Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski
‹Kapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata
Scenariusz
Data wydania1980
RysunkiJerzy Wróblewski
Wydawca Sport i Turystyka
CyklKapitan Żbik
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Kapitan Żbik: Gorące plaże Adriatyku
[Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski „Kapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
I znów trzeba było czekać rok, aby udać się do kiosku „Ruchu” i kupić zeszyt zamykający trylogię poświęconą śledztwu milicji polskiej i słowackiej w sprawie zakończonego tragedią wypadku samochodowego pod Bratysławą (w którym, przypomnijmy, uczestniczył obywatel Polski Ludowej). Jak na tak długie oczekiwanie, albumik „Zatrzymać niebieskiego fiata…” zdecydowanie rozczarowywał.

Sebastian Chosiński

Kapitan Żbik: Gorące plaże Adriatyku
[Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski „Kapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata” - recenzja]

I znów trzeba było czekać rok, aby udać się do kiosku „Ruchu” i kupić zeszyt zamykający trylogię poświęconą śledztwu milicji polskiej i słowackiej w sprawie zakończonego tragedią wypadku samochodowego pod Bratysławą (w którym, przypomnijmy, uczestniczył obywatel Polski Ludowej). Jak na tak długie oczekiwanie, albumik „Zatrzymać niebieskiego fiata…” zdecydowanie rozczarowywał.

Władysław Krupka, Jerzy Wróblewski
‹Kapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapitan Żbik #49: Zatrzymać niebieskiego fiata
Scenariusz
Data wydania1980
RysunkiJerzy Wróblewski
Wydawca Sport i Turystyka
CyklKapitan Żbik
Gatunekkryminał
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Tak długich przerw pomiędzy wydaniem kolejnych odcinków trylogii nie da się wyjaśnić inaczej, jak kłopotami ekonomicznymi i wynikającym z nich brakiem papieru. Na to nałożyły się jeszcze zapewne problemy polityczne, z jakimi musiała borykać się u schyłku lat 70. XX wieku władza komunistyczna. Prawdopodobnie w wydawnictwie Sport i Turystyka malał też entuzjazm związany z publikacją kolejnych „kolorowych zeszytów” z kapitanem – oj, przepraszam! – majorem Żbikiem w roli głównej. Bo jak współtworzyć mit dzielnego milicjanta, kiedy za oknem sytuacja stawała się coraz bardziej niepewna, a niechęć do panów w niebieskich mundurach coraz większa. Nikt więc specjalnie nie naciskał – pojawiała się możliwość, to drukowano. A że trzeba było niekiedy czekać kilkanaście miesięcy? Cóż, nie jedyny to poligraficzny absurd PRL-u. W każdym razie nadszedł wreszcie odpowiedni moment i „Granatowa cortina” (1978) oraz „Skok przez trzy granice” (1979) doczekały się wreszcie finalizacji w postaci „Zatrzymać niebieskiego fiata…” (1980).
Zacznijmy jednak od obowiązkowego listu majora Żbika do czytelników. Listu, biorąc pod uwagę moment, w jakim ukazało się pierwsze – i, jak do tej pory, jedyne – wydanie zeszytu, nadzwyczaj kuriozalnego. Będącego bowiem apologią… Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Na początek major cytuje fragmenty trzech listów, jakie otrzymał od swoich wiernych czytelników – dwóch pań i jednego pana (podaje przy tym ich imiona, inicjał nazwiska, wiek i miejsce zamieszkania) – którzy pod wpływem indagowania przez Żbika w poprzednich komiksach postanowili wstąpić w szeregi ORMO. Ucieszony tym funkcjonariusz Komendy Głównej, zachęca więc kolejnych, przytaczając – nie po raz pierwszy zresztą – warunki, jakie musi spełnić kandydat na ormowca. Czyta się to jak najpodlejszą literaturę propagandową – wystarczy popytać starsze pokolenie i porównać laurkę sporządzoną przez Żbika z rzeczywistym obrazem tej służby. To świetny materiał poglądowy na powszechne zakłamanie panujące w Polsce Ludowej. I jednocześnie przestroga i zachęta do tego, by zrobić wszystko, aby podobne czasy nigdy już nie wróciły.
A co z fabułą? Mimo że kolejne zeszyty ukazywały się z rocznymi przerwami, cała trylogia była gotowa do druku już w 1978 roku. Taka data, wypisana ręką Jerzego Wróblewskiego, widnieje na jednym z rysunków na ostatniej planszy komiksu. Pośrednio potwierdza to również sam scenariusz. Wydarzenia opisane w tej miniserii rozgrywają się bowiem na przestrzeni kilku, maksymalnie kilkunastu dni – tyle, ile zajmuje droga (z przystankami) z Bratysławy przez Budapeszt do położonego nad Morzem Adriatyckim chorwackiego Zadaru i z powrotem. Przypomnijmy, że głównymi postaciami, na barkach których spoczywa śledztwo, są kapitan Michał (który dwa zeszyty wcześniej otrzymał awans na ten stopień) oraz słowacki kapitan Voliček. Dotarłszy do stolicy Węgier, spotykają się z majorem Kertyszem, który udziela im bardzo ważnej informacji na temat mężczyzny towarzyszącego Jovance Losse. Wprawdzie uciekł znad Balatonu (prawdopodobnie do Jugosławii), ale przynajmniej znane są jego personalia, których nie poznajemy, oraz zdjęcie, na którym przypomina on Michałowi (nie)świętej pamięci Mariusza Liska.
I tyle. Więcej w Budapeszcie nie ma czego szukać, więc Michał i Voliček ruszają do Zadaru, gdzie czeka już na nich porucznik Stojanev (zauważcie, niższa ranga). Wie o tajemniczym Węgrze, kompanie Jovanki, ale przybyszom z bratnich krajów jest w stanie przekazać tylko tyle, że właśnie im się „urwał”. Tragedii jednak nie ma, ponieważ kapitan Michał ma pewien niebezpieczny, ale, jak można sądzić, skuteczny w drodze do celu plan – chce skontaktować się z miejscowym środowiskiem przestępczym, aby przeprowadzić transakcję. Przełożony Stojaneva, major Vlodić, wyraża zgodę – i tym sposobem zaczyna się operacja. Milicjantom pomaga chorwacki „kapuś”, agent porucznika z Zadaru, który nadzwyczaj ochoczo – domyślamy się, że było to dla niego bardzo opłacalne (bo chyba nie robił tego jedynie z miłości do marszałka Tity) – wprowadza ich na przestępcze salony. A potem wszystko kręci się już samo… W zasadzie od momentu postawienia pierwszego kroku przez Michała i Volička wiadomo już, jakie będzie zakończenie i – w związku z tytułem – na czym polegać będzie finałowa scena akcji.
Wszystko jest tak boleśnie przewidywalne i naiwne, że nie sposób wykrzesać z siebie jakikolwiek entuzjazm w trakcie lektury. Może te niemal już czterdzieści lat temu „Zatrzymać niebieskiego fiata…” robiło jeszcze jakieś wrażenie. Wszak Jugosławia, chociaż należała do bloku krajów demokracji ludowej, to mimo wszystko traktowana była niemal jak Zachód. Stopa życiowa była dużo wyższa, klimat nieporównywalny z polskim, na gorących nadadriatyckich plażach nie brakowało turystów z państw kapitalistycznych. Prawie każdy obywatel PRL-u marzył o tym, aby Polska była choć trochę jak Jugosławia. I to mógł być ten wabik, który przyciągał czytelników, cała reszta zawodziła. Oczywiście poza Jerzym Wróblewskim, który swoje zadanie wykonał na tradycyjnie wysokim poziomie. Wprawdzie drukarze starali się, jak tylko to było możliwe, popsuć efekty jego pracy, ale nawet oni nie dali rady. Część nakładu wydrukowana została bowiem w przedziwny sposób, co najbardziej rzuca się w oczy na przykładzie koloru włosów zadarskiego „kapusia”, które na niektórych planszach są zielone, na innych znów niemal pomarańczowe. A takich niespodzianek graficznych jest więcej.
W „Zatrzymać niebieskiego fiata…” nie zabrakło też oczywiście tradycyjnych dodatków. Doktor Krzysztof Kondratowicz zaprosił na siódmą lekcję samoobrony, która poświęcona została padowi w przód z pozycji wyprostowanej. W „Za ofiarność i odwagę” uhonorowano kaprala MO z Gliwic Wincentego Reichela, który 13 stycznia 1977 roku wyciągnął z rzeki Kłodnicy tonącą Marię Staneczko, po czym udzielił jej pierwszej pomocy i odwiózł do szpitala. W „Nauce i technice w służbie MO” opisano z kolei działanie radaru określającego prędkość poruszającego się samochodu. Przy okazji podniesiono nieco morale polskiej młodzieży, akcentując fakt, że Milicja Obywatelska już od 1963 roku użytkuje sprzęt własnej konstrukcji. Nie zapomniano również o „Kronice MO”, którą poświęcono zaprowadzaniu rządów komunistycznych na terenie przyszłego województwa płockiego. Przy okazji, opisując wydarzenia z lat 1945-1947, zamieszczono taką oto ocenę: „Walka o utrwalenie władzy ludowej wymagała od funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej głęboko patriotycznych postaw, hartu, wielkiej odwagi i pełnego poświęcenia się dla powstającej ludowej Ojczyzny”. Koło zostało zamknięte. Bo co miałby zrobić ktoś, kto chciałby podobną rolę odegrać dzisiaj? Żbik udzielił właściwej odpowiedzi już we wstępie – wstąpić do ORMO!
koniec
30 lipca 2017

Komentarze

31 VII 2017   11:06:44

Zaskakująco żywy ten fiat na okładce, wygląda, jakby wręcz po ludzku zrywał się do biegu. Protoplasta "Aut" od Pixara? ;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Małe sprzeczki w nowej rodzinie
Maciej Jasiński

18 IV 2024

Pierwsze dwa tomy serii „Pan Borsuk i pani Lisica” były naprawdę interesującymi komiksami przedstawiającymi wspólne życie dwóch zupełnie obcych kulturowo rodzin. Pan Borsuk wychowujący samotnie trójkę dzieci oraz pani Lisica, która wraz z córką musiała uciekać przed myśliwymi – zamieszkali razem w norce, tworząc z czasem jedno gospodarstwo domowe. W kolejnych albumach czytelnicy będą mieli okazję lepiej poznać bohaterów.

więcej »

Piękny umysł
Paweł Ciołkiewicz

17 IV 2024

Życie nie rozpieszczało Wiktora. Wychowywał się bez ojca, a jego matka raczej nie była osobą, którą trudno uznać za wzór macierzyńskiej troskliwości. Wszystkie problemy chłopak rekompensował sobie zanurzaniem się w cudowny świat…, nie, nie baśni, lecz matematyki. To liczby i ich wzajemne relacje pochłaniały go bez reszty. A u źródeł tej fascynacji stało, rzecz jasna, poszukiwanie szczęścia.

więcej »

Oto koniec znanego nam świata
Marcin Knyszyński

16 IV 2024

Nieistniejący już imprint DC Comics o nazwie „Vertigo” miał kilka flagowych tytułów, takich swego rodzaju wizytówek lat dziewięćdziesiątych amerykańskiego komiksu. Jedną z nich są bez wątpienia „Niewidzialni”, których ostatni, czwarty tom zbiorczy wyszedł w marcu nakładem Egmontu. Każdy, kto uważa, że pierwsze trzy były trudne w odbiorze, musi przygotować się na jeszcze większe wyzwanie. Teraz Grant Morrison nie ma już zupełnie litości i nie bierze jeńców.

więcej »

Polecamy

Batman zdemitologizowany

Niekoniecznie jasno pisane:

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch

(Trochę) Anty-Żbik
— Marcin Osuch

Krótko o komiksach: Nie dla dzieci
— Marcin Osuch

Historia w obrazkach: Konkwistadorzy!
— Sebastian Chosiński

Piąty bieg, Cyklonie, piąty bieg!
— Konrad Wągrowski

Bumelanci i cwaniacy
— Sebastian Chosiński

Jankesi z Podhala
— Sebastian Chosiński

O okrutnym podboju Jukatanu
— Sebastian Chosiński

Światy zaginione i przypomniane
— Sebastian Chosiński

Wiekopomne dzieło króla Długouchych
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.