Długo nie mogłem przekonać się do minimalistycznej kreski Jacka Świdzińskiego. Aż wreszcie przyszło „Powstanie. Film narodowy” i po prostu nie było innego wyjścia. Bo specyficzny styl rysowania twórcy w niczym nie odbiera niesamowitej zabawy podczas lektury tego komiksu.
Konrad Wągrowski
Sztuka narodowa musi dawać po pysku. Metakomiks narodowy
[Jacek Świdziński „Powstanie. Film Narodowy” - recenzja]
Długo nie mogłem przekonać się do minimalistycznej kreski Jacka Świdzińskiego. Aż wreszcie przyszło „Powstanie. Film narodowy” i po prostu nie było innego wyjścia. Bo specyficzny styl rysowania twórcy w niczym nie odbiera niesamowitej zabawy podczas lektury tego komiksu.
Jacek Świdziński
‹Powstanie. Film Narodowy›
Bitwa. Lecą armatnie kule. Kosynierzy w sukmanach szturmują wzgórze. Wrogie siły dają odpór. Do szturmu rusza – najprawdopodobniej – sam Kościuszko. Z podziwu godną wytrwałością przyjmuje kolejne rany, żołnierze wroga co i rusz przebijają go szablami. Do ciężko rannego naczelnika podchodzi oficer i stwierdza – „Żyje”. Na to polski ułan patetycznie odpowiada: „Kiedy my żyjemy”. Czyżby to jakieś zdarzenie z zapomnianych kart historii? Nie, to kadr z realizowanej superprodukcji narodowej, filmu, na który cała Polska czeka. Filmu zapowiadanego od dawna, ale jak do tej pory zrealizowanego jedynie w komiksie Jacka Świdzińskiego.
O czym będzie ten film? Nie wiadomo. Zapewne coś o insurekcji kościuszkowskiej (co do tożsamości Naczelnika nie ma pewności, ale w filmie z pewnością występują kosynierzy). Problem w tym, że prace nad filmem już się rozpoczęły, ale wciąż nie ma scenariusza. Ekipa również nie jest skompletowana, w szczególności odczuwalny jest brak pierwszego reżysera. Dlatego też na razie kręci się bliżej niesprecyzowane sceny bitew i rzezi ludności cywilnej oraz – jak mówi producent „pogromów, klęsk i masakr”. Taki materiał zawsze będzie można potem wkleić do późniejszego filmu. Z finansowaniem też nie ma jasności. Jest budżet partycypacyjny, jest akcja crowdfundingowa (z którą jest taki problem, że darczyńcy mają otrzymać figurki z kości słoniowej, a ich po prostu fizycznie nie ma). W przyszłości koszty mają pokryć oczywiście wielkie państwowe firmy. Na razie jednak jest poszukiwanie pieniędzy i partyzanckie akcje marketingowe. Ale sytuacja ma się niedługo zmienić. Pewny siebie producent wyrusza do USA, do Hollywood. Tam znajdzie najlepszych ekspertów, światowej klasy reżysera. Oni wszyscy zapewnią filmowi narodowemu oczekiwany sukces. W oczekiwaniu na amerykański dream team trzeba jednak kręcić wciąż pogromy, klęski i masakry, bo coś wokół tego w przyszłości wiekopomnego dzieła musi się dziać.
Jacek Świdziński zdążył już przyzwyczaić czytelników do swojego minimalistycznego stylu. Komiksy tego twórcy („A niech cię ,Tesla”, „Zdarzenie 1908”, „Wielka ucieczka z ogródków działkowych”) zdobyły już uznanie i nagrody. Rysunek Świdzińskiego ogranicza się do najprostszych elementów. Każda z postaci rysowana jest w sposób bardzo symboliczny, kilkoma grubymi kreskami, ale każda w sposób odmienny, umożliwiając łatwą identyfikację bohatera. Tło praktycznie nie istnieje, dodatkowe elementy rysowane są tylko i wyłącznie wtedy, gdy mają znaczenie dla zrozumienia kadru. Grafika Świdzińskiego nie jest może ucztą dla oka, ale w zupełności wystarcza, by poprowadzić przejrzystą fabułę. A ponieważ w „Powstanie. Film narodowy” najważniejsza jest treść, forma minimalistyczna jest w zupełności wystarczając, pozwalając nawet na silniejsze akcentowanie humoru.
A humor w „Powstaniu” jest wybornej próby i świetnie podany. Świdziński bierze na cel pojawiające się w przestrzeni publicznej od dawna zapowiedzi konieczności tworzenia polskiego patriotycznego blockbustera, do którego miano by angażować hollywoodzkich twórców (najczęściej wymieniany w tej roli Mel Gibson ma nawet swoje cameo w komiksie), które miałyby propagować właściwy wizerunek Polski na świecie. Realizacja filmu w komiksie jawi się jako zderzenie światowych ambicji z polskimi realiami. Film jest robiony bez przemyślenia, bez fachowej ekipy, na zasadzie pospolitego ruszenia, z różnymi ludźmi kręcącymi się wokół produkcji, próbującymi załatwiać swoje interesy (są wśród nich dawni opozycjoniści, monarchiści, zagubieni ludzie kultury, ambitni stażyści, zwykli karierowicze). Główną postacią jest groteskowy producent – pełen górnolotnych frazesów i doskonałych pomysłów, mistrz autopromocji, biznesmen czytujący Kulczyka, będący w rzeczywistości niekompetentnym bufonem. Ale to on właśnie wygłasza kluczowe dla komiksu stwierdzenia: „Sztuka to zbyt poważna sprawa, by zajmowali się nią artyści”, czy „Sztuka narodowa musi dawać po pysku, inaczej ludzie będą tego szukać gdzie indziej”. Eksperci sprowadzeni z zagranicy ostatecznie okazują się być przypadkowymi polskimi emigrantami, którzy próbują się podczepić pod projekt i coś na tym zarobić – co oczywiście kojarzy się z zupełnie innymi polonijnymi ekspertami… Wypada nadmienić, że Świdziński jawi się jako mistrz komiksowej narracji – potrafi dowcip podać w bezpośrednim cytacie, w przemilczeniu, w wielokrotnym powtórzeniu statycznego kadru, w drobnych zmianach kolejnych kadrów, potrafi wrzucić żart jednym mocny stwierdzeniem, ale też dochodzić do pointy przez kilka stron.
Kogo Świdziński jeszcze bierze na cel? Świat kultury? Oczywiście. Ale też świat polityki, mediów, biznesu (przezabawne są dywagacje na temat możliwych product placementów w filmie o kosynierach), nie zapominając o paru satyrycznych choć gorzkich nawiązaniach do dzisiejszej sytuacji na rynku pracy. Wszyscy zatrudnieni przy filmie są na umowę o dzieło (doskonała scena sortowania umów), nie brakuje też ambitnych stażystów, którzy pracują bez wynagrodzenia, omamieni obietnicami przyszłych sukcesów i wielkiej kariery. Nie bez kozery Świdziński tworzy paralelę słabo (lub w ogóle) opłacanych pracowników z rzucanymi do kolejnych rozpaczliwych szturmów kosynierami. Nie udało się może nakręcić zapowiadanego Metafilmu Narodowego (choć zakończenie jest groteskowym i ironicznym triumfem produkcji), ale z pewności „Powstaniem” zbliżyliśmy się do stworzenia Narodowego Metakomiksu.