Co zaskakujące, „Vlad” jest lepszy niż suma jego składowych, więc można go przeczytać do poduszki nie powodując drastycznego obniżenia swoich zdolności intelektualnych i ofiar wśród neuronów, co akurat staje się udziałem Vlada. Dręczy tylko jedno pytanie: czy seks-fotel to nawiązanie do Barbarelli, skutek oglądania filmów porno, czy własny pomysł scenarzysty? Jeśli to ostatnie, to pozazdrościć.
Tomasz Sidorkiewicz [100%]
Rozmiar ma znaczenie?
W kolejnym tomie cyklu „Kajko i Kokosz” (czwartym, jaki ukazał się w tej edycji) dzielni woje Mirmiła ponownie stawiają czoła przeciwnościom losu. Gdy Kajko i Kokosz wraz z kasztelanem wracają z polowania, przywożą niecodzienny łup – wodza nękających ich kasztel Zbójcerzy. Aby wydostać się z niewoli, „krwawy” Hegemon przyrzeka mieszkańcom zorganizować w swojej warowni pensjonat dla gości przyjeżdżających na obchody stulecia rodzimego grodu bohaterów, a także zawieszenie broni,oczywiście tylko na czas obchodów. I taki jest początek kłopotów, w które wplątana zostanie złowroga szajka Rarogów, skrzaty oraz tytułowy festiwal czarownic. Jest to również początek perypetii związanych z jednym z magicznych wynalazków wiedźmy Jagi – eliksirem na powiększanie praktycznie wszystkiego.
Komiks pojawił się po raz pierwszy w 1982 roku.Ukazywał się trzy razy w tygodniu na ostatniej stronie „Świata Młodych” – pisma dla młodzieży w „wieku harcerskim”. Jak większość komiksów z cyklu, ten również został skonstruowany tak, aby każda ze stron kończyła się wyraźną, humorystyczną puentą bądź dramatycznym zawieszeniem fabuły. Przygody wojów Mirmiła pełne są niespodziewanych zwrotów akcji, humoru i magii – i co ważniejsze – ani trochę nie zestarzały się od czasu premiery. A to już 21 lat!. Atutem komiksu są przyjemne dla oka ilustracje, a także brak przemocy. Starszych czytelników, oprócz nieocenionych walorów sentymentalnych, rozbawią także dodatkowe wtręty z języka współczesnego, na przykład „będziemy samorządni i niezależni”, czy „znajdę się na liście zmian personalnych”.
A nade wszystko jest to opowieść z morałem. Morałem ważnym od lat i obowiązującego każdego: „wielkość nie zwalnia od głupoty"!
Tomasz Sidorkiewicz [60%]
Kosmiczne przygody
W pierwszym tomie „Kukabury” czytelnicy poznali głównych bohaterów cyklu – rozproszone po całym Wszechświecie dzieci, mające odebrać wezwanie legendarnego ptaka – Kukabury. W drugim tomie autor stara się doprowadzić do ich spotkania, a także dąży do scentralizowania rozrzuconej na wielu planetach akcji. Seria ma wszelkie cechy eposu, w którym pojedynczy album nie rozwiązuje żadnego z wątków, a co najwyżej precyzuje relacje między wszystkimi postaciami tej space-opery.
Przed lekturą „Sektora WBH3” dobrze będzie przypomnieć sobie treść pierwszego tomu („Kukabura: Planeta Dakoi”). Mimo że autor powtarza kilka ważnych informacji, jakie znalazły się w poprzednim albumie, to bez tej powtórki czytelnik może poczuć się nieco zagubiony. Komiks dla fanów space-opery i kreski Crisse – autora także innego cyklu komiksowego wydanego w Polsce – „Kryształowa Szpada” (znanego też jako „Kryształowy Miecz”).
Tomasz Sidorkiewicz [70%]
Kosmiczny Moby Dick
Roboty Lorny zostały porwane i przeznaczone do transportu na wodną planetę w sektorze trzydziestym czwartym. Gdziekolwiek by to było. Właścicielka robotów, i główna bohaterka komiksu, dość szybko lokalizuje porywaczy. Korzystając z pomocy Ishmaela, jednego z „marynarzy” pracujących na statku kosmicznym , zaciąga się na „Pequoda”. Tam spotyka kapitana , jednonogiego Ahaba opętanego manią pochwycenia morskiego giganta, który przed laty pozbawił go nogi. Tak się zaczyna kolejna opowieść z erotycznego cyklu tworzonego przez Alfonso Azpiriego.
Lorna nie odpuści nikomu, kto stanie na jej drodze, a tym którzy jej pomogą, odwdzięczy się chętnie. I w ten sposób nasza opowieść zamienia się powoli w 54-stronicowy komiks pełen erotycznych epizodów (dobrowolnych i tych wymuszonych) pani profesor.
Plus za specyficzny styl rysunków Azpiriego i doskonałe kolorowanie.
Minus za fabułę będącą przeróbką „Moby Dicka” Hermana Melville′a.
Tomasz Sidorkiewicz [60%]
Powtórka z erotycznego fantasy
Piękna tancerka Cybil i jej kompani mają nie lada problem. W poprzednim tomie (patrz: „Cudowny Balsam”) zostali zainfekowani specyficznym rodzajem pasożyta. Postacie mają do wyboru: regularnie spożywać sah, specyfik utrzymujący larwy w stanie bezczynności, bądź też uciec z niewoli i narazić się na rozwój niechcianego lokatora własnych trzewi. Oczywiście, nasi bohaterowie uciekają, ryzykując, że zwierzak zechce wyjrzeć na świat – bezpośrednio przez ich brzuch. Muszą znaleźć sposób na pozbycie się zagrożenia. I to szybko – czas mija nieubłaganie.
Drugi tom cyklu „Ognie Askellu” ma zarówno zalety jak i wady poprzedniego tomu. O ile na początku serii bohaterowie pętali się po stronach komiksu bez wyraźnego powodu, to w „Powrocie na Patronat” powód ten staje się boleśnie wyraźny. Jakkolwiek można zauważyć poprawę w warstwie fabularnej, sukces ten zostaje zaprzepaszczony przez striptiz głównej bohaterki i dość realistyczną scenę rozpruwania brzucha jednego z członków załogi. Takie sceny dyskwalifikują komiks jako propozycję dla młodszych czytelników. Ci starsi nie znajdą w nim zbyt wiele wolt fabularnych – trudno tu liczyć na zaskoczenie nagłym zwrotem akcji. Po raz kolejny jesteśmy epatowani nagością i rozczłonkowanymi ciałami. Znajomość pierwszego tomu wskazana. „Powrót na Patronat” jest jego bezpośrednią kontynuacją.
Polecam tym, którym spodobała się część pierwsza. Nie dla dzieci.
Do szybkiego zapomnienia
Każdy, kto oczekiwał, że poprzedni album „Yansa”, „Tajemnica czasu”, będzie wstępem do większej, bardziej rozbudowanej epickiej historii z Argorem, królową Ardelią i Yansem w rolach głównych – co pozwoli serii wrócić do przyzwoitego poziomu z jej początków – czytając „Krainę otchłani” bardzo szybko wyleczy się ze złudzeń. Otrzyma tu bowiem kolejną historię, po lekturze której zaczną dręczyć go filozoficzne pytania – po co właściwie autorzy stworzyli taką historię i na co ja właściwie wydałem moje 16,90 złotych? Album bowiem nie zaskakuje zupełnie. Wszyscy znów sprzysięgają się przeciw Yansowi, wpada on w tarapaty i trafia w jakieś miejsce, o którym do tej pory nikt w tej serii się nie zająknął. Tam spotyka kilka osób znanych z wcześniejszych albumów, ale których już dawno zdążyliśmy zapomnieć. A całość niestety nie budzi śladu napięcia, emocji, czy jakiegokolwiek wrażenia.
Na domiar złego historia jest nieprzyzwoicie rozwleczona. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że scena próby Yansa jest rozciągnięta na 3 plansze (choć jedna by w zupełności wystarczyła), bo ma to być scena w jakiś tam sposób istotna. Ale nic nie usprawiedliwia zmarnowania całej strony na uwolnienie Yansa z klatki. Godzi się jednak wspomnieć, że ładny rysunek Kasa znów przebija Rosińskiego z tejże serii, a parę dodatkowych punkcików należy się za kolorystykę Grazy – śliczne są szaroniebieskie plansze scen nocnych, warto też zwrócić uwagę na zachód słońca oświetlający skały na stronie czterdziestej. Aż szkoda, że takie starania nie posłużyły lepszemu scenariuszowi.