„Strefa Gazy. Przypisy” to wstrząsająca relacja ze zdarzeń, jakie rozegrały się w listopadzie 1956 roku. Masakry w dwóch miastach położonych na południu Strefy Gazy odtworzone są w komiksie w najdrobniejszych, przerażających szczegółach.
„Ludzkie szczątki i wyrzutki społeczeństwa”
[Joe Sacco „Strefa Gazy. Przypisy” - recenzja]
„Strefa Gazy. Przypisy” to wstrząsająca relacja ze zdarzeń, jakie rozegrały się w listopadzie 1956 roku. Masakry w dwóch miastach położonych na południu Strefy Gazy odtworzone są w komiksie w najdrobniejszych, przerażających szczegółach.
Joe Sacco
‹Strefa Gazy. Przypisy›
Joe Sacco kontynuuje swoją reporterską misję przywracania głosu ofiarom, których nikt nie chce słuchać. Tym razem jednak idzie o krok dalej i zajmuje się historiami niemal już zapomnianymi. Tytułowe przypisy ze Strefy Gazy odnoszą się bowiem do dwóch wydarzeń, którym nikt poza Sacco nie chciał poświęcić swojej uwagi. Gdyby nie ta licząca ponad czterysta stron komiksowo-reporterska cegła, niewielu zapewne zainteresowałoby się dziś tym „drobnym” epizodem, czy właśnie, jak mówi Sacco, przypisem do burzliwych relacji izraelsko-palestyńskich.
Chodzi o dwie masakry ludności cywilnej, których żołnierze izraelscy dokonali w miastach Chan Junis oraz Rafah w listopadzie 1956 roku. Autor drobiazgowo rekonstruuje ich przebieg i naświetla szerszy historyczno-polityczny kontekst sytuacji. Podstawą jego opowieści są materiały zebrane w Strefie Gazy pomiędzy listopadem 2002 a marcem 2003 roku. Zresztą w komiksie autor, swoim zwyczajem, przedstawia nie tylko opowieść o zdarzeniach z roku 1956, ale także pokazuje samego siebie podczas tego dziennikarskiego śledztwa. Podczas lektury mamy zatem także okazję zobaczyć, jak sytuacja w tym niebezpiecznym regionie wyglądała podczas poszukiwań prowadzonych przez Sacco. Narracja raz po raz przeskakuje z roku 2002 i 2003, kiedy to widzimy na przykład proces wyburzania palestyńskich domów przez siły izraelskie, do roku 1956, w którym rozgrywają się kluczowe dla opowieści zdarzenia.
Obserwujemy zatem wzajemne działania wojenne, prowadzące do eskalacji konfliktu. Obie strony, jak to zawsze w takich sytuacjach bywa, postrzegają się przez pryzmat stereotypów – mamy zatem „okupantów”, ale też „terrorystów”. Śmiercionośne rajdy palestyńskich bojowników i akcje odwetowe wojsk izraelskich napędzają spiralę przemocy, której nikt nie jest już w stanie ani zatrzymać, ani zrozumieć. W końcu Wielka Brytania, Francja i Izrael zawiązują spisek, by rozprawić się z Egiptem, a wojska izraelskie wykorzystują okazję, by zrobić porządek z palestyńskimi żołnierzami. To właśnie te zdarzenia, znane jako kryzys sueski, stanowią makropolityczny kontekst ludzkich tragedii, jakie rozegrały się w na południu Strefy Gazy, kontrolowanej wówczas przez Egipt.
Joe Sacco na podstawie rozmów z naocznymi świadkami rekonstruuje przebieg zdarzeń, ukazując wszystkie okrucieństwa, jakich dopuszczali się izraelscy żołnierze. Podczas lektury stajemy się zatem świadkami tego, jak 3 listopada w Chan Junis zabijani byli mężczyźni i młodzi chłopcy. Systematyczne egzekucje wyciąganych z domów i ustawianych pod ścianami Palestyńczyków wstrząsają czytelnikiem. W tym dniu zginęło – według oficjalnych danych – dwieście siedemdziesiąt pięć osób. Kolejnych sto jedenaście doliczono do tego krwawego bilansu kilka dni później w Rafah. 12 listopada rozegrał się tam bowiem dramat zapamiętany przez mieszkańców tego miasta jako „dzień szkoły”. Tu przebieg wydarzeń był nieco inny. Zaczęło się od obwieszczenia, zgodnie z którym wszyscy mężczyźni w wieku 15-60 lat mieli stawić się na terenie miejscowej szkoły. Wojska izraelskie zaganiały na jej teren zdezorientowanych mężczyzn, dokonując po drodze licznych, sprawiających wrażenie przypadkowych i chaotycznych, egzekucji. W wąskim wejściu na szkolny plac ustawili się z pałkami żołnierze, którzy okrutnie bili przechodzących. Później spośród zebranych dokonywano selekcji, której celem była eliminacja palestyńskich żołnierzy.
Powyższy opis nie oddaje oczywiście ani specyfiki i dramatyzmu tych zdarzeń, ani cierpienia ofiar. Słowa i liczby słabo dziś działają na wyobraźnię. Znacznie bardziej wymowne są rysunki Sacco, które pozwalają odczuć tę wszechobecną atmosferę terroru. Autor przedstawia zdarzenia w niezwykle szczegółowy sposób, jakby dodatkowo chciał wstrząsnąć czytelnikiem i uświadomić mu, o czym tu jest mowa. Chodzi nie tyle o fakty, choć te oczywiście autor zbiera i weryfikuje z niezwykłą skrupulatnością, co raczej o emocje, jakie czytelnik powinien przeżywać podczas lektury. Zresztą w komiksie jak na dłoni widać istotną ewolucję w podejściu samego autora do tych zagadnień. We fragmentach dotyczących zdarzeń z Chan Junis Sacco jest skrupulatny, ale pod koniec opowieści samokrytycznie stwierdza, że nie wszystkie relacje świadków, jakie udało mu się zebrać, są równie wiarygodne. Różnią się bowiem w niektórych miejscach, a poza tym odbiegają także od oficjalnych raportów ONZ. Autor nie ukrywa tych rozbieżności, wręcz przeciwnie, eksponuje je, podkreślając trudności w ustaleniu przebiegu zdarzeń, które rozegrały się przed pięćdziesięciu laty. Ludzka pamięć jest przecież bardzo zawodna.
Te wnioski wykorzystuje w drugiej opowieści, czyli w relacji z Rafah. Tu jest jeszcze bardziej krytyczny i systematyczny. Za każdym razem ustala rygorystycznie, czy ma do czynienia z naocznymi świadkami, skrupulatnie weryfikuje – wspólnie ze swoim pomocnikiem i tłumaczem – wszystkie opisy, tworzy tabele i zestawienia. Zmianę nastawienia widać także w narracji: staje się ona bardziej systematyczna i uporządkowana. Opisując daną sekwencję zdarzeń, Sacco często zestawia obok siebie relacje kilku świadków, którzy o niej akurat mówią. Wszystko staje się bardziej wiarygodne i uporządkowane, a czytelnik może wyłapać drobne różnice w ich wypowiedziach. Autor dołącza nawet do komiksu dokumenty, które odnoszą się do opisywanych zdarzeń. Jednak pod koniec tej relacji Sacco też nie jest z siebie zadowolony. Tym razem nie chodzi jednak o brak krytycyzmu. Wręcz przeciwnie, autor relacji uświadamia sobie bowiem w pewnym momencie, że stosując to naukowe, wyprane z emocji podejście, stracił z pola widzenia coś znacznie ważniejszego. Co? Odpowiedzią na to pytanie jest kilka ostatnich plansz komiksu, na których obserwujemy zdarzenia z perspektywy ich uczestników. To zakończenie jest chyba najbardziej wstrząsającym fragmentem całej opowieści. Warto poświęcić chwilę, by uważnie i w skupieniu prześledzić te ostatnie kadry komiksu. Może to właśnie one pozwolą zrozumieć skalę opisywanej tu tragedii.
Pod względem graficznym mamy tu wszystko to, do czego autor "Palestyny" i "Strefy bezpieczeństwa Goražde" już nas przyzwyczaił. Styl Sacco oparty jest na połączeniu realizmu z undergroundową kreską. Tła ukazane zostały w najdrobniejszych szczegółach. Autor często umieszcza w komiksie duże (często zajmujące jedną albo dwie plansze), wypełnione detalami panele, przedstawiające palestyńskie krajobrazy, ulice i domy. Natomiast rysowani przez niego ludzie, choć również utrzymani w realistycznej estetyce, mają jednak w sobie coś z undergroundowej kreski Roberta Crumba. Grube kontury i gęste (jednak bardziej sterylne niż u autora "Kota Fritza") kreskowanie, którym autor wyczarowuje zróżnicowane faktury, nadają im nieco cartoonowy charakter. Autor stosuje także szereg ciekawych zabiegów formalnych, za pomocą których zestawia współczesność z przeszłością. Widzimy na przykład na dwóch planszach umieszczonych obok siebie mur otaczający ruiny XIV-wiecznego zamku – dziś stojący przy ruchliwej ulicy, a niegdyś usłany ciałami zabitych Palestyńczyków.
Autor „Palestyny” zawsze jest zainteresowany losem ofiar. Gdyby Sacco żył na przełomie lat 30. i 40., zapewne opisywałby tragedię narodu żydowskiego, ale z uwagi na to, że żyje współcześnie, zajmuje się tymi, którzy dziś – podobnie jak Żydzi w czasie drugiej wojny światowej – są prześladowani i mordowani. Jednak zarówno w Palestynie, jak i w Strefie Gazy to Żydzi są prześladowcami, a Palestyńczycy – ofiarami. Oczywiście w tym skomplikowanym konflikcie obie strony mają na sumieniu swoje grzechy, ale w narracji Sacco ten podział jest jednoznaczny. Chciałbym jednak, żeby było jasne – ani ja nie mam zamiaru mówić, że sytuacja w konflikcie izraelsko-palestyńskim jest analogiczna do tego, co działo się podczas drugiej wojny światowej, ani takich tez nie formułuje Sacco. Chodzi tu o coś zupełnie innego. O poszukiwanie pewnych uniwersalnych mechanizmów, które napędzają zdarzenia w tak ekstremalnych sytuacjach. O pokazanie, że przedstawiciele skonfliktowanych narodowości mają tendencję do stereotypowego postrzegania siebie nawzajem i do uruchamiania retoryki dehumanizującej wroga w celu usprawiedliwiania swoich, często zbrodniczych, poczynań. Dowodzą tego takie na przykład fragmenty: „Tych o najlepszych zdolnościach do adaptacji i przeżycia wyłoni proces doboru naturalnego, a pozostali zmarnieją. Część umrze, ale większość, jako ludzkie szczątki i wyrzutki społeczeństwa, zapewne dołączy do najbiedniejszych warstw w krajach arabskich” (str. 42). Nie jest to fragment z jakichś nazistowskich dokumentów, które Sacco dla podniesienia dramatyzmu wstawił do swojej opowieści. To jest cytat z raportu izraelskiego MSZ z roku 1949, opisującego sytuację w Palestynie! Szok wywołują zarówno te sformułowania, jak i to, że ich autorami są przedstawiciele narodu, który kilka lat wcześniej potraktowano w podobny sposób.
Nie sposób nie odnieść się tu do tezy, którą twórczość Sacco zdaje się kwestionować, choć sam autor nie odnosi się do niej bezpośrednio. Chodzi mianowicie o tezę mówiącą o wyjątkowości Holocaustu jako zdarzenia niemającego precedensu w historii ludzkości. W narracjach autora "Palestyny" każda wojna i każda śmierć staje się czymś wyjątkowym. Bogu ducha winne ofiary (Palestyńczycy, Żydzi, bośniaccy muzułmanie), które przeżywają niewyobrażalne cierpienia tylko dlatego, że dostały się w tryby okrutnej historii, zyskują na planszach jego komiksów wyraziste oblicza, imiona, mają swoją historię i uczucia, które wojna w brutalny sposób unieważnia. Ich przerażenie w obliczu nieuchronnej i okrutnej śmierci, często ponoszonej z rąk sąsiadów, jest czymś niemal namacalnym, czymś, co podczas lektury można wręcz odczuć na własnej skórze. Każda z rekonstruowanych z reporterską precyzją zbrodni jest czymś wyjątkowym i każdej ofierze należy się szacunek. Wartościowanie ludzkich tragedii i uznawanie, że jedne są wyjątkowe, inne zaś takiej wyjątkowości są pozbawione, prowadzi niestety do sytuacji, w której takie masakry jak te w Chan Junis i Rafah mogą być traktowane jako nic nieznaczące epizody w historii długich i brutalnych konfliktów. I jako takie mogą powtarzać się w różnych okolicznościach w nieskończoność. Dopiero gdy pojawi się ktoś taki jak Joe Sacco, „ludzkie szczątki i wyrzutki społeczeństwa” mają szansę na to, by ich głos został usłyszany. Wydaje się, że jest to wysiłek wartościowy, nawet jeśli na początku głos niewinnych ofiar usłyszy tylko mała grupa tych czytelników, którzy w ogóle zwracają uwagę na przypisy.
Mam prośbę do redakcji - czy byłaby możliwość, aby w danych recenzowanych komiksów była podawana ich objętość (ilość stron) tak jak przy recenzjach książek?