Drugi tom „Postapo” Daniela Gizickiego (scenariusz) i Krzysztofa Małeckiego (rysunki), choć fabularnie jest nieco mniej zwarty niż debiut serii, trzyma poziom. Poznajemy w nim wcześniejsze losy głównego bohatera, ale wciąż bez odpowiedzi – mimo pewnych sugestii – pozostaje pytanie: Jak to wszystko się zaczęło?
Świat, w którym kanibale stają się najmniejszym problemem
[Daniel Gizicki, Krzysztof Małecki „Postapo #2: Najpierw słychać grzmoty” - recenzja]
Drugi tom „Postapo” Daniela Gizickiego (scenariusz) i Krzysztofa Małeckiego (rysunki), choć fabularnie jest nieco mniej zwarty niż debiut serii, trzyma poziom. Poznajemy w nim wcześniejsze losy głównego bohatera, ale wciąż bez odpowiedzi – mimo pewnych sugestii – pozostaje pytanie: Jak to wszystko się zaczęło?
Daniel Gizicki, Krzysztof Małecki
‹Postapo #2: Najpierw słychać grzmoty›
Scenarzysta Daniel Gizicki i rysownik Krzysztof Małecki podjęli się niełatwego zadania – przeniesienia na polski grunt komiksu postapokaliptycznego. I to mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Artur Kurasiński i Michał Śledziński pracowali nad pierwszym tomem, pomyślanego jako tetralogia, „
Strange Years”. Różnica jest jednak zasadnicza (i nie chodzi wcale o to, że jeden komiks jest czarno-biały, a drugi kolorowy) – Gizicki zdecydował się bowiem umieścić akcję swego dzieła „tu i teraz”, w Polsce epoki „Biedronek” i „Auchanów”, podczas gdy Kurasiński w pomyśle podrzuconym „Śledziowi” za tło wydarzeń obrał, wzorem Hermanna Huppena (i jego „
Jeremiaha”), Stany Zjednoczone. Wybór Daniela wydawał się bardziej ryzykowny, ponieważ niósł za sobą konieczność wymyślenia bohaterom polskich imion i nazwisk (a to w literaturze science fiction zazwyczaj lekko zgrzytało), jak i wpisania ich w rodzimy – miejsko-wiejski, a więc generalnie przaśny – krajobraz. Oczywiście pod warunkiem, że autorzy nie chcieli tworzyć jakiegoś zupełnie nierealnego świata…
Jak sobie z tym „garbem polskości” poradzili? Zapewne ku zaskoczeniu wielu – nadzwyczaj udanie. Co udowodnił już ponad wszelką wątpliwość tom pierwszy serii „Postapo”, czyli „
Nienormalna normalność” (2013), a potwierdził drugi – wydany po roku oczekiwania „Najpierw słychać grzmoty”. Jego fabuła zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w jakim przerwana została akcja rozdziału „Póki my żyjemy”. Marcin Tramowski, dwudziestokilkulatek, polonista z wykształcenia, któremu udało się uciec z opanowanej przez krwiożerczych kanibali Warszawy, dotarł do domu swego, mieszkającego na prowincji, kuzyna Jakuba. Biorąc pod uwagę doznania ostatnich tygodni, był to dla niego moment więcej niż szczęśliwy. Jak się bowiem okazało, Jakub wraz z sąsiadami stworzył coś na kształt komuny (bez podtekstów politycznych!), wychodząc z założenia, że we wspierającej się grupie łatwiej będzie przeczekać kryzys. Ba! w ogóle przeżyć, bo to przecież o własną skórę tak naprawdę toczy się gra.
Z biegiem czasu – i tu już przechodzimy do fabuły tomu drugiego – Marcin dochodzi do wniosku, że pozostawanie w tym samym miejscu nie ma większego sensu. Nadciąga zima, niebawem skończą się zapasy żywności, co jakiś czas będą musieli odpierać kolejne ataki wrogów – jak nie kanibali, to zorganizowanych grup przestępczych, których rozpleniło się co niemiara. Trzeba szukać nowego, bardziej bezpiecznego miejsca. Do tego konceptu udaje mu się przekonać zadurzoną w nim (ze wzajemnością zresztą) Weronikę, ale pozostali – w tym kuzyn Marcina, Jakub Tramowski – są albo nastawieni do tego planu jednoznacznie wrogo, albo w najlepszym wypadku sceptycznie. Rozdźwięk pomiędzy głównym bohaterem a postaciami drugoplanowymi narasta, niekiedy przeobrażając się w otwartą wrogość. Wyraźnie wyczuwa się nadchodzące wielkimi krokami przesilenie, mocny zwrot akcji, ale napisanie o nim cokolwiek więcej byłoby nie fair wobec tych, którzy po komiks zechcą sięgnąć zachęceni dopiero tą recenzją. W każdym razie nadchodzi moment, kiedy – w znaczeniu symbolicznym – mrok gęstnieje, a groza staje się niemal namacalna.
W „Najpierw słychać grzmoty” Gizicki zdradza też całkiem sporo informacji na temat przeszłości Marcina Tramowskiego, opowiadając o jego losach (w rozdziale „Jak widzisz swoją przyszłość, synu?”) sprzed katastrofy. Obserwujemy więc przede wszystkim jego aklimatyzowanie się w Warszawie i studenckie życie, znaczone nie tylko nauką, ale również pracą za barem. Z daleka docierają wprawdzie niepokojące informacje na temat sytuacji międzynarodowej, ale jeszcze nic nie zwiastuje mającego nastąpić armagedonu (gdyby tak miało być, to aż strach pomyśleć, co w obecnej sytuacji szykuje nam najbliższa przyszłość). Tym samym na odpowiedź na nurtujące zapewne wszystkich czytelników pytanie, co takiego wydarzyło się, że świat z dnia na dzień pogrążył się w totalnym rozkładzie i chaosie – musimy jeszcze poczekać. Scenarzysta umiejętnie (mniej cierpliwi mogliby powiedzieć, że skąpo) dawkuje informacje, a chcąc dodatkowo odwrócić uwagę od kwestii zasadniczych, wprowadza nowych bohaterów – nastoletnich łuczników, Michała i Günthera, których tragedia zastała w trakcie zawodów sportowych.
Graficznie tom drugi nie różni się niczym szczególnym od pierwszego. Krzysztof Małecki wciąż pozostaje wierny kresce charakterystycznej dla rodzimych komiksów undergroundowych (choć nie stroni również od nawiązań do mangi). Czasami można ponarzekać na fakt, że twarze, zwłaszcza jeśli bohaterowie znajdują się w oddali, są niewyraźne, a nawet, że rysownik w ogóle rezygnuje z oddawania ich mimiki. Na szczęście postaci da się rozpoznać po innych cechach – fryzurze i kolorze włosów bądź specyficznych elementach ubioru. Jeszcze ciekawiej, można by rzec: bardziej klimatycznie, zaczyna robić się, gdy nadchodzi zima i leśne ostępy pokrywa śnieg. Małeckiemu łatwiej wtedy podkreślić bajkową (a więc i fantastyczną) nierzeczywistość świata, wykorzystując przy tym kontrast bieli i czerni. Warto dodać, że album „Najpierw słychać grzmoty” kończy się w wyjątkowo dramatycznym momencie, co tylko wzmacnia apetyt na zapowiadaną na ten rok trzecią odsłonę opowieści – „Są łatwe i trudne wybory”. Nie zapominajmy jednak, że po drodze ukazał się jeszcze tom nowel pod tytułem „Antologia” (2015), któremu także niebawem się przyjrzymy.