Podczas lektury „14-karatowego auta” można poczuć się, jak podczas seansu w starym kinie. Slapstickowe żarty, komedia pomyłek, cyklicznie powracający motyw kradzieży i zwrotu auta oraz równie elegancki, co absurdalny język tej opowieści gwarantują znakomitą zabawę. W roli Ivana Gorczewa oczywiście koniecznie sam Eugeniusz Bodo.
W starym kinie
[Zsolt H. Garisa, Pal Korcsmaros, Jeno Rejto „14-karatowe auto” - recenzja]
Podczas lektury „14-karatowego auta” można poczuć się, jak podczas seansu w starym kinie. Slapstickowe żarty, komedia pomyłek, cyklicznie powracający motyw kradzieży i zwrotu auta oraz równie elegancki, co absurdalny język tej opowieści gwarantują znakomitą zabawę. W roli Ivana Gorczewa oczywiście koniecznie sam Eugeniusz Bodo.
Zsolt H. Garisa, Pal Korcsmaros, Jeno Rejto
‹14-karatowe auto›
Główny bohater komiksu – Ivan Gorczew – to postać nietuzinkowa. Ten dwudziestojednoletni marynarz właśnie zdobył bowiem nagrodę Nobla z fizyki. Jest to osiągnięcie wyjątkowe, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ten młody człowiek nie grzeszy nadmierną skłonnością do teoretyzowania oraz refleksji naukowej, a o fizyce nie ma bladego pojęcia. To niezwykłe zdarzenie traci jednak nieco swego tajemniczego uroku, jeśli dodamy, że Gorczew zdobył nagrodę wygrywając ją w makao od profesora Noaha Bertinusa. Tak czy inaczej, dość niefrasobliwy bohater opowieści musi teraz w jakiś sposób tę zawrotną sumę zagospodarować. Tak zaczyna się zabawna opowieść, w której pomyłka goni pomyłkę a główny bohater raz po raz wpada w tarapaty.
Zaraz po tym, jak Iwan Gorczew zdobywa nagrodę Nobla, zatrudnia sekretarza – niejakiego pana Vanka, mężczyznę który właśnie zbiegł ze szpitala psychiatrycznego. W końcu każdy szanujący się Noblista powinien przecież mieć sekretarza. Chwilę później młokos zakochuje się na zabój w pięknej kobiecie, którą dostrzega na tarasie hotelu Méditerranée. Niestety wszystko wskazuje na to, że blond piękność – Anette Laboux – jest adorowana przez barona Lingeströma, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest skłonny do tego, by dzielić się z kimś towarzystwem pięknej kobiety. Gorczew okazuje się jednak na tyle przekonujący, że jego znajomość z piękną dziewczyną zaczyna bardzo dobrze rokować. Wszystko zakończyłoby się niechybnie szybkim ślubem, gdyby nie fakt, że ojciec Anette – Gustave Laboux – ma inne wyobrażenie o przyszłości swojej córki i zdecydowanie odrzuca oświadczyny narwanego młodzieńca.
Dalszy rozwój wypadków pełen jest zaskakujących zdarzeń oraz absurdalnego humoru. Ivan Gorczew wytrwale próbując zdobyć akceptację ojca Anette, trafia do Legii Cudzoziemskiej oraz zostaje wplątany w intrygę o kryminalno-politycznym charakterze, w której pierwsze skrzypce gra niedawno poznany baron Lingeström. Z czasem okazuje się, że wszystko kręci się wokół tytułowego 14-karatowego auta. Niebieska Alfa Romeo będąca własnością Gustave’a Laboux skrywa w sobie bowiem niezwykłą tajemnicę.
Pomimo tego, że komiks powstał w roku 1963, jako adaptacja książki z roku 1940, czyta się go dziś bardzo dobrze. Wszyscy miłośnicy starego kina i starych komiksów na pewno będą nim usatysfakcjonowani. Duża w tym zasługa eleganckiego, kompletnie niedzisiejszego, języka i specyficznego poczucia humoru, na którym oparta jest książka autorstwa Jenö Rejtö oraz świetnych rysunków Pála Korcsmárosa. Dodać jednak trzeba, że choć podstawą komiksu są materiały sprzed dziesiątków lat, to forma w jakiej dziś otrzymuje go czytelnik, jest efektem pracy współczesnych artystów – Zsolta H. Garisy oraz Zoltána „Zerge” Vargi. O tym, że ich wkład nie ograniczył się jedynie do komputerowej edycji rysunków, możemy przekonać się oglądając dodatki ukazujące kolejne etapy pracy, które zostały zamieszczone na końcu albumu.
Krótko mówiąc, plansze tego wydania zupełnie nie przypominają tych, które stworzył w 1963 roku Korcmáros dla magazynu „Füles”. Komiks ukazywał się bowiem w trzystronicowych odcinkach, których podstawą były przeciążone tekstem plansze. Znajdowało się na nich zazwyczaj od ośmiu do dziewięciu małych kadrów. Tymczasem w wydanym właśnie albumie możemy podziwiać plansze, na których umieszczono trzy-cztery powiększone i podrasowane kadry. Zsolt H. Garisa kompletnie przeorganizował układ plansz powiększając i uzupełniając niektóre panele oraz zmniejszając ilość tekstu. Zoltán „Zerge” Varga ożywił natomiast komiks subtelnymi, nieco przytłumionymi kolorami utrzymanymi w ciepłych, sepiowych tonacjach. Dzięki kilku ilustracjom poszczególnych etapów tego procesu umieszczonym na ostatnich stronach albumu, każdy czytelnik niewątpliwie doceni pracę obu grafików. Warto także odnotować, że okładka komiksu – będąca kompozycją rysunków pochodzących z kilku różnych kadrów – także jest ich autorskim dziełem.
Komiks „14-karatowe auto” niewątpliwie wart jest uwagi. Wprawdzie podczas lektury można chwilami odnieść wrażenie, że kolejne kadry są ilustracjami do książki, ale nie przeszkadza to w odbiorze opowieści z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze tekst, który dostajemy jest fascynujący w swej archaiczności. Oczywiście, że dziś tak się nie pisze i – tym bardziej – nie mówi, ale właśnie ta staroświecka maniera nadaje opowieści niesamowity urok, który docenią na pewno wszyscy miłośnicy pięknego wysławiania się. Po drugie, kojarzące się nieco z kreską Willa Eisnera, rysunki Korcmárosa są – mimo upływu lat – doskonałe. Mimika postaci, ich mowa ciała, kompozycja poszczególnych paneli dowodzą jednoznacznie kunsztu rysownika.
„14-karatowe auto” to chyba pierwszy węgierski komiks, który ukazał się na naszym rynku, po długiej przerwie. Do tej pory najbardziej znanymi dziełami naszych bratanków były wydawane przez Krajową Agencję Wydawniczą w latach osiemdziesiątych komiksy duetu Ernö Zórád (rysownik) oraz Tibor Horváth (scenarzysta). Pewnie wiele osób z sentymentem wspomni takie ich dzieła, jak „Old Shatterhand i Winnetou”, „Ostatni Mohikanin”, „Skarb Majów”, „Kapitan Blood”, „Jankes na dworze króla Artura”, „Jeździec z Aquincum” czy też „Miasto Milczących Rewolwerów” (warto odnotować, że ten ostatni tytuł również powstał na podstawie książki autora „14-karatowego auta”). Te adaptacje popularnej literatury dostarczały doskonałej rozrywki w czasach, gdy rynek komiksowy w Polsce wyglądał zupełnie inaczej, ale być może i dziś znalazłoby się na nim trochę miejsca dla komiksów węgierskich. Być może prowadzone przez szalonego Ivana Gorczewa „14-karatowe auto” utoruje drogę dla kolejnych dzieł z Węgier. Na pewno byłoby to interesujące urozmaicenie.
Raczej "Old Shatterhand". Wiem, czepiam się...