„Nasz przyjaciel Szatan” to przebojowa opowieść o odwiecznym konflikcie dobra i zła podana w daleki od ogranych schematów sposób oraz przyprawiona dużą dawką przewrotnego poczucia humoru i ironii. Ten stworzony dzięki funduszom zebranym na Kickstarterze komiks ma wszelkie atuty, by stać się przebojem.
Habemus Satan
[Łukasz Lalko, Dominik L. Marzec, Michał Murawski „Nasz przyjaciel Szatan” - recenzja]
„Nasz przyjaciel Szatan” to przebojowa opowieść o odwiecznym konflikcie dobra i zła podana w daleki od ogranych schematów sposób oraz przyprawiona dużą dawką przewrotnego poczucia humoru i ironii. Ten stworzony dzięki funduszom zebranym na Kickstarterze komiks ma wszelkie atuty, by stać się przebojem.
Łukasz Lalko, Dominik L. Marzec, Michał Murawski
‹Nasz przyjaciel Szatan›
Wszystko zaczyna się jak klasyczna opowieść grozy z elementami okultystycznymi. Już na pierwszej planszy widzimy mroczny i majestatyczny kościół niczym z opowiadań Howarda Philipsa Lovecrafta, skąpany w złowieszczym świetle księżyca. Gdzieś z otchłannego wnętrza świątyni słyszymy bluźniercze słowa przyzywające mroczną istotę. W podziemiach przerażającej świątyni widzimy zaś grupę ludzi w zasłaniających twarze habitach, którzy zgromadzeni wokół mistrza ceremonii z niepokojem wyczekują rezultatów tego ohydnego rytuału. Napięcie rośnie i nagle mroczne dotąd katakumby rozświetla niesamowity błysk i wypełnia je (zapewne) odrażający smród pochodzący z samego piekła. Spośród gęstego dymu wyłania się stopniowo złowroga sylwetka potwora, dla opisania której nie znajdziemy w ludzkim języku odpowiednich słów. I wreszcie, kiedy dym opada a zatrwożeni uczestnicy zdobywają się na odwagę, by podnieść wzrok i obejrzeć rezultaty swego niecnego postępku oczom ich ukazuje się on… Szatan we własnej osobie. Książę piekieł, którego szkaradność tylko szaleniec lub poeta mógłby przyoblec w słowa.
I w tym miejscu pieczołowicie budowana Lovecraftowska atmosfera pryska niczym bańka mydlana i zaczyna się historia utrzymana w innej zgoła tonacji. Książę piekieł okazuje się bowiem podstarzałym, łysym i dość niechlujnym mężczyzną, któremu najwyraźniej przerwano spożywanie posiłku i oglądanie w telewizji jakiegoś meczyku (zapewne grali Niemcy, jak wiadomo Szatan kibicuje przecież Niemcom). Równie skonsternowani co Szatan są zgromadzeni w sali „okultyści” naszych czasów, którzy przyzywali władcę piekieł zaklęciami znalezionymi w Wikipedii, dla niepoznaki ukrytymi w opasłej niczym Necronomicon książce… kucharskiej. Na szczęście Szatan jest niezwykle wyrozumiały i oferuje swoim wyznawcom zaklęcie przyzywające Cthulhu, które ma rzecz jasna zapisane w telefonie komórkowym. Bez wątpienia ohydny mackowaty stwór zaspokoi apetyty na potworność niedzielnych satanistów.
To pozornie błahe zdarzenie nie pozostaje jednak bez wpływu na kruchą psychikę władcy piekła. Nasz bohater popada w jeszcze większą depresję, którą z trudem tylko tłumi słuchając audiobooków z zaklęciami uśmiechających się złowrogo coachów. Z rozrzewnieniem wspomina, popijając z Belzebubem wódkę Cthulhu, czasy kiedy już samo jego pojawienie się sprawiało, że na ludzi padał blady strach. Tymczasem dziś, nawet przyzywający go internetowi – pożal się Boże – sataniści są rozczarowani jego widokiem. Właśnie w ten sposób w głowie Szatana stopniowo rodzi się iście – nomen omen – szatański pomysł, by oskarżyć kościół katolicki o zniesławienie. W końcu to właśnie za sprawą katolickiej propagandy ludzie kojarzą go – co w jego przekonaniu jest krzywdzące – z mackowatymi Lovecraftowskimi potworami.
Taki jest początek skrzącej się przewrotnym poczuciem humoru opowieści o najbardziej spektakularnym procesie wszechczasów – Szatan kontra Kościół katolicki. Ten doskonały pomysł wyjściowy jest w komiksie rozwinięty w bardziej niż satysfakcjonujący sposób. Pełną ironii i trafnych, często zaskakujących odniesień do współczesnej popkultury, historię czyta się jednym tchem. W tej szalonej wizji świata, na który – dosłownie – pada układający się w kształt krzyża cień Watykanu unoszącego się na orbicie Ziemi, wszystko działa jak należy i składa się na spójną całość. Papież-celebryta, który prezentuje swój iście amerykański uśmiech w mediach, przeżywający kryzys wieku średniego Szatan snujący się po piekle w bokserkach i połatanym szlafroku, wesoła ekipa piekła, która pod nieobecność szefa obstawia przebieg procesu, czy wreszcie spędzający czas na łowieniu ryb Jezus to tylko kilka smaczków tej historii. Uważny czytelnik znajdzie tu mnóstwo odniesień do znanych komiksowych kadrów i sformułowań, trafne komentarze na temat mediów społecznościowych, ironiczne wizerunki telewizyjnych spikerów, którzy już dawno zamienili się w jakieś oderwane od rzeczywistości avatary oraz wiele innych aluzji do medialnej rzeczywistości, w której wszyscy dziś jesteśmy zanurzeni. Na uwagę zasługuje też projekt budynku sądu, w którym toczy się rozprawa. Dość powiedzieć, że alienacja Kafkowskich bohaterów niepotrafiących poradzić sobie z przejmującym kontrolę nad ich życiem systemem, w porównaniu z zagubieniem Szatana, który próbuje w tej budowli znaleźć toaletę jest po prostu śmieszna.
Scenarzysta i pomysłodawca całego projektu Dominik L. Marzec stworzył świetną opowieść, w której udało mu się znaleźć idealną równowagę pomiędzy dynamiczną akcją i błyskotliwymi, opartymi w znacznym stopniu na humorze sytuacyjnym gagami, które stanowią atrakcyjne – szczególnie dla wszelkiej maści nerdów i geeków – urozmaicenie. Autorowi scenariusza kroku dotrzymują także rysownicy. Łukasz Lalko i Michał Murawski za pomocą zdecydowanej, łączącej w sobie realizm i satyryczne przerysowanie kreski powołują do życia surrealistyczny świat, w którym dobro i zło nieustannie zamieniają się miejscami. Jeśli ta trójka w taki sposób debiutuje w komiksie, to strach pomyśleć jak dobre mogą być ich kolejne projekty. A od razu warto zasygnalizować, że są już pomysły na kontynuację komiksu oraz film. Wypada zatem trzymać kciuki za powodzenie tego filmowo-komiksowego przedsięwzięcia.
Podsumowując należy podkreślić, że „Nasz przyjaciel Szatan” to solidna, rozrywkowa opowieść, pełna inteligentnego i bezpretensjonalnego poczucia humoru adresowana do wszystkich potrafiących spojrzeć na życie z przymrużeniem oka. Co ważne, pomimo dość ryzykownego jednak punktu wyjścia, ta historia nikogo nie obraża. Autorzy oczywiście piętnują pewne patologie współczesnego świata i pozwalają sobie na szereg krytyczno-satyrycznych komentarzy formułowanych pod adresem Kościoła katolickiego, ale czynią to jednak z pewnym taktem i wyczuciem. Adresatem dość uszczypliwych żartów nie są bowiem konkretni ludzie, ale zjawiska i procesy, które są dziś przecież doskonale widoczne. Niestety nie sposób wykluczyć, że znajdą się jednak również i tacy, którzy odbiorą tę historię w zupełnie inny sposób. Zresztą jakiś porządny protest radykalnych środowisk katolickich mógłby pozytywnie wpłynąć na promocję tego komiksu. Cóż, taka jest już specyfika tego tematu. Tak, czy inaczej, jeśli ktoś jeszcze szuka dobrego, choć wykraczającego nieco poza Bożonarodzeniowe oczywistości, prezentu pod choinkę, to przygody poczciwego Szatana i diabolicznego papieża Urbana mogą być doskonałym pomysłem.