O komiksie Arta Spiegelmana „Maus. Opowieść ocalałego” powiedziano i napisano już chyba wszystko. Przedmiotem analiz i sporów były historyczne, psychologiczne, kulturowe, społeczne i symboliczne warstwy tego dzieła. Dziś, kiedy na polskim rynku ukazuje się już trzecie wydanie komiksu, można odnieść wrażenie, że wszelkie kontrowersje z nim związane straciły impet. Dzięki temu można skoncentrować się na samym komiksie, a nie tylko na jego ideologicznych uwikłaniach.
Folwark zwierzęcy
[Art Spiegelman „Maus - Opowieść ocalałego (wyd. zbiorcze)” - recenzja]
O komiksie Arta Spiegelmana „Maus. Opowieść ocalałego” powiedziano i napisano już chyba wszystko. Przedmiotem analiz i sporów były historyczne, psychologiczne, kulturowe, społeczne i symboliczne warstwy tego dzieła. Dziś, kiedy na polskim rynku ukazuje się już trzecie wydanie komiksu, można odnieść wrażenie, że wszelkie kontrowersje z nim związane straciły impet. Dzięki temu można skoncentrować się na samym komiksie, a nie tylko na jego ideologicznych uwikłaniach.
Art Spiegelman
‹Maus - Opowieść ocalałego (wyd. zbiorcze)›
Głównym bohaterem komiksu jest Władek Spiegelman – Żyd polskiego pochodzenia, któremu udało się przetrwać Auschwitz. Jego perypetie śledzimy w dwóch układach odniesienia. Po pierwsze, obserwujemy go jako starszego już człowieka, który opowiada historię swojego życia synowi – Artiemu. Artie, czyli Art Spiegelman, jest autorem komiksów, który chce przedstawić wojenne losy swego ojca za pomocą historii obrazkowej. Po drugie, widzimy go jako młodego, zaradnego chłopaka, który próbuje za wszelką cenę przetrwać wojenną zawieruchę.
Sędziwy i schorowany mężczyzna opowiadający swoją historię i młody, pełen energii chłopak robiący wszystko, by zapewnić przetrwanie własnej rodzinie w czasach zagłady, to dwaj skrajnie różniący się od siebie ludzie. Ten pierwszy stanowi wręcz ucieleśnienie antysemickiego stereotypu Żyda – na co zresztą zwraca uwagę nawet jego syn, wyrażając swoje obawy związane ze sposobem przedstawienia go w komiksie. Skąpy, wyrachowany, małostkowy, egoistyczny i w dodatku pełen rasistowskich uprzedzeń człowiek nie jest w stanie wzbudzić sympatii czytelnika, nawet jeśli ten nieustannie będzie sobie powtarzał – „trzeba go zrozumieć, on przecież przetrwał Holocaust, doświadczył czegoś, co trudno nawet wyrazić słowami”. Nie budzi zresztą nawet sympatii swojego syna, z którym nieustannie się kłóci. Komiksowy Art nie może dogadać się ze swoim ojcem, ale mimo tego usilnie próbuje go zrozumieć. Stworzenie komiksu o jego życiu ma być sposobem na przepracowanie tej trudnej relacji. Być może ma to być nawet jakaś forma terapii.
Władek z czasów wojny jest kimś zupełnie innym. Przedsiębiorczy, zaradny młody człowiek, który nie tylko sam chce za wszelką cenę przetrwać, ale przede wszystkim pragnie pomóc tym, których kocha, jest bohaterem, z którym znacznie łatwiej się utożsamiać czytelnikowi. Jego postawa i skłonność do poświęceń w obliczu największej tragedii musi budzić podziw. Choć trzeba uczciwie odnotować, że ten obraz też jest nie do końca jednoznaczny. Odnotujmy chociażby to, że młody Władek zrywa ze swoją dziewczyną tylko dlatego, że ta nie wywodzi się z odpowiednio majętnej rodziny i znajduje sobie lepiej sytuowaną kandydatkę na żonę. O ile te początkowe decyzje mogą budzić pewną konsternację czytelnika, o tyle czyny Władka, których dokonuje podczas wojny, zdają się jednak potwierdzać, że darzy on swoją żonę Andzię prawdziwą miłością.
Te dwie warstwy komiksu nieustannie się przeplatają i uzupełniają, co sprawia, że można go czytać albo jako opowieść o Holocauście, albo też jako obyczajowy dramat psychologiczny. Jakkolwiek kluczowa wydaje się warstwa historyczna, to tej psychologicznej również nie można pomijać. Z tej właśnie perspektywy „Maus” staje się iście freudowskim rozliczeniem, dokonywanym przez samego Arta Spiegelmana. Młody rysownik nieustannie porównuje się ze swoim ojcem i te porównania wpędzają go w depresję, bo za każdym razem dochodzi on do wniosku, że jest od niego gorszy. „Nic, co mógłbym osiągnąć, nie da się porównać z przetrwaniem Auschwitz” mówi Art w pewnym momencie zwierzając się swojemu terapeucie. I właśnie tu tkwi sedno problemu w relacji ojciec – syn, które stanowią jeden z kluczowych motywów przewodnich. Zapis rozmów ojca z synem i wplecione w narrację, dramatyczne zwierzenia Arta jawią jako rozpaczliwa i już w punkcie wyjścia skazana na porażkę próba wyjścia z cienia Władka.
Jeżeli zaś chodzi o historyczną warstwę komiksu, to warto zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, krótkiego komentarza wymaga medium, za pomocą którego Spiegelman snuje swoją historię. Dziś opowiadanie o Holocauście w formie komiksu nie jest już czymś kontrowersyjnym, ale gdy komiks pojawił się po raz pierwszy, nie było to takie oczywiste. Autor „Maus”, zapytany kiedyś przez jakiegoś dziennikarza, czy nie uważa, że komiks o Auschwitz jest w złym guście, odpowiedział, że do tej pory myślał, że to Auschwitz było w złym guście. Współcześnie, kiedy komiks nie jest już traktowany jedynie jako niepoważne medium dla dzieci, nad stosownością wybrania takiej formy nie dyskutuje się już zbyt często. Co nie oznacza oczywiście, że kwestia ogólniejsza, dotycząca możliwości przedstawienia – w jakiejkolwiek formie – tragedii Holocaustu została zamknięta. Nadal można usłyszeć różne jej warianty toczące się gruncie m.in. historii, filozofii, socjologii.
Po drugie, warto zastanowić się nad kwestią wiarygodności relacji Władka. Dziś nurt historii mówionej rozwija się bardzo dynamicznie, co nie znaczy, że jest wolny od kontrowersji. Wiadomo, że nasza pamięć jest skomplikowaną konstrukcją, w której zdarzenia z przeszłości osadzane są zawsze w ramach wyznaczanych przez współczesność. W tej sytuacji nieuniknione są rozbieżności pomiędzy tym, jak zdarzenia przebiegały w rzeczywistości, a tym, jak zostały zapamiętane i – co równie ważne – jak zostały opowiedziane. To stwierdzenie nie jest dziś – długo po ustaleniach Maurice’a Halbwachsa czy Haydena White’a – niczym kontrowersyjnym. W tym kontekście opowieść Władka jest właśnie swoistą konstrukcją, niezwykle wartościową i fascynującą, ale też nie mającą przecież statusu obiektywnego dokumentu. Przypomnijmy chociażby, że wielokrotnie mówi on o zdarzeniach, których sam nie widział, ale „wie”, że miały miejsce, bo o nich słyszał od kogoś innego (zazwyczaj nie dowiadujemy się, czy Ci inni to widzieli, czy też tylko słyszeli). Te wątpliwości dotyczące wiarygodności opowieści swojego ojca akcentuje sam Art Spiegelman, oskarżając go o zniszczenie pamiętników Andzi. Władek najpierw mówi, że te pamiętniki jego żony gdzieś zaginęły a dopiero później przyznaje, że je zniszczył. Art, gdy się o tym dowiaduje, w pełnej emocji scenie nazywa swego ojca mordercą. Nie można zatem wykluczyć, że przedstawiały one wojenną przeszłość w sposób nie do końca pasujący wersji Władka, inaczej na pewno by ich nie zniszczył.
Nie sposób także pominąć warstwy graficznej komiksu, która swego czasu była głównym powodem większości kontrowersji związanych dziełem Spiegelmana. Undergroundowa w formie opowieść Spiegelmana przedstawiona została mianowicie w konwencji bajki zwierzęcej, w której Żydzi to myszy, Niemcy – koty a Polacy – świnie. Pomysł na takie przedstawienie Holocaustu pojawił się po raz pierwszy w roku 1972, kiedy Art Spiegelman dostał propozycję opublikowania historii obrazkowej w antologii „Funny Animals”. Stworzył wówczas trzyplanszową historyjkę, w której ociec opowiada swojemu małemu synkowi bajkę na dobranoc. Relacje między nimi są – jak się zdaje – idealne, ale bajka jest upiorna. Jest to bowiem opowieść o Holocauście. To wtedy właśnie pojawił się pomysł, bo w roli Żydów obsadzić myszy, a Niemców pokazać jako koty. Kolejne zwierzęta pojawiały się w wyobraźni autora stopniowo później.
W całej tej dyskusji o zwierzęcym obliczu komiksu z naszej, polskiej perspektywy najistotniejsze wydają się wątki dotyczące ewentualnego – często przywoływanego w polskiej dyskusji o Mausie – antypolonizmu Spiegelmana. Wbrew powierzchownym i stereotypowym odczytaniom sprawa nie jest oczywista, ani też – tym bardziej – nie jest kluczowa dla zrozumienia komiksu, ale z oczywistych względów warto ją odnotować. Jeżeli bowiem chcielibyśmy zarzucać Spiegelmanowi antypolonizm, to również musielibyśmy zarzucić mu, co oczywiste, antyniemieckość i – co już może wydawać się bardziej zaskakujące – antysemityzm. Chodzi bowiem o to, że w „Mausie” w zasadzie nie ma nacji, która byłaby przedstawiona w jednoznacznie pozytywny sposób. Spiegelman sugeruje wręcz, że na czas wojny wszyscy ludzie bez wyjątku ulegają zezwierzęceniu. Niestety w jednakowym stopniu dotyczy to oprawców i ofiar. Ci pierwsi dopuszczając się okropnej zbrodni rezygnują ze swego człowieczeństwa, ci drudzy zostają z niego odarci. Zmuszeni do tego, by przetrwać w że w ekstremalnych warunkach, przestają kierować się ludzkimi odczuciami i zasadami. W komiksie znajdziemy zatem Polaków, którzy postępują szlachetnie, ale nie brakuje tu także i takich, którzy nie cofają się przed największymi podłościami. To samo można zresztą powiedzieć o Żydach, którzy również przedstawienie zostali tu w daleki od jednoznaczności sposób. Żydowska policja, okrutni i nierzadko nadgorliwi kapo w obozach koncentracyjnych to tylko niektóre przykłady takiego zacierania granicy.
Spiegelman wykorzystuje w komiksie stereotypy i uproszczenia, ale głównie po to, by pokazać ich absurdalność oraz ograniczenia. Zwierzęca metafora sprawdza się tu bardzo dobrze, a jej umowność szczególnie dobrze widać w tych momentach, gdy sam Spiegelman zaczyna się nią bawić i ją kwestionować. Na przykład, gdy mysz Artie zastanawia się nad tym za pomocą jakiego zwierzęcia powinien przedstawić swoją żonę – Francuzkę, pierwszym skojarzeniem, jakie przychodzi mu do głowy jest oczywiście żaba. W pewnym momencie żona Władka z przerażeniem krzyczy „szczury”, na widok ogromnych gryzoni, które pojawiają się w jednej z ich kryjówek. Gdy Władek opowiada o swoich obozowych perypetiach przypomina sobie jednego więźnia, który twierdził, że jest Niemcem. Jednak z uwagi na to, że nie było do końca jasne, czy to prawda, czy nie, Spiegelman rysuje go raz jako mysz, raz jako kota. Gdy Władek i Andzia udają Polaków, rysownik zakłada im na twarze maski. Niemcy, czyli koty, często pojawiają się z groźnymi psami na smyczach, co wprowadza pewne zamieszanie, ponieważ jako psy przedstawieni zostali także Amerykanie. To tylko kilka przykładów, w których widać że autor podejmuje tu nieustannie grę z czytelnikiem i podczas lektury warto ją podjąć szukając ukrytych znaczeń zamiast koncentrować się na powierzchni zjawisk.
Wracając do rzekomego antypolonizmu Spiegelmana nie mogę sobie odmówić krótkiej dygresji. Odnotujmy mianowicie jako ciekawostkę, że wyniki wielu badań nad zachowaniami zwierząt wskazują, że świnie należą do jednego z bardziej inteligentnych gatunków. W różnych rankingach zazwyczaj przed nimi są tylko szympansy, delfiny, słonie i psy. Poza tym są one również zwierzętami niezwykle czystymi. Fakt, że w społecznej świadomości uchodzą one jednak za symbol przeciwieństwa wszystkich tych cech również sporo mówi o naturze stereotypów. W końcu trudno byłoby nam zabijać i jeść miłe i sympatyczne zwierzęta dorównujące inteligencją naszym psiakom i przewyższające pod tym względem tak ubóstwiane w naszej kulturze koty. To już jest jednak temat na zupełnie inny tekst.
Przechodząc już do podsumowania należy odnotować, że kolejne wydanie „Mausa” przechodzi w Polsce właściwie bez echa – zupełnie inaczej niż w 2001 roku, kiedy to komiks pojawił się po raz pierwszy na naszym rynku w dwutomowej edycji wydawnictwa Post. Był to zresztą fatalny moment na publikację opowieści Spiegelmana (choć być może z marketingowego punktu widzenia był idealny). Jak pamiętamy trwała wtedy w najlepsze niezwykle burzliwa dyskusja na temat mordu w Jedwabnem wywołana publikacją książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”. Autor dowodził w niej, że polscy mieszkańcy Jedwabnego zamordowali swoich żydowskich sąsiadów. Książka wywołała burzę i „Maus” został przez nią wchłonięty – nie było mowy o spokojnej, rzeczowej dyskusji. Dziś natomiast takie możliwości są i warto je wykorzystać. Nie chodzi o to, żeby zapominać o jego przesłaniu, ale o to, by dostrzec w nim przede wszystkim komiks, a nie tylko dramatyczne rozliczenie z przeszłością. Bo „Maus” to właśnie przede wszystkim doskonały komiks, który pomimo upływu lat gwarantuje niezapomniane, choć nie zawsze przyjemne wrażenia podczas lektury.