Bibliografia Xaviera Dorisona powiększa się sukcesywnie z każdym rokiem, jak i liczba tytułów jego autorstwa dostępnych nad Wisłą. Szczęśliwie też na kolejne polskie edycje dzieł Francuza nie musimy czekać zbyt długo. „Jak zbić fortunę w czerwcu ’40” i „Fechmistrz” ukazały się zaledwie w rok po premierze francuskiej. Dzisiaj przyjrzymy się drugiemu z wymienionych tytułów.
Historia w obrazkach: Ci parszywi heretycy!
[Xavier Dorison, Joel Parnotte „Fechmistrz” - recenzja]
Bibliografia Xaviera Dorisona powiększa się sukcesywnie z każdym rokiem, jak i liczba tytułów jego autorstwa dostępnych nad Wisłą. Szczęśliwie też na kolejne polskie edycje dzieł Francuza nie musimy czekać zbyt długo. „Jak zbić fortunę w czerwcu ’40” i „Fechmistrz” ukazały się zaledwie w rok po premierze francuskiej. Dzisiaj przyjrzymy się drugiemu z wymienionych tytułów.
Xavier Dorison, Joel Parnotte
‹Fechmistrz›
Nazwisko Francuza Xaviera Dorisona (rocznik 1972) jest w świecie komiksowym marką, która z miejsca gwarantuje wysoką jakość. Wystarczy przytoczyć – doskonale znane również w naszym kraju – tytuły, aby zdać sobie sprawę, z jakiego formatu artystą mamy do czynienia: „
Trzeci testament”, „Asgard”, „
W.E.S.T.”, „Sanktuarium”, „
Undertaker”, „
Wartownicy”, ale także najnowsza odsłona Thorgala, „
Szkarłatny Ogień”. A to i tak nie wszystkie pozycje. Ale już ten (pobieżny) przegląd wystarczy, aby dojść do wniosku, że Dorisona interesuje przede wszystkim historia; z upodobaniem umieszcza akcję swoich dzieł w przeszłości (niekiedy dość odległej), chociaż nie zawsze trzyma się ściśle faktów historycznych. Trudno mieć o to jednak do niego pretensje, albowiem nigdzie nie podkreśla, że w przypadku jego scenariuszy mamy do czynienia z „obrazkowymi” monografiami. Ba! najzupełniej świadomie wzbogaca wydarzenia sprzed dekad czy wieków o elementy magiczne czy fantastyczne. Choć akurat w przypadku dwóch wydanych oryginalnie przed rokiem one-shotów zdołał się przed tym powstrzymać. A chodzi o oparty na powieści Pierre’a Siniaca album „Jak zbić fortunę w czerwcu ’40” oraz rozgrywającego się w pierwszej połowie XVI wieku „Fechmistrza”.
Akcja komiksu została umieszczona w latach 30. XVI wieku; Francją – od kilkunastu lat – włada król Franciszek I z orleańskiej linii Walezjuszy. Gospodarczo kraj trzyma się nieźle, mimo że w polityce zagranicznej jego monarcha ponosi niemal same porażki. W tak zwanych „wojnach włoskich” nie udało się na trwałe powiększyć terytorium; na dodatek w sąsiadującym od wschodu Cesarstwie na tronie zasiada najpotężniejszy w tamtym czasie człowiek na świecie, Karol V Habsburg, z którym zresztą Franciszek toczy kolejne wojny. Jakby tego było mało, we Francji szerzy się, przybyła z Rzeszy, zaraza – protestantyzm. Poglądy Lutra, nieco „podrasowane” przez miejscowego (choć zbiegłego do Szwajcarii) heretyka, Jana Kalwina, owocują narodzinami nowego wyznania – kalwinizmu, którego wyznawców nad Sekwaną i Loarą zwano hugenotami. Król z początku odnosi się do nich ze zrozumieniem i tolerancją, ale z czasem – pod wpływem zwolenników katolicyzmu – zaostrza kurs, w efekcie czego rozpoczynają się prześladowania religijne, które uderzają zarówno w nowo powstające, jak i zakorzenione już we Francji herezje (na przykład żyjący na południu kraju od czasów krucjat waldensi).
Na tym tle, wykorzystując przy tym jako motor napędowy fabuły zataczającą coraz szersze kręgi reformację, Xavier Dorison opowiada historię osobistego konfliktu dwóch wybitnych szermierzy – odchodzącego mistrza Hansa Stahlhoffera i czyhającego na jego posadę „młodego wilka”, Giancarla di Maleztrazy. Co to za posada? Nauczyciela fechtunku króla Franciszka I. Hans, który niegdyś służył cesarzowi Karolowi V, a potem przeszedł na służbę Walezjuszom, pełnił tę funkcję przez dwanaście lat, w tym czasie rok po roku pokonując kolejnych pretendentów. Aż do teraz, gdy nie udaje mu się wygrać z Maleztrazą. Ale też nie przegrywa; walka kończy się bowiem brakiem rozstrzygnięcia. Król zafascynowany jest jednak nowym rodzajem broni białej, jaką posługuje się Giancarlo – rapierem – i dlatego decyduje się właśnie jemu powierzyć na następny rok stanowisko fechmistrza, a w rapier uzbroić swoich żołnierzy i gwardzistów. Hans, ranny w twarz, dochodzi do siebie pod opieką królewskiego lekarza Gawina; pogodzony jest z utratą prestiżowej funkcji. Ma już przecież swoje lata, odpoczynek na pewno mu się przyda. Ale Maleztraza nie jest usatysfakcjonowany takim zakończeniem konfliktu; jedyne, co mogłoby go ukontentować – to śmierć Stahlhoffera. Tymczasem starzec znika z Paryża i przez kilka kolejnych lat nie wiadomo, co się z nim dzieje.
W tym czasie zmienia się Francja. Protestanci zdobywają zwolenników, wierząc w to, że będzie ich jeszcze więcej, jeśli uda im się doprowadzić do publikacji Pisma świętego w języku ojczystym. Kościół francuski ani król nie wyrażają jednak na to zgody, a manuskrypt z tłumaczeniem Biblii jest skrzętnie przechowywany w murach Sorbony. Pewnej nocy udaje się go jednak skraść, a stoi za tym… były królewski lekarz i przyjaciel Stahlhoffera, Gawin, oraz jego młody pomocnik, Casper. Teraz chcą przedostać się przez Alpy do Szwajcarii, gdzie mają dogadanego już drukarza, który zgodził się rozpowszechnić święte dzieło. W ślad za nimi rusza jednak bezwzględny i przebiegły Maleztraza, który jest uparty jak pies gończy. Jedyną nadzieję uniknięcia pościgu Gawin widzi w odnalezieniu starego druha Hansa, który zdołałby przeprowadzić ich przez przełęcz Gabriel na drugą stronę granicy. Stahlhoffer, od kilku lat zarabiający na życie jako windykator długów dla miejscowego księdza, początkowo nie chce mieć nic wspólnego z heretykami, ale w końcu łamie się i rusza za przyjacielem, któremu wcześniej wskazał drogę. Dołącza do niego w najodpowiedniejszym momencie, kiedy Casper i Gawin, wzięci za kłusowników, wpadają w ręce miejscowego watażki Timoleona.
Timoleon, jak i wszyscy jego ludzie, nienawidzi odstępców od wiary; oskarża ich o nieszczęścia, jakie w ostatnim czasie nawiedziły okolice Vendres. Nie miałby żadnych skrupułów, aby posłać ich na stos albo przybić do krzyża. Podróżnicy muszą więc skrywać swoje poglądy i prawdziwe powody wyprawy do Szwajcarii. Wszystko staje się nieaktualne, gdy w domostwie Timoleona pojawia się, podążający tropem Gawina, Maleztraza, którego zaskoczenie jest jeszcze większe, kiedy odkrywa, że w kompanii z byłym królewskim lekarzem jest także człowiek, któremu parę lat temu zaprzysiągł zemstę. Los uciekinierów – i przy okazji Stahlhoffera – wydaje się przesądzony. Do tej pory Dorison prowadził fabułę w sposób nieskomplikowany, typowy dla przygodowych opowieści spod znaku „płaszcza i szpady”, odtąd zmienia jednak narrację i konsekwentnie utrzymuje ją aż do dramatycznego finału. Na czym polega ta zmiana? Na pojawiających się co rusz zwrotach akcji, dzięki którym nie tylko podnosi ciśnienie wymyślonym przez siebie postaciom, ale nade wszystko – podsyca apetyt czytelników.
Hans robi bowiem wszystko, aby wymknąć się swemu śmiertelnemu wrogowi i ocalić starego przyjaciela (a przy okazji jego młodego towarzysza), wykorzystując przy tym osobiste animozje i ambicje obu przeciwników – Timoleona i Maleztrazy. W niekończących się scenach ucieczek, pościgów i pojedynków nie ginie jednak to, co najważniejsze – głębia psychologiczna postaci. Dorison znajduje czas i miejsce, by dać odetchnąć swym bohaterom, by pozwolić im porozmawiać ze sobą, wymienić poglądy, zajrzeć w ich przeszłość, doszukując się przy okazji motywów działania. Dotyczy to też postaci drugo- czy trzecioplanowych, które – jak Valin czy Morino (to ludzie z bandy Timoleona) – nie są jedynie statystami; dzięki talentowi francuskiego scenarzysty stają się osobami z krwi i kości, targanymi namiętnościami, ale także skłonnymi do refleksji. Czasy, w jakich przyszło im żyć, były jednak okrutne; miłosierdzie zdecydowanie nie popłacało, tym większą wagę miał każdy jego akt. Podobnie jak przejaw lojalności, za którą nierzadko płaciło się cenę najwyższą.
Aby komiks rzeczywiście robił wrażenie, potrzebny jest jednak nie tylko świetny scenariusz, lecz także dorównujące mu poziomem ilustracje. Za nie w „Fechmistrzu” odpowiadał – młodszy od Dorisona o rok – rysownik rodem z Paryża Joël Parnotte. W Polsce, jak dotąd, był postacią anonimową; można więc było żywić pewne obawy, czy uniesie brzemię odpowiedzialności, jakie złożył na jego barki dużo bardziej doświadczony kolega. Na szczęście – uniósł! Parnotte hołduje oczywiście typowej dla komiksu frankofońskiego kresce realistycznej. Z pietyzmem oddaje realia epoki, co znajduje potwierdzenie głównie w strojach i architekturze (choć, przyznajmy uczciwie, tej ostatniej nie ma w komiksie zbyt wiele). Nie mniej istotną rolę odgrywa jednak w „Fechmistrzu” przyroda (zaśnieżone i zalesione alpejskie wzgórza) – to ona przede wszystkim jest tłem do zmagań bohaterów, ona potęguje ich emocje, stając się niemal równoprawnym bohaterem opowieści. Mimo nietypowej scenerii i epoki, w jakiej umieszczono fabułę, dzieło francuskiego duetu można uznać za komiks akcji. Krew leje się w nim litrami, a trup pada nadzwyczaj gęsto. Rysownik musiał zatem popisać się także umiejętnością odwzorowania pojedynków na wszelkiego rodzaju broń białą (miecze, rapiery, topory, a nawet sierpy) – i z tej misji również wyszedł obronną ręką. Scenom tym zdecydowanie nie brakuje dynamiki, co dodatkowo podkreślone jest umiejętnym kadrowaniem. Jeśli zatem lubicie opowieści spod znaku Aleksandra Dumasa ojca czy – ze współczesnych autorów – Maurice’a Druona, „Fechmistrz” na pewno Was nie zawiedzie.
To jest zamknięta historia czy 1-szy tom kolejnego serialu?