajcarskiego profesora z Zurychu Krevena wyprawie archeologicznej do Doliny Królów. Szefostwo ma pewne wątpliwości co do intencji niektórych z jej uczestników, ale żadnego dowodu, który pozwoliłby odmówić im zgody na badania. Wkrótce Polak poznaje jowialnego naukowca i jego brodatego zastępcę, doktora Grubera. Poza tym do ekipy należą arabscy kierowcy, ludzie wynajęci przez Grubera, którzy zdecydowanie nie wyglądają na specjalistów od historii starożytnej, oraz dwoje młodych archeologów z Lozanny, Julia Luns i Willy Smart (obdarzony przez rysownika twarzą… kapitana Żbika). Wszyscy wydają się Moranowi mocno podejrzani. I instynkt go nie zawodzi, ponieważ już pierwszej nocy ktoś próbuje się go pozbyć. Na szczęście dziennikarz wykazuje się rewolucyjną czujnością i zamiast spać w namiocie, czuwa wśród skał, obserwując obozowisko z bezpiecznej odległości. Ale to dopiero początek dziwnych zdarzeń, za którymi stoi, co od samego początku jest oczywiste (nie bez powodu Wróblewski obdarza go bardzo antypatycznym, wręcz demonicznym wyglądem) – …nie, mimo wszystko nie zdradzimy kto. W dalszej części otrzymujemy klasyczną sensacyjną opowieść, w której nie brakuje szalonych pościgów, strzelanin i mordobicia. Jest piękna kobieta, naiwny naukowiec i grupa bandziorów, którzy łakomią się na starożytne skarby. To chyba nie przypadek, że negatywni bohaterowie są… Niemcami; na dodatek Moran jest przekonany, że to dawni żołnierze. I chociaż nie zostało to powiedziane wprost, raczej nie należy mieć wątpliwości, że chodzi – jak w przypadku „ Brunatnego Pająka” – o kolejnych pogrobowców III Rzeszy. A to oznacza tyle, że znają się oni na swojej profesji i lekko z nimi nie będzie. Na szczęście polski dziennikarz głowę nosi nie od parady, strzelać potrafi całkiem celnie, a jak trzeba, to i w mordę – zwłaszcza hitlerowską – potrafi przylać. Do tego wszystkiego dodać należy jeszcze wątek poszukiwania skarbów i nadzieje na odnalezienie nowego grobowca w Dolinie Królów, co stałoby się największą sensacją archeologiczną od czasów odkrycia przez Howarda Cartera miejsca spoczynku faraona Tutenchamona. Czyli, biorąc pod uwagę, że akcja „Zemsty…” rozgrywa się zapewne w połowie lat 70., od półwiecza. Scenariusz, choć w kilku miejscach razi uproszczeniami i trudno mu zarzucić szczególną oryginalność, broni się mimo wszystko dzięki wartkiej akcji i wyrazistym bohaterom (zarówno tym pozytywnym, jak i negatywnym). Wysoki poziom trzymają rysunki Jerzego Wróblewskiego, utrzymane w typowym dla niego realistycznym stylu. Zaskakuje fakt, że nawet tworząc kadry tak niewielkich rozmiarów, potrafił on dbać o szczegóły nie tylko pierwszego, lecz i dalszych planów. Jedyną nie do końca jasną kwestią pozostaje kolor włosów pięknej archeolożki z Lozanny, Julii Luns – początkowo wydaje się, że jest blondynką, w dalszej części komiksu ma włosy niemal kruczoczarne, ale bywa, że i na nich pojawia się biała poświata (względnie pasemka). Wątpliwości budzi też, ale to już uwaga do Andrzeja Białoszyckiego, znajomość topografii Egiptu. Dlaczego uciekający bandyci, jadąc z okolic Luksoru (i Doliny Królów), mają zamiar w zaskakująco krótkim czasie dotrzeć nad brzeg Morza Czerwonego, skoro dzieli ich od niego dobre dwieście kilkadziesiąt kilometrów? Przy czym, co widać wyraźnie, nie jadą na wschód żadną autostradą, a zwykłą drogą przecinającą skalistą pustynię. Nie traktujcie jednak tych drobnych narzekań zbyt poważnie! Taki naparstek dziegciu nie jest w stanie zmienić smaku miodu.
|