Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 grudnia 2023
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXI

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Władysław Krupka, Jan Rocki
‹Kapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2015
RysunkiJan Rocki
Wydawca ONGRYS
CyklKapitan Żbik
ISBN9788361596608
Cena12,00
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Kapitan Żbik: Marsjanie w poniemieckich bunkrach
[Władysław Krupka, Jan Rocki „Kapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Ta historia została już raz opowiedziana. Ale wówczas ukazała się jedynie jako komiks prasowy na łamach „Wieczoru Wrocławia”. Kilka miesięcy później, szukając materiału na kolejny „kolorowy zeszyt” z kapitanem Żbikiem, zdecydowano się do niej wrócić. Przy okazji nieco ją rozbudowano oraz – co najistotniejsze – zmieniono niezwykle ważny szczegół dotyczący rozwiązania zagadki. Inny był też rysownik.

Sebastian Chosiński

Kapitan Żbik: Marsjanie w poniemieckich bunkrach
[Władysław Krupka, Jan Rocki „Kapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie” - recenzja]

Ta historia została już raz opowiedziana. Ale wówczas ukazała się jedynie jako komiks prasowy na łamach „Wieczoru Wrocławia”. Kilka miesięcy później, szukając materiału na kolejny „kolorowy zeszyt” z kapitanem Żbikiem, zdecydowano się do niej wrócić. Przy okazji nieco ją rozbudowano oraz – co najistotniejsze – zmieniono niezwykle ważny szczegół dotyczący rozwiązania zagadki. Inny był też rysownik.

Władysław Krupka, Jan Rocki
‹Kapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #4: Dziękuję, kapitanie
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2015
RysunkiJan Rocki
Wydawca ONGRYS
CyklKapitan Żbik
ISBN9788361596608
Cena12,00
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opublikowana w 1969 roku, jako czwarty odcinek cyklu o kapitanie Janie Żbiku, zeszytowa wersja „Dziękuję, kapitanie” nie różni się aż tak bardzo w warstwie fabularnej od wcześniejszego o rok wydania prasowego. Mimo że historia została rozbudowana do trzydziestu dwóch plansz znacznie większego formatu, nie dorzucono do niej zbyt wielu nowych elementów. Jedynie pod względem graficznym było to w zasadzie premierowe dzieło – nie dość, że wydrukowane w kolorze (choć poligrafia wciąż pozostawiała wiele do życzenia), to na dodatek zilustrowane przez innego grafika. Zamiast Zbigniewa Sobalę, wydawnictwo Sport i Turystyka tym razem zaprosiło do współpracy niejakiego Jana Rockiego, dla którego był to pierwszy i zarazem ostatni Żbik w karierze. Ba! całkiem prawdopodobne, że już nigdy więcej nie narysował żadnego komiksu, a przynajmniej nie zrobił tego pod tym właśnie nazwiskiem.
Twórcą scenariusza pierwotnej wersji tej opowieści był Władysław Krupka, natomiast w przypadku wydania zeszytowego oficjalnie zarejestrowano jeszcze jednego autora fabuły – Zbigniewa Safjana (pisarza i scenarzystę filmowego, znanego z seriali „Stawka większa niż życie” czy „Najważniejszy dzień życia” oraz powieści – także sfilmowanych – „Potem nastąpi cisza”, „Kanclerz”, „Strach”, „Pole niczyje”). Dlaczego tak się stało, trudno po tak długim czasie odpowiedzieć, tym bardziej że Safjan od ponad czterech lat spoczywa już w grobie. W każdym razie wydaje się mało prawdopodobne, aby dane mu było w jakiś istotny sposób wzbogacić akcję komiksu, ponieważ różnice w porównaniu z tym, co ujrzało światło dzienne na łamach „Wieczoru Wrocławia”, są kosmetyczne. Najistotniejszą jest zamiana głównego czarnego charakteru opowieści. Rodzą się więc pytania: Czy to właśnie był wkład Safjana? A jeśli tak, to czy naprawdę tak bardzo znaczący, aby fundować mu tantiemy z tytułu praw autorskich?
„Dziękuję, kapitanie” zaczyna się od bardzo mocnego akcentu. Nocą na drodze poza miastem z jadącego samochodu zostaje wyrzucony człowiek. Parę godzin później znajduje go milicja. Lekarz stwierdza pęknięcie czaszki, najprawdopodobniej spowodowane uderzeniem głową o asfalt. Znaleziony przy zwłokach dowód osobisty pozwala natychmiast określić tożsamość denata. Okazuje się, że to nie byle kto, lecz sam dyrektor zakładów chemicznych w Marianowie, Edward Klecki. Funkcjonariusze z miejsca udają się do fabryki, aby przesłuchać pracowników; zastępca Kleckiego i główny technolog wystawiają mu jak najlepszą opinię – był, ich zdaniem, nie tylko świetnym organizatorem, ale także znakomitym fachowcem. Znacznie mniej do powiedzenia mają sekretarka i portier; nawet zeznania przywiezionej z domu gospodyni nie posuwają śledztwa naprzód. Kapitan Żbik, dywagując z porucznik Olą Malicką, rozważa różne warianty – może to była zemsta? nieudolna próba rabunku? albo jakieś porachunki sprzed lat? Wszak w latach 60. XX wieku wciąż jeszcze zdarzało się, że ludzie brali odwet za wydarzenia z czasów okupacji. Kto wie, może Klecki naraził się komuś ćwierć wieku temu.
W każdym razie Żbik wraca do domu zrezygnowany. I wtedy nagle akcja nabiera rozpędu. W mieszkaniu kapitana pojawia się nieoczekiwany gość – to sekretarka zamordowanego dyrektora zakładów chemicznych. Opowiada o swoich obawach, o ludziach, którzy ją „pilnują” i prawdopodobnie też śledzą. Ale kto to jest i dlaczego? Co wspólnego miał z nimi Klecki? Na te pytania Żbik musi teraz znaleźć odpowiedź. I to znacznie szybciej, niż mu się wydaje. Wkrótce po wyjściu od kapitana kobieta zostaje bowiem porwana; chwilę później bandyci uprowadzają także milicjanta. Trop wiedzie do położonych nieopodal Marianowa Lisich Grot, w których znajdują się poniemieckie bunkry. Pewne jest, że kryją one jakąś tajemnicę. Tylko czy Żbik zdąży ją poznać, zanim wyląduje na dnie jeziora, by stać się pokarmem dla drapieżnych rybek? Co gorsza, jego śmierć będzie oznaczała także śmierć sekretarki, ponieważ tylko on jest w stanie ją uratować. A czy szarmancki i bohaterski stróż prawa może pozwolić na to, by przez jego nieudolność zginęła młoda i niewinna kobieta?
„Dziękuję, kapitanie” to w zasadzie kolejny, po rozpisanym na trzy części „Ryzyku”, Żbik dla dorosłych. Pod wieloma względami przypomina on bowiem kręcone w tamtym czasie filmy oraz publikowane w formie opowiadań (na przykład w serii „Ewa wzywa 07…”) i powieści tak zwane „kryminały milicyjne”, na które tak uroczo psioczył w swoich felietonach nieżyjący już poeta Stanisław Barańczak. Mamy przecież do czynienia z morderstwem i usiłowaniami kolejnych zabójstw; od czasu do czasu dochodzi do ostrego mordobicia; poza tym w fabułę nie są zamieszane ani dzieci, ani młodzież, co niebawem stanie się normą cyklu. Widocznie na początku publikowania „kolorowych zeszytów” z dzielnym kapitanem w roli głównej nie określono jeszcze do końca targetu – i dzisiaj, z perspektywy prawie pięćdziesięciu lat od premiery, wcale nie powinno to być odbierane jako zarzut. Wręcz przeciwnie! Autorzy scenariusza (przede wszystkim major Krupka) dzięki temu bardziej skupiają się na procedurach milicyjnych, co maksymalnie zbliża fabułę do rzeczywistości.
Pewne, choć niewielkie, zmiany dostrzegalne są również w warstwie graficznej. Jan Rocki rysuje podobnie do Zbigniewa Sobali. Stosunkowo najgorzej radzi sobie jednak, jak i jego kolega po fachu, z postaciami – twarze najczęściej przypominają jasne bądź ciemne plamy, trudno więc pisać o jakiejkolwiek mimice; bardziej domyślamy się, z kim mamy do czynienia, niż rozpoznajemy bohatera. Pojawia się za to, potraktowane malarsko, tło. A że grafik całkiem nieźle radzi sobie ze światłocieniem, w kilku kadrach wypada to nawet zaskakująco atrakcyjnie wizualnie. Zmiana ilustratora, choć zapewne przypadkowa, była krokiem we właściwym kierunku. Głównie dlatego, że poszukując kolejnych, coraz lepszych plastyków, wydawca już niebawem zadanie rysowania Żbika powierzy startującemu tym samym do wielkiej – jak się potem okaże – światowej kariery… Grzegorzowi Rosińskiemu.
koniec
13 kwietnia 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W imię miłości
Marcin Knyszyński

10 XII 2023

Czwarty tom „R.I.P.”, komiksowej serii Gaet’sa i Moniera, przedstawia kolejną postać z grupy dobrze już nam znanych, pożałowania godnych typów. I od razu uprzedzam – dzisiejszy typ jest godny pożałowania najbardziej. Tak właśnie, choć może się to wydawać już mało możliwe.

więcej »

Superbohater na miarę XVII wieku
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

9 XII 2023

Czy to Zorro? Czy to Robin Hood? A może D′Artagnan? Nie, to Czerwona Maska, bohater klasycznego, francuskiego cyklu komiksowego, którego pierwszy tom ukazał się na naszym rynku dzięki wydawnictwu Kurc.

więcej »

Gdzie jest Kamala?
Andrzej Goryl

8 XII 2023

Ms Marvel gdzieś zniknęła. Przestała chodzić na nocne patrole, a jej "cywilne" alter ego, Kamala Khan nie pojawia się już w szkole. Rolę obrońców New Jersey przyjmują koledzy superbhaterki – nie posiadający żadnych nadludzkich mocy, ale za to dysponujący dużą ilością zapału. Dzieciaki mają pełne ręce roboty – coś złego dzieje się w miejscowym domu starców. Czyżby powrócił jeden ze strych wrogów Ms Marvel? Tymczasem z Wakandy przylatuje Bruno, a w szkole pojawia się nowa uczennica – która od (...)

więcej »

Polecamy

„Incal” w wersji light

Niekoniecznie jasno pisane:

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński

Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński

Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński

Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński

Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.