„Ssanie” to przygnębiająca, undergroundowa opowieść o perypetiach człowieka zagubionego w okrutnym świecie, przesyconym przemocą, seksem i falliczno-waginalną symboliką. Gdyby przeczytał ją Freud, bez wątpienia zaprosiłby autora do swojego gabinetu. Być może Dave Cooper stałby się dzięki temu sławniejszy niż człowiek-wilk.
Biedny Bazyli dziwi się światu
[Dave Cooper „Ssanie - Sytuacja Bazylego” - recenzja]
„Ssanie” to przygnębiająca, undergroundowa opowieść o perypetiach człowieka zagubionego w okrutnym świecie, przesyconym przemocą, seksem i falliczno-waginalną symboliką. Gdyby przeczytał ją Freud, bez wątpienia zaprosiłby autora do swojego gabinetu. Być może Dave Cooper stałby się dzięki temu sławniejszy niż człowiek-wilk.
Dave Cooper
‹Ssanie - Sytuacja Bazylego›
Opowieść rozpoczynają narodziny Bazylego – głównego bohatera, który przyszedł na świat w dość nietypowy sposób. Najpierw gdzieś pośrodku pustyni pojawił się kształt przypominający waginę, a następnie wyskoczyło z niej jajo, z którego „wykluła się” – witana tylko przez jakieś robactwo – dziwna postać z wielką głową. Po tych równie nietypowych, co przesyconych archetypową symboliką narodzinach, nasz bohater rozpoczyna wędrówkę, w trakcie której on sam poznaje „uroki” świata, zaś czytelnik stopniowo przekonuje się, że narodziny bohatera w całej tej opowieści były najmniej dziwne.
Od początku swojej egzystencji Bazyli przekonuje się, że świat, w którym przyszło mu żyć, nie jest dla niego zbyt przyjazny. Pustynia, dziwne miasto pełne zepsutych mechanicznych urządzeń, dżungla, w której roi się od dziwnych i niebezpiecznych roślin i zwierząt, stanowią kolejne etapy jego wędrówki. Pierwszą miłą rzeczą, jaka go spotyka jest gościna u pewnego małżeństwa. W ich domu zjadł, napił się oraz został obdarowany bransoletką, która odegra w jego życiu bardzo ważną rolę. Później wyruszył w podróż do miasta, w którym rozgrywa się dalsza część historii. Wielka metropolia przedstawiona jest tutaj jako siedlisko wszelkiego zła i zepsucia atakującego naszego niewinnego bohatera. Bazyli reagując szokiem i niedowierzaniem obserwuje tu przejawy pedofilii, przemocy, wykorzystywania seksualnego, oszustw oraz prostytucji. Wszystko w komiksie obraca się wokół seksu a wszechobecna symbolika falliczno-waginalna skontrastowana jest z przerysowaną niewinnością, czy też naiwnością Bazylego, który czuje się w tym świecie wyobcowany.
W tej mrocznej, beznadziejnej rzeczywistości używki i miłość to jedyne rzeczy pozwalające mu przetrwać. Pierwsza z nich związana jest w jakiś sposób z tym zepsutym światem, druga natomiast stanowi jego przeciwieństwo. Brzmi to oczywiście banalnie, ale Cooper ten stereotypowy schemat przedstawia w daleki od wszelkiej oczywistości sposób. Bazyli nieustannie zjada albo wdycha jakieś substancje, które sprawiają, że raz po raz doświadcza surrealistycznych wizji. Jednak tym, co dostarcza mu najpiękniejszych emocji jest miłość, jaką nasz bohater obdarza spotkaną przypadkowo kapłankę tajemniczego kultu. Od tego momentu jej zniekształcany na różne sposoby wizerunek towarzyszy mu nieustannie zarówno na jawie, we śnie oraz podczas różnego rodzaju wizji. Zresztą granice pomiędzy tymi obszarami ulegają tutaj zatarciu (o czym może świadczyć to, co stało się podczas jego spotkania z grupą hipisów). Halucynacje, jakich doświadcza Bazyli – zazwyczaj po spożyciu roślin o przywołujących seksualne skojarzenia kształtach – przeplatają się z jego doświadczeniami w realnym życiu i trudno powiedzieć, co jest bardziej surrealistyczne.
Pod względem graficznym, komiks trochę przypomina stylistykę prac Roberta Crumba. Gruba kreska i charakterystyczne sylwetki bohaterów (szczególnie masywne kształty kobiet) składają się na typowo undergroundowy sposób rysowania. W rysunkach Dave’a Coopera mniej jest gęstego kreskowania, tak charakterystycznego dla twórcy „Pana Naturalnego” czy „Kota Fritza”, ale obaj autorzy niewątpliwie dzielą podobną wrażliwość artystyczną i skłonność do pokazywania tego mniej ładnego oblicza rzeczywistości. Czarno-biały, surrealistyczny świat wypełniony groteskowymi, płynnymi kształtami, które nieustannie ulegają różnym metamorfozom i wcześniej czy później ukazują swoje podobieństwo do zdeformowanych ludzkich narządów płciowych, jest chwilami rzeczywiście odrażający.
Albumowy debiut kanadyjskiego rysownika, który miał już wcześniej na koncie współpracę z rodzimym wydawnictwem Aircel Comics, niewątpliwie należy uznać za bardzo interesujący i skłaniający do refleksji. To właśnie ten komiks, wydany w 1997 roku przez Fantagraphics, kultową oficynę publikującą także komiksy Crumba, nadał impet jego dalszej karierze. „Ssanie” zawiera doskonały materiał do analizy dla wszystkich, którzy lubią szukać w komiksach drugiego a nawet trzeciego dna. Podróż Bazylego przez surrealistyczny, przesycony seksem i przemocą świat można interpretować bowiem na wiele różnych sposobów. Niewątpliwie kluczowym pytaniem, jakie nasuwa się po lekturze, jest kwestia możliwości zachowania niewinności w okrutnym świecie, oferującym na każdym kroku wiele różnych pokus. Bohater komiksu próbuje sobie jakoś z nimi poradzić, choć nawet on, mimo całej swojej niewinności, jest nieustannie kuszony przez małego diabła będącego stałym towarzyszem jego podróży. Pytanie tylko, czy jego sposób na przejście przez ten świat, wiążący się z biernym obserwowaniem różnych patologii, brakiem reakcji na otaczające go zło, nie staje się jakąś formą utraty tej niewinności. Dave Cooper udziela odpowiedzi dalekiej od jednoznaczności, pozostawiając całą zabawę interpretacyjną czytelnikowi, który sam musi stwierdzić, czy „Ssanie” to satyra na świat, w którym żyjemy, czy krytyka naiwnej postawy polegającej na zamykaniu oczu na wszelkie jego patologie.