„Codzienna walka” to fascynująca opowieść o zwyczajnym życiu znerwicowanego trzydziestoletniego fotografa, który próbuje poradzić sobie z problemami dnia codziennego. Jego zmagania są być może mało spektakularne, ale z jakiegoś powodu od komiksu trudno się oderwać.
Małe zwycięstwa
[Manu Larcenet „Codzienna walka (wydanie zbiorcze)” - recenzja]
„Codzienna walka” to fascynująca opowieść o zwyczajnym życiu znerwicowanego trzydziestoletniego fotografa, który próbuje poradzić sobie z problemami dnia codziennego. Jego zmagania są być może mało spektakularne, ale z jakiegoś powodu od komiksu trudno się oderwać.
Manu Larcenet
‹Codzienna walka (wydanie zbiorcze)›
Marco toczy swoją codzienną walkę na wielu frontach. Rozczarowany brakiem zadowalających go rezultatów postanawia zrezygnować z sesji terapeutycznych, jednak nie ma zamiaru odstawić leków, które pozwalają mu przetrwać nawracające ataki lęku. Znudzony swoimi obowiązkami zawodowymi robi sobie długi urlop, który niestety kończy się wyrzuceniem go z pracy. Redaktorzy gazety, dla której tworzył fotograficzne reportaże uznali najwidoczniej, że nie opłaca im się utrzymywać fotografa, który nie robi już zdjęć. Wiele dzieje się też na froncie rodzinnym. Relacje Marco z rodzicami, szczególnie z – jakżeby inaczej – ojcem również nie należą bowiem do najłatwiejszych. Można odnieść wrażenie, że osobą, z którą nasz bohater dogaduje się najlepiej jest jego brat. Ich wspólne sesje grania w gry video i jarania skrętów przynoszą zresztą wiele spokoju i wytchnienia im obu. Nie jest także łatwo w życiu uczuciowym. Marco za sprawą swojego kota o wdzięcznym imieniu Adolf poznaje Emilie, dziewczynę pracująca w przychodni dla zwierząt. Choć z czasem zaczyna łączyć ich silne uczucie, wkraczanie w kolejne etapy związku sprawia mu za każdym razem wiele kłopotów. Można odnieść wrażenie, że wszystko co burzy jego rutynę codziennego dnia, wywołuje nadmiernie nerwowe reakcje.
Te codzienne zmagania rozgrywają się na tle istotnych przemian społecznych zachodzących we Francji, które obserwujemy właśnie z perspektywy bohatera opowieści. Problemy z jakimi borykają się pracownicy stoczni, poznajemy dzięki zdjęciom, jakie im robi Marco. Wizyty w hali 22, w której pracował niegdyś jego ojciec są okazją nie tylko do zrobienia zdjęć na planowaną wystawę, ale także – a może przede wszystkim – do serdecznych spotkań i trudnych rozmów ze znajomymi, którzy – inaczej niż nasz bohater – pozostali w rodzinnym mieście. Dzięki rozmowom ze starymi przyjaciółmi, którzy ku jego zaskoczeniu głosowali na Front Narodowy Le Pena, Marco ma okazję zaobserwować mechanizmy radykalizacji nastrojów społecznych. Choć on sam ma zupełnie inne poglądy, stara się jednak zrozumieć motywy kierujące jego znajomymi, którzy nie mieli okazji - tak jak on - podróżować po świecie, tylko całe życie spędzili w szarej rzeczywistości rozciągającej się pomiędzy stocznią i domem rodzinnym. Autor komiksu portretuje nie tylko klasę robotniczą, ale pozwala nam także poznać środowisko artystyczne, w którym obraca się Marco. Trzeba przyznać, że ten obraz jest znacznie bardziej krytyczny. Krótko mówiąc artyści, z którymi nasz bohater ma wspólnie wystawiać swoje fotografie, okazują się być pretensjonalnymi i dwulicowymi bucami z wyższością patrzącymi na takiego prowincjusza jak Marco i jego portrety stoczniowców. Jednak nawet spotkanie z nimi staje się niezwykle pouczające i ostatecznie to właśnie jego – wyśmiane przez nich – fotografie mają szansę na prawdziwy sukces. W życie naszego bohatera wdziera się także historia. Znerwicowany fotograf w zaskakujący dla siebie sposób, dzięki znajomości ze starszym i niezwykle sympatycznym mężczyzną, poznaje mroczną stronę wojny w Algierii i widzi jak zniszczyła ona życie wielu Francuzów.
Manu Larcenet w niezwykle intrygujący sposób splata w swojej narracji te dwa wymiary – z jednej strony nieustannie obserwujemy Marco i jego codzienne problemy, z drugiej zaś widzimy przemiany społeczno-polityczne zachodzące we Francji. W zasadzie to od czytelnika zależy, co będzie podczas tej lektury figurą a co tłem. „Codzienną walkę” można bowiem przeczytać albo jako zwyczajną historię obyczajową o życiu znerwicowanego trzydziestolatka, albo jako socjologiczny traktat o życiu społecznym w epoce niepokojów i zmian. Jednak dopiero czytanie tego komiksu jako złożonej opowieści, w której wymiar indywidualny jest nierozerwalnie spleciony z wymiarem społeczno-politycznym, decyduje o jego wartości. Choć tematy poruszane przez autora są niezwykle poważne, nie ma tu ani niepotrzebnego patosu, ani też nadmiernego epatowania emocjami. Larcenet snuje swoją opowieść z dużym wyczuciem świadczącym o niezwykłym zmyśle dostrzegania szczegółów istotnych dla zrozumienia większych całości.
Z poważnymi treściami kontrastują także – przynajmniej na pierwszy rzut okaz – rysunki, w których można dostrzec wpływy Christophe’a Blaina czy Joana Sfara. Manu Larcenet nadał swojej opowieści formę kojarzącą się nieco z komiksami dla dzieci. Cartoonowe postacie, proste tła i pastelowa kolorystyka na pewno sprzyjają takim porównaniom. Jednak autor wplata tu także sekwencje rysowane w innym stylu. Mamy na przykład znacznie bardziej realistyczne rysunki, na których widzimy zdjęcia wykonywane przez Marco, widzimy także mroczne momenty, w których dopadają go ataki lęku. Wszystko to składa się na oryginalną całość.
„Codzienna walka” to bez wątpienia komiks, który w pełni zasłużył na wszystkie nagrody, którymi go uhonorowano. Przypomnijmy, że ta wydawana w latach 2003-2008 seria zgarnęła m.in. nagrodę za najlepszy komiks na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême w roku 2004. Komiks został także zekranizowany – w 2015 roku premierę miał wyreżyserowany przez Laurenta Tuela film zatytułowany „Le Combat Ordinaire”, którego jak się zdaje nie mieliśmy jednak okazji oglądać w naszych kinach. Bardzo dobrze zatem się stało, że dzieło zupełnie u nas do tej pory nieznanego Manu Larceneta, zagościło na naszym komiksowym rynku. Lektura tego komiksu jest bowiem nie tylko prawdziwą ucztą dla miłośników dobrych obyczajowych opowieści, ale niesie ona ze sobą także optymistyczne w gruncie rzeczy przesłanie. Jakkolwiek bowiem nie byłaby trudna codzienna walka, jaką toczy z życiem każdy z nas, możliwe są w niej małe zwycięstwa, którymi warto się cieszyć i czerpać z nich siłę do dalszych zmagań.