„Titeuf: To niesprawiedliwe” (C’est pô juste…), „Arena” #6, „Usagi Yojimbo: Cienie Śmierci” (Shades of Death), „Cedryk: Pierwszoklasiści” (Premieres classes), „Pielgrzym” (Just a Pilgrim), „Thorgal: Królestwo pod piaskiem” (Le Royaume sous le Sable), „Janosik: Pierwsze kroki”, „Kupidyn: Pierwsze strzały” (Premieres Fleches), „Egon” (Egon), „Miasto Grzechu” (Sin City)
„Titeuf: To niesprawiedliwe” (C’est pô juste…), „Arena” #6, „Usagi Yojimbo: Cienie Śmierci” (Shades of Death), „Cedryk: Pierwszoklasiści” (Premieres classes), „Pielgrzym” (Just a Pilgrim), „Thorgal: Królestwo pod piaskiem” (Le Royaume sous le Sable), „Janosik: Pierwsze kroki”, „Kupidyn: Pierwsze strzały” (Premieres Fleches), „Egon” (Egon), „Miasto Grzechu” (Sin City)
Ach te kuzynki!
Moja koleżanka, mająca dwuletnią fantastyczną córeczkę, poczuła się nieco zniesmaczona pierwszym gagiem z trzeciej części wybryków Titeufa – „To niesprawiedliwo”. Udało mi się jednak szybko zatrzeć ów niemiłe pierwsze wrażenie błyskawicznie pokazując jej „Poranny garb” czy „Mój pierwszy ślub”. Nie mówiąc już o „Edycie”, jednej z minihistoryjek związanych z zamieszkaniem w domu Titeufa jego kuzynki, Julii, co wywołuje całą serię zabawnych sytuacji, sprawnie zilustrowanych przez Zepa. Fascynacja małego brzdąca swą kuzynką przechodzi różne etapy, od początkowego podejrzenia aż po małżeńskie plany. Poza tym, jak zwykle, Titeuf rozrabia, gdzie tylko się znajdzie, pakując się całkiem często w większe kabały, kończące się na kilku siniakach czy złych ocenach. Przy okazji wychodzą na jaw ważne życiowe prawdy, jak to, że jedzenie szpinaku wcale nie sprawia, że człowiek jest silniejszy. Album równie dobry, jak poprzednie. Warto więc czekać na kolejne wybryki Titeufa.
Zmiany na lepsze
Szósty numeru „magazynu narysowanych historii” przynosi ze sobą kilka zmian – istotnych, bo zdecydowanie na lepsze; widać, że twórcy pisma wciąż poszukują właściwej formuły magazynu. Wzrosła liczba kolorowych stron, pismo jest wreszcie szyte, a cena uległa obniżce, niewielkiej, ale cieszącej kieszeń w trudnych czasach dla miłośnika komiksu. Od strony zawartości żadnych większych zmian jednak nie ma, a szkoda. „Arena” mogłaby serwować więcej komiksów środka, dobrze narysowanych, sprawnych fabularnych, stając się ważnym elementem prasy branżowej w naszym kraju. Niestety na stronach pisma wciąż pokutuje typowy komiks polski, w którym umiejętności plastyczne czy fabularne nie stoją na dostatecznie wysokim poziomie. Na minus należy też magazynowi zaliczyć wyjątkową niedbałość edytorską, błędy ortograficzne zdarzają się nawet na planszach komiksów…
Do rzeczy ważniejszych należy bez wątpienia zaliczyć tekst Wojtka Birka przybliżający nam argentyńskie dzieło „Mort Cinder”, wywiad z Bogusławem Polchem, gdzie rysownik po raz kolejny głównie wylewa żale pod adresem twórców filmowego „Wiedźmina”. Druga część „Kobiet w życiu Thorgala” na poziomie pierwszej, szkoda, bo brak mi w tym skądinąd ciekawym temacie bardziej analitycznego podejścia. Mamy jeszcze miniwywiad z Krzysztofem Ostrowskim, laureatem Grand Prix Komiks 2001 i notkę w zasadzie o „Stripburku”, o którym szerzej w poprzednim numerze „Esensji”. Z komiksów na uwagę zasługuje „Wild West Zombies” Ostrowskiego, ciekawie zrealizowana plastycznie prosta historia, bardzo dobry „Parszywy dzień” Adriana Madeja, czy „Karsten Storosz” Olafa Ciszaka, którego prace mieliśmy przyjemność prezentować jakiś czas temu.
Wojciech Gołąbowski [80%]
Legendy i proza życia
Krótko po wydaniu
Daisho, oryginalnie dziewiątej albumowej części przygód królika-samuraja, Egmont wydał część ósmą… Czy to błąd w sztuce? Niekoniecznie. Odnoszę wrażenie, że gdybym nie przeczytał wcześniej „Daisho”, z „Cieni Śmierci” nie zrozumiałbym zbyt wiele – zbyt wiele w niej odwołań do innych części, postaci, dzieł…
„Daisho” mamy jednak za sobą, czas na „Shades of Death”. Na zawartość albumu składa się pierwszych sześć numerów wydawanej przed laty przez wydawnictwo Mirage serii ′Usagi Yojimbo′. Całość to dwie dłuższe opowieści i pięć krótkich – w tym dwie dziejące się w młodości ronina, podczas jego nauki u senseia Katsuichi.
Proza życia XVII wiecznej Japonii jest tu przemieszana ze starożytnymi legendami tego kraju, poezja natury kontrastuje z paskudnymi ludzkimi cechami charakteru… I jest też miejsce na humor. Humor, dodajmy, miejscami bardzo specyficzny, gdyż bazujący na autoironii, na zabawie samą konwencją komiksu.
Oto sensei Kakera powołuje do istnienia …Wojownicze Żółwie Ninja. Tak, właśnie te żółwie. Leonardo, który – jak wynika z treści dialogu – poznał już Usagi, zapobiega profilaktycznej bijatyce… co daje innym możliwość nieskrępowanego wyrażania swego zdania na tematy ogólne (prowadzące niechybnie do konfrontacji…):
– Chłopaki, to miejsce jest super! Zupełnie jak siedemnastowieczna Japonia, tylko ze zwierzętami zamiast ludzi!
– Kogo nazywasz „zwierzęciem"?
[…]
– Czy macie ogony?
– Hej, tylko bez chamstwa!
Warto kupić. Warto wpatrzeć się w czarno-białe kadry. Warto się zamyślić nad ważkimi prawdami zawartymi w treści.
Wojciech Gołąbowski [70%]
Z jednej paczki
Skojarzenie moje było natychmiastowe. Titeuf Zepa także jest chłopcem, młodym francuskim uczniem, mającym podobne problemy (choć nieco bardziej ukierunkowane) co Cedryk. Różnic jest niewiele – Titeuf jest zbiorem jednoplanszówek, historyjki Cedryka rozgrywają się na wielu stronach – od dwóch do dwunastu.
Kreska, kolorystyka i układ kadrów klasyczne – to nie miejsce na eksperymenty formalne. To czas i miejsce na wspaniały humor niewinnych lat szkolnych, który docenić może – obawiam się – jedynie ktoś, kto był kiedyś małym chłopcem…
Wojciech Gołąbowski [80%]
Zwykły komiks
Ciekawostka.
Komiks, który nie jest początkiem ani n-tą częścią żadnego cyklu.
Komiks, który zawiera się w 120 stronach formatu B5.
Komiks, którego marginesy odgrywają istotną rolę w prowadzeniu narracji, kolorystyką podkreślając nastroje, porę dnia bądź miejsce, w którym znajdują się bohaterowie.
Komiks, który, mimo swej brutalności, opowiada o wielu ważnych rzeczach w przystępny sposób.
Komiks, który bardzo przypomina tak bardzo lubiany cykl filmowy „Mad Max”, a jednak nie jest jego plagiatem.
Komiks, do którego wstęp napisał Kamil M. Śmiałkowski.
Komiks, który chce się czytać raz za razem.
Komiks, który warto kupić.
Wojciech Gołąbowski [50%]
Obuchem w łeb
W dwudziestym szóstym albumie przygód Thorgala Aegirssona, twórcy zdradzają wreszcie szczegóły pochodzenia Dziecka Gwiazd. Waląc tą informacją czytelnika niczym obuchem po głowie. Przypomina się w tym momencie kawał o owijaniu w bawełnę, ale ze względu na licznie występujące w nim wulgaryzmy, nie będę go tu przytaczał…
Nie będę też przytaczał innych wulgaryzmów – tych, które pchają się na usta podczas lektury „Królestwa pod piaskiem”. Skąd się biorą? Ano, gdyby nie wspaniałe kolory, miejscami nie byłoby na co patrzeć… Scenarzysta kolejny raz pokazał, że nie jest w stanie rozpisać akcji z udziałem wszystkich członków rodziny wikingów, którzy – poza początkowymi planszami – są tylko ozdobnikiem, elementem tła. Za to wprowadza kolejne osoby do „drużyny” – prawdopodobnie więc następny album zacznie się pożegnaniem z nimi… Thorgal raz ma włosy krótkie, raz długie, Aaricia nie jest Aaricią… Ech… Może czas kończyć?