To nie jest nowy komiks. Wcześniej jednak umknął naszej uwadze. Postanowiliśmy więc nadrobić niedopatrzenie, wychodząc z założenia, że pierwszy tom „Postapo” Daniela Gizickiego (scenariusz) i Krzysztofa Małeckiego (rysunki) – nawet czytany po trzech latach od wydania – zasługuje na uwagę.
Skoro cię kochałem, to mogę cię zjeść!
[Daniel Gizicki, Krzysztof Małecki „Postapo #1: Nienormalna normalność” - recenzja]
To nie jest nowy komiks. Wcześniej jednak umknął naszej uwadze. Postanowiliśmy więc nadrobić niedopatrzenie, wychodząc z założenia, że pierwszy tom „Postapo” Daniela Gizickiego (scenariusz) i Krzysztofa Małeckiego (rysunki) – nawet czytany po trzech latach od wydania – zasługuje na uwagę.
Daniel Gizicki, Krzysztof Małecki
‹Postapo #1: Nienormalna normalność›
Oczywiście, że można temu komiksowi zarzucać brak oryginalności. Wypominać, że przypomina skrzyżowanie „Osiedla Swoboda” z „Żywymi trupami”. Że być może nigdy by nie powstał, gdyby nie „
Jeremiah” – legendarna seria komiksowa Hermanna Huppena. Tylko po co, skoro pierwszy tom „Postapo” czyta się z dużym zainteresowaniem, a postać głównego bohatera angażuje emocjonalnie do tego stopnia, że dotarłszy do finiszu, trudno powstrzymać się przed automatycznym sięgnięciem po opublikowaną rok później kontynuację. Scenariusz „Nienormalnej normalności” wyszedł spod ręki Daniela Gizickiego, dawnego redaktora „Esensji”, który w fachu opowiadacza historii rysunkowych próbuje szczęścia już od ponad dekady. Ostatnimi laty, trzeba to przyznać z radością i uznaniem, z coraz lepszym skutkiem. Za stronę graficzną odpowiada natomiast Krzysztof Małecki, którego z jednej strony trudno uznać za debiutanta, z drugiej jednak doświadczeniem na pewno nie dorównuje Gizickiemu. Co wcale – podkreślmy – nie musi być przytykiem.
Czołową postacią „Postapo” jest Marcin Tramowski, mężczyzna dwudziestokilkuletni (parę lat wcześniej skończył studia filologiczne), mieszkaniec Warszawy. Typowy przedstawiciel swojego pokolenia, który choć mieszka z ukochaną, Eweliną, nie spieszy się wcale do zalegalizowania związku. Bo i po co, wszak przede nimi jeszcze całe życie. Ale czy na pewno? Niestety! Świat Marcina stanął bowiem pewnego dnia na skraju katastrofy. Nie dowiadujemy się wprawdzie, co dokładnie się wydarzyło, ale poznajemy skutki tragedii. Najpotworniejszym, obok objawiającej się powszechnie skłonności do agresji, jest… kanibalizm. Na porządku dziennym są napaści, gwałty i mordy, po których oprawcy nierzadko nie potrafią powstrzymać się przed skosztowaniem ciał swoich ofiar. Nikomu nie można ufać, o czym Marcin przekonuje się bardzo boleśnie już na samym początku opowieści, gdy w zdewastowanym kościele spotyka swego dawnego wykładowcę. Profesor nie jest już jednak nobliwym staruszkiem, ale krwiożerczą bestią – by przeżyć, trzeba go zabić, każda chwila wahania może Tramowskiego kosztować życie.
Zrujnowana Warszawa przypomina miasto po przejściu frontu, na dodatek pełne zasadzek i niebezpieczeństw. Trudno się więc dziwić, że straciwszy najbliższych, bohater postanawia ratować się ucieczką na prowincję. Tam ma kuzyna; jeśli uda mu się dotrzeć do niego w jednym kawałku, jest szansa na ocalenie. Przynajmniej przez jakiś czas. Towarzysząc Marcinowi, przeżywany wraz z nim koszmar (post)apokalipsy. Oglądamy świat, który rozpada się dosłownie na jego/naszych oczach. Ludzie zamieniają się w zwierzęta – dosłownie i w przenośni. Bo by przeżyć, trzeba mieć wyostrzone zmysły i zachowywać się jak drapieżnik. Trzeba zabijać! Nawet wtedy, gdy los zdaje się do Tramowskiego uśmiechać, zagrożenie tak naprawdę nie mija. Koszmar dopada bohatera nawet w snach. Kiedy jednak poznajemy w retrospekcjach jego wcześniejsze losy, przestajemy się temu dziwić. Po takich przeżyciach, jakie stały się jego udziałem, nie sposób zachować równowagę psychiczną. Co jednak nie oznacza, że Gizicki szykuje mu tylko Piekło. Światełko w tunelu też od czasu do czasu rozbłyskuje.
Pierwszy tom „Postapo” wrzuca czytelnika w sam środek dramatycznych wydarzeń; wznieca wir, który go momentalnie pochłania i po dotarciu do ostatniej planszy wypluwa absolutnie wymiętym. Skłania też do zadawania pytań, na które odpowiedzi pozwoliłyby zrozumieć, co w ogóle zaszło. Ale te nie zostają na razie wyartykułowane. Należy jednak pamiętać, że „Nienormalna normalność” to jedynie początek serii: w 2014 roku ukazał się tom drugi – „Najpierw słychać grzmoty”, w następnym zbiór krótkich nowelek zatytułowany „Antologia”, a na ten rok zapowiedziana jest trzecia odsłona cyklu – „Są łatwe i trudne wybory”. Z nich dowiadujemy się więcej. Warto zatem uzbroić się w cierpliwość i po lekturze otwarcia (a precyzyjniej: trzech pierwszych rozdziałów) nie psioczyć na twórców, że tak mało nam zdradzają. Obowiązki recenzenta nakazują jeszcze poświęcić paru słów stronie graficznej „Postapo”. Cóż, to komiks pozbawiony barw (choć nie można go też określić mianem czarno-białego), ale to akurat nie jest kłopot – większym problemem mogłoby stać się oglądanie przedstawionej w nim makabry w kolorze.
A bardziej serio: rysunki Małeckiego to typowy przykład komiksowego undergroundu z jego wszystkimi wadami i zaletami, a więc umownością świata przedstawionego i jednocześnie jego wizualną nieoczywistością. Komu to nie przeszkadza, będzie usatysfakcjonowany; wielbiciele kreski bardziej realistycznej spod znaku komiksu frankofońskiego czy superbohaterskich opowieści Marvela i DC Comics mogą natomiast psioczyć na pewne uproszczenia i toporność postaci (mimika praktycznie nie istnieje). Uwierzcie jednak – wszedłszy głębiej w ten świat, już tak bardzo to nie przeszkadza.