„Dimension W” to nowa seria wydawnictwa Waneko pokazująca, jak mogłoby wyglądać życie w świecie, w którym odkryto dostęp do nieograniczonego źródła energii. Trzeba przyznać, że nie jest to niestety wizja zbyt optymistyczna.
Energia dla wszystkich!
[Yuji Iwahara „Dimension W #1” - recenzja]
„Dimension W” to nowa seria wydawnictwa Waneko pokazująca, jak mogłoby wyglądać życie w świecie, w którym odkryto dostęp do nieograniczonego źródła energii. Trzeba przyznać, że nie jest to niestety wizja zbyt optymistyczna.
Yuji Iwahara
‹Dimension W #1›
Akcja komiksu rozgrywa się w roku 2074. Świat przyszłości został ukształtowany przez idee oraz marzenia Nikoli Tesli i Thomasa Edisona, które ucieleśniły się za sprawą przełomowego odkrycia. Oto bowiem okazało się, że istnieje czwarty wymiar – określany mianem Wymiaru W – będący źródłem niewyczerpanej energii. Pozyskuje się ją za pomocą systemu sześćdziesięciu gigantycznych wież rozmieszczonych na całym świecie, które tę moc stabilizują oraz ogniw przekształcających ją tak, by mogła służyć ludziom. W rezultacie każde miejsce na świecie ma teoretycznie nieograniczony dostęp do elektryczności. Wraz z tym odkryciem musiał oczywiście runąć w gruzach dotychczasowy system, oparty na gospodarowaniu ograniczonymi zasobami energii. Jak można się jednak domyślać ta energetyczna rewolucja wiąże się z szeregiem nowych problemów.
Za pozyskiwanie nowego rodzaju energii odpowiada monopolistyczna korporacja New Tesla Energy (NTE). To ona właśnie wytwarza ogniwa i kontroluje ich sprzedaż. Na te „oficjalne” ogniwa nakładane są blokady, które ze względów bezpieczeństwa znacznie ograniczają ich moc. W takich uwarunkowaniach oczywiście musiał powstać czarny rynek handlu nielegalnymi ogniwami, które takich blokad są pozbawione. NTE oczywiście bezwzględnie ściga tych, którzy je wytwarzają oraz sprzedają. W tej walce ważną rolę odgrywają tak zwani zbieracze – osoby zajmujące się tropieniem i odzyskiwaniem nielegalnych ogniw. Tą działalnością zajmuje się główny bohater mangi – Kyouma Mabuchi, człowiek bardzo krytycznie nastawiony do tego nowego, wspaniałego świata. Nie używa on ogniw, nie przepada za nowoczesną elektroniką i jest miłośnikiem starych samochodów. Mimo tego jest niezwykle skutecznym zbieraczem.
Podczas realizacji jednego ze zleceń Mabuchi spotyka na swej drodze nietypowego androida o dziewczęcej postaci. Nie chodzi tylko o to, że Mira – tak na imię ma ten robot – najwyraźniej potrafi okazywać ludzkie uczucia, ale przede wszystkim o to, że jej twórcą jest prawdopodobnie Shidou Yurazami. Ten genialny naukowiec, wynalazca ogniw oraz założyciel NTE, przed laty zniknął bez śladu w tajemniczych okolicznościach. To spotkanie sprawia, że staroświecki zbieracz zostaje wplątany w intrygę, która w nieodwracalny sposób zmieni jego życie. Charyzmatyczny bohater wspólnie z niezwykłym androidem będzie musiał znaleźć odpowiedź na szereg istotnych pytań. Co się stało z profesorem? Jaką rolę w jego zniknięciu odegrało NTE? Na czym polega tajemnica Miry?
Tajemnice nie dotyczą zresztą samej tylko korporacji. Także sam główny bohater wydaje się postacią o dużym potencjale. Ten odludek i dziwak, który nie znosi nowoczesności, również skrywa jakąś mroczną tajemnicę a jego bolesne wspomnienia ożywają za sprawą Miry. Android o bardzo ludzkich nawykach także jest interesujący, a napięte relacje pomiędzy nim a zbieraczem gwarantują jeszcze wiele atrakcyjnych sytuacji. Postacie drugoplanowe, jak na razie zostały zarysowane dość ogólnie. Albert Schumann, kierownik Biura Wymiaru W zajmującego się tropieniem nielegalnych ogniw, który w pierwszym tomie pojawia się tylko epizodycznie, zapewne odegra w przyszłości istotną rolę. Szczególnie ciekawe wydają się relacje łączące go w przeszłości z Mabuchim.
Równie interesująco manga Yuri Iwahary prezentuje się pod względem graficznym. Jego kreska nie jest tak czysta, jak np. w przypadku rysunków Takeshi Obaty, Jiro Taniguchiego czy Naoki Urasawy ani tak elegancka jak u Mihary Mitsukazu. Rysunki są bardziej chropowate, ale właśnie w tym tkwi ich urok. Mniej realistyczne są tła, które pozostają wprawdzie bardzo szczegółowe i precyzyjne, ale nie sprawiają wrażenia przetworzonych zdjęć, jak chociażby w przypadku mang autora „Monstera”. Rysunki bardziej przypominają te, które można oglądać np. w „Berserku”, czy „Ataku Tytanów”. Taki styl doskonale pasuje do przedstawiania obrazów nowoczesnego świata przyszłości, na obliczu którego widać już jednak pewne oznaki zniszczenia. Iwahara stosuje gęste kreskowanie, które nieczęsto pojawia się u innych mangaków, chętniej operujących rastrami. Zarówno w przypadku sylwetek bohaterów jak i drugich planów widzimy szrafowanie, które przywołuje pewne skojarzenia ze stylem Andreasa. To podobieństwo jest szczególnie widoczne w kadrach, na których znajduje się niemal drzeworytnicze, precyzyjne cieniowanie. Jeśli już o skojarzeniach z pracami autora „Rorka” mowa, warto odnotować, że postać profesora Yurazamiego trochę przypomina Koziorożca. Krótko mówiąc warstwa graficzna bez wątpienia stanowi bardzo mocną stronę mangi.
Podsumowując należy stwierdzić, że mamy tu do czynienia z ciekawym punktem wyjścia, który daje wiele możliwości narracyjnych. „Dimension W” zapowiada się na bardzo przyzwoitą serię, która pewnie zadowoli wszystkich miłośników dynamicznych, pełnych walk i pościgów opowieści, osadzonych w realiach science-fiction. Intrygująca postać głównego bohatera zapowiada wiele atrakcji, a jego relacje z tajemniczą Mirą mogą stać się narracyjną osią całej opowieści. Co więcej, pomysłowo skonstruowany kontekst społeczno-gospodarczy daje także pewne możliwości podejmowania refleksji na poważniejsze tematy dotyczące kształtu i przewidywanego rozwoju współczesnej cywilizacji uzależnionej od energii elektrycznej. Natomiast wątek androida o bardzo ludzkich nawykach pozwala snuć rozważania o istocie człowieczeństwa (tu z kolei trudno uciec przed skojarzeniami z „Ghost in the Shell”). Warto zatem śledzić rozwój tej serii, by przekonać się, czy ten potencjał zostanie wykorzystany.