„Sherlock” to mangowa adaptacja popularnego serialu wyprodukowanego przez telewizję BBC. Akcja komiksu rozgrywa się we współczesnym Londynie, a główni bohaterowie mają twarze Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana.
Seryjny samobójca
[Mark Gattis, Jay, Steven Moffat „Sherlock #1: Studium w różu” - recenzja]
„Sherlock” to mangowa adaptacja popularnego serialu wyprodukowanego przez telewizję BBC. Akcja komiksu rozgrywa się we współczesnym Londynie, a główni bohaterowie mają twarze Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana.
Mark Gattis, Jay, Steven Moffat
‹Sherlock #1: Studium w różu›
Londyńska policja zaczyna poważnie niepokoić się samobójstwami mającymi zbyt wiele cech wspólnych, by można było uznać to za dzieło przypadku. W okresie kilku miesięcy, trzy osoby które – przynajmniej teoretycznie – nie mają do tego żadnych powodów, odbierają sobie życie zażywając truciznę. Kiedy pojawia się czwarty przypadek, zdesperowany inspektor Lestrade postanawia zwrócić się z prośbą o pomoc do pewnego dość ekscentrycznego konsultanta współpracującego z policją. Tym konsultantem jest oczywiście Sherlock Holmes we własnej osobie. Gdy inspektor przyjeżdża na Baker Street 221B, detektyw właśnie oprowadza swojego nowego współlokatora – Johna Watsona – po mieszkaniu, które będą wspólnie wynajmować. Informacja o tym, że czwarte samobójstwo może przynieść przełom w śledztwie, ożywia Holmesa. Udając się na miejsce zdarzenia proponuje on Watsonowi współpracę w charakterze eksperta. Nowy znajomy detektywa jest bowiem lekarzem wojskowym mającym za sobą misję w Afganistanie.
Wszyscy, którzy znają popularny serial BBC z Benedictem Cumberbatchem i Martinem Freemanem w rolach głównych doskonale wiedzą, jak ta historia się skończy. Manga nie przynosi tu żadnych niespodzianek – jest to wierna adaptacja pierwszego odcinka serialu telewizji BBC, zatytułowanego „Studium w różu”. Dodajmy tylko dla formalności, że ten odcinek stanowi z kolei uwspółcześnioną adaptację pierwszej opowieści z udziałem najsławniejszego detektywa na świecie – „Studium w szkarłacie” – napisanej przez Artura Conan Doyla w roku 1887. Za scenariusz mangi odpowiadają twórcy serialu – Steven Moffat oraz Mark Gatiss, który zresztą wciela się w nim w rolę brata Sherlocka – Mycrofta Holmesa. Trudno powiedzieć, czy faktycznie przygotowali oni scenariusz specjalnie na potrzeby mangi, czy po prostu pozwolili rysownikowi wykorzystać fabułę filmu. Tak czy inaczej, manga stanowi dokładne odwzorowanie filmu.
Nasuwa się w tym miejscu pytanie, czy w takim razie osoby znające serial, mają w ogóle po co czytać komiks? Otóż wydaje się, że znajomość oryginału zupełnie nie przeszkadza podczas lektury. Owszem wiadomo, jak to wszystko się skończy, ale dzięki temu można skoncentrować się na strukturze narracji oraz licznych zabawnych niuansach, które umykają, gdy czytelnik koncentruje się na zagadce kryminalnej i czeka aż padnie odpowiedź na fundamentalne pytanie - kto zabił. Co więcej, komiks jest medium dające czytelnikowi możliwości, jakich jest on pozbawiony podczas oglądania filmu. Można bowiem zapoznawać się z intrygą we własnym tempie, wracając – w razie potrzeby – do wcześniejszych plansz w poszukiwaniu informacji, które mogły umknąć. A trzeba od razu zaznaczyć, że scenariusze kolejnych odcinków serialu są gęste i dość zawiłe, zatem każda okazja do ich bardziej szczegółowej analizy jest dobra. Oczywiście teoretycznie to samo można robić oglądając serial, ale jednak w przypadku komiksu sprawa jest znacznie łatwiejsza i bardziej naturalna (trudno przecież co chwila zatrzymywać film, by wyszukiwać wcześniejsze sceny). Natomiast osoby, które jakimś cudem nie znają serialu, będą mogły przeczytać tę mangę, jako doskonałą opowieść kryminalną inteligentnie nawiązującą do klasyki. Trzeba bowiem podkreślić, że scenariusze Moffata i Gatissa są świetne. Dynamiczna i pełna zaskakujących zwrotów akcji historia zakończona zaskakującym finałem będzie prawdziwą ucztą dla wszystkich miłośników kryminałów.
Graficznie manga prezentuje się również ciekawie. Ukrywający się pod pseudonimem Jay rysownik stara się wiernie odwzorować twarze głównych bohaterów. Najlepiej ta sztuka mu się udała w przypadku twarzy detektywa - komiksowy Sherlock Holmes ma rzeczywiście twarz Benedicta Cumberbatcha, choć czasami można odnieść wrażenie, że jego oczy są bardziej skośne oczy niż w przypadku pierwowzoru. Nieco gorzej sprawy wyglądają u innych postaci. Są one wprawdzie już zdecydowanie mniej podobne do postaci z filmu, ale trudno to uznać za jakiś wielki mankament. Warto również podkreślić, że rysownik miał ułatwione zadanie, gdyż film był dla niego źródłem gotowych rozwiązań kompozycyjnych. Na kolejnych kadrach odnajdujemy bowiem dokładnie te same sceny, które widzieliśmy w filmie. Może tylko mieszkanie Holmesa i Watsona wygląda nieco inaczej. Ogólne wrażenie jest pozytywne – zdecydowana kreska, rezygnacja ze szrafowania na rzecz wykorzystania rastrów i dużego kontrastu dla ukazania gry światła i cienia, sprawia, że rysunki mają bardzo przejrzysty charakter.
Podsumowując należy stwierdzić, że mangowy „Sherlock” to bardzo ciekawa i warta uwagi inicjatywa, która nie tylko może zadowolić fanów serialu, ale także wpłynąć na zwiększenie ich liczby. Bardzo zaskakujące byłoby bowiem, gdyby czytelnicy nie znający produkcji BBC, nie zdecydowali się po lekturze na porównanie mangi z serialowym oryginałem. Dla zagorzałych fanów Sherlocka i brytyjskiego serialu będzie to natomiast kolejna okazja do zanurzenia się w fascynującym świecie kryminalnych zagadek.
Teraz na podstawie komiksu powinni zrobić film animowany, a na jego podstawie - sztukę teatralną, którą następnie ktoś adaptuje na powieść. I kółeczko się ładnie zamknie. :-)))))