Drugi cykl komiksowej wersji „Mrocznej wieży” rozpoczął się wprawdzie mniej efektownie niż pierwszy, ale wraz z tomem „Siostrzyczki z Elurii” wszystko wróciło do normy. Opowiadanie, które Stephen King stworzył na potrzeby antologii przygotowanej przez Roberta Silverberga, posłużyło za podstawę bardzo interesującego scenariusza.
Królestwo iluzji
[Peter David, Robin Furth, Richard Isanove „Mroczna wieża #7: Siostrzyczki z Elurii” - recenzja]
Drugi cykl komiksowej wersji „Mrocznej wieży” rozpoczął się wprawdzie mniej efektownie niż pierwszy, ale wraz z tomem „Siostrzyczki z Elurii” wszystko wróciło do normy. Opowiadanie, które Stephen King stworzył na potrzeby antologii przygotowanej przez Roberta Silverberga, posłużyło za podstawę bardzo interesującego scenariusza.
Peter David, Robin Furth, Richard Isanove
‹Mroczna wieża #7: Siostrzyczki z Elurii›
Rozgrywająca się w uniwersum Mrocznej Wieży historia, ukazała się pierwotnie w książce „Legendy” z 1998 roku (polskie wydanie: 1999). Poza Kingiem w tomie znaleźli się również: Terry Pratchett, Ursula Le Guin, George R.R. Martin, czy Orson Scott Card, którzy specjalnie do tego zbioru napisali krótkie historie rozgrywające się stworzonych przez siebie fantastycznych światach. Stephen King na potrzeby antologii postanowił posłać Rolanda Deschaina do wymarłego miasteczka Eluria i rzucić go na pastwę tajemniczych i drapieżnych stworzeń. Na marginesie warto dodać, że to opowiadanie zostało także dołączone do najnowszego wydania pierwszego tomu książkowej wersji „Mrocznej Wieży” opublikowanego w 2015 roku przez Wydawnictwo Albatros.
Akcja komiksu rozgrywa się rok po pamiętnej bitwie o Jericho Hill, podczas której śmierć ponieśli towarzysze Rolanda Deschaina. Na pierwszych planszach widzimy samotną postać przemierzającą konno góry Desatoya. Z nieba leje się żar palący płuca i odbierający siły, koń rewolwerowca jest na skraju wyczerpania a i on sam potrzebuje chwili wytchnienia. Jak na zawołanie, na horyzoncie ukazuje się miasteczko, w którym być może uda się odpocząć przed dalszą podróżą. Jednak już na pierwszy rzut oka Eluria wydaje się bardzo podejrzanym miejscem. Przemierzając puste ulice Roland z niepokojem zauważa, że nie ma tu żadnych oznak życia. Jak się okazuje osada nie jest jednak niezamieszkała, o czym Roland przekonuje się w bardzo bolesny sposób. Kiedy mianowicie zastanawia się nad tym, co było przyczyną śmierci młodego chłopaka, którego ciało odnajduje na rynku, zostaje napadnięty przez hordę mutantów. Przed niechybną śmiercią ratują go tajemnicze kobiety, które odbierają pobitego do nieprzytomności młodzieńca rozszalałym stworom.
Roland odzyskuje przytomność w wielkim pomieszczeniu przypominającym szpital, w którym rozgrywa się niemal cała opowieść. Mimo tego, że znaczną jej część rewolwerowiec dochodzi do zdrowia leżąc na specjalnie przygotowanym posłaniu, trzeba przyznać, że zdarzenia, w które zostaje uwikłany, są naprawdę intrygujące. Nasz bohater stopniowo przekonuje się bowiem, że miejsce, w którym się znalazł nie ma nic wspólnego ze szpitalem, a tajemnicze kobiety – nazywające siebie Siostrzyczkami z Elurii – nie są tam bynajmniej po to, by leczyć nieszczęśników, którzy trafili w ich ręce. Tak rozpoczyna się kolejna próba rewolwerowca, w której stawką – jak zwykle – jest jego życie.
Pod względem narracyjnym „Siostrzyczki z Elurii” są zdecydowanie bardziej interesujące niż „Początek podróży”. Mamy tu spójną, zamkniętą historię, która od początku do końca trzyma w napięciu i przynosi zaskakujący finał. Peter David wspólnie z Robin Furth – specjalistką od uniwersum Mrocznej Wieży – umiejętnie konstruuje przepełnioną grozą i tajemniczością historię. Mimo tego, że ta opowieść przedstawia zdarzenia, które rozgrywają się poza głównym nurtem narracji, wnosi ona do komiksowej serii interesujące urozmaicenie i… przywołuje pewne skojarzenia z zupełnie innym komiksem. Pod wieloma względami przypomina ona bowiem umieszczoną w tomie „Zdradzona czarodziejka” historię „Prawie Raj”, w której Thorgal przeżywa podobną przygodę. Zachowując wszelkie proporcje, można stwierdzić, że w obu przypadkach bohaterowie muszą zmagać się z nieznanymi siłami w jakiejś iluzorycznej rzeczywistości. Zarówno Roland, jak Thorgal są niemal całkowicie ubezwłasnowolnieni i uzależnieni od tajemniczych kobiet, które pomagając im, chcą w jakiś sposób przeciwstawić się własnemu przeznaczeniu.
Graficznie komiks również odbiega od dotychczasowej stylistyki. Wygląda na to, że drugi cykl opowieści o rewolwerowcu nie będzie już tworzony przez stały zespół artystów, lecz podobnie jak inne Marvelowskie serie, stanie się dziełem różnych rysowników pracujących nad kolejnymi tomami. Swoją przygodę z „Mroczną Wieżą” zakończył już Sean Phillips odpowiedzialny za „Początek podróży”, a stery – też tylko na jeden tom – przejął brazylijski rysownik Luciano Queiros tworzący pod pseudonimem Luke Ross. Ten mało znany w Polsce twórca ma na koncie pracę dla Marvela (m.in. „Spectacular Spider-Man”, „Amazing Spider Man”, „Captain America”, „Avengers”), DC („Jonah Hex”) oraz Dark Horse („Samurai: Heaven and Earth”). Na rodzimym rynku komiksowym jego prace mogliśmy do tej pory zobaczyć chyba tylko w piętnastym numerze „Star Wars Komiks” z 2009 roku, gdzie ilustrował opowieść „Lojalność”.
W jego rysunkach znajdziemy dużo delikatnego kreskowania, które nadaje postaciom oraz krajobrazom realistyczny charakter. W porównaniu z ekspresyjnymi, opartymi na dużym kontraście rysunkami Jae Lee, szkicowe prace Rossa są dużo bardziej zniuansowane i precyzyjne. Czuwający od początku serii nad kolorystyką Richard Isanove również postanowił zaznaczyć odrębność tej opowieści zmieniając zestaw wykorzystanych barw. Historia przedstawiona została w sepiowej kolorystyce, która nadaje jej westernowy charakter. Nie ma tu już wyrazistych czerwieni, które do tej pory spowijały ogarnięty wojną Świat Pośredni. Jeśli chodzi o materiały dodatkowe, to trzeba przyznać, że tym razem są one trochę uboższe niż zwykle. W tomie znalazły się tylko okładki poszczególnych wydań zeszytowych stworzone przez Rossa i Isanove’a oraz cztery plansze w ołówkowej wersji.
„Siostrzyczki z Elurii” to dobrze napisana i narysowana historia, którą można czytać jako część sagi o rewolwerowcu, ale równie dobrze da się ją potraktować jako osobną, zamkniętą całość. Roland Deschain jest tym razem zdany na łaskę i niełaską obcych sobie osób – by przetrwać musi zdecydować komu może zaufać. Nie jest to decyzja prosta, gdyż wszystko wokół zdaje się być jedynie złowrogą iluzją, która stopniowo przejmuje kontrolę nad jego umysłem. Zmagania z tajemniczymi Siostrzyczkami z Elurii okazują się w konsekwencji nie mniej wyczerpujące, niż walka z Johnem Farsonem. Tu sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że do końca nie wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.