Wampirza podróż w czasie i przestrzeni [Mario Alberti, Mathieu Lauffray, Fabien Nury, Tirso, Zhang Xiaoyu „Legion - Kroniki” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Drakula! W zasadzie to jedno słowo załatwia sprawę. Nie trzeba chyba dodawać nic więcej. Ale mimo wszystko uściślijmy. Tym razem nie chodzi bowiem o kolejną adaptację legendarnej powieści Brama Stokera, ale czteroczęściowy komiks Fabiena Nury’ego „Legion. Kroniki”, którego głównym bohaterem jest książę Wład Palownik, protoplasta najsłynniejszego wampira w dziejach literatury światowej.
Wampirza podróż w czasie i przestrzeni [Mario Alberti, Mathieu Lauffray, Fabien Nury, Tirso, Zhang Xiaoyu „Legion - Kroniki” - recenzja]Drakula! W zasadzie to jedno słowo załatwia sprawę. Nie trzeba chyba dodawać nic więcej. Ale mimo wszystko uściślijmy. Tym razem nie chodzi bowiem o kolejną adaptację legendarnej powieści Brama Stokera, ale czteroczęściowy komiks Fabiena Nury’ego „Legion. Kroniki”, którego głównym bohaterem jest książę Wład Palownik, protoplasta najsłynniejszego wampira w dziejach literatury światowej.
Mario Alberti, Mathieu Lauffray, Fabien Nury, Tirso, Zhang Xiaoyu ‹Legion - Kroniki›Gdy w 2004 roku ukazał się „ Tańczący faun”, pierwszy tom trylogii „Jam jest Legion”, chyba mało kto – włącznie z autorem scenariusza – przewidywał, że historia głównego bohatera tak bardzo się rozwinie. W ciągu kolejnych lat pojawiły się w sprzedaży jeszcze dwie części serii – „Vlad” (2006) oraz „Trzy małpy” (2007) – których akcja, podobnie jak w przypadku albumu otwierającego całość, rozgrywała się w czasie drugiej wojny światowej. Mimo to Francuza Fabiena Nury’ego w rzeczywistości inspirowały wydarzenia znacznie wcześniejsze, sięgające końca epoki średniowiecza, kiedy to Wołoszczyzną rządził znany z (rzekomego) okrucieństwa książę Wład Palownik (czy też – z rumuńska – Vlad Tepeş). Czarna legenda wołoskiego władcy narodziła się krótko po jego śmierci, a jej ukoronowaniem stała się kilkaset lat później gotycka powieść irlandzkiego pisarza Brama Stokera zatytułowana „Drakula” (1897). Od tamtej pory mit o Drakuli inspirował setki pisarzy, poetów, kompozytorów i reżyserów filmowych. Nie oparli mu się również twórcy komiksów, w tym Nury. W 2007 roku mogło się wydawać, że – przynajmniej w przypadku francuskiego scenarzysty – temat został definitywnie zamknięty. Prawda okazała się jednak inna. Drakula wciąż zaprzątał umysł Nury’ego. Do tego stopnia, że po kilku latach oddechu od tej postaci Fabien „wyrzucił” z siebie kolejny scenariusz – tym razem rozwinięty do tego stopnia, że trzeba go było podzielić na cztery części. W przeciwieństwie do „Jam jest Legion”, kontynuacja powstała za jednym zamachem. Było to o tyle istotne, że przystępując do pracy nad oprawą graficzną tetralogii, Nury mógł od razu założyć, że każdy wątek opowieści ilustrować będzie inny autor. Zabieg może wydawać się dziwny, ale jest w stu procentach uzasadniony, co przyzna chyba każdy czytelnik już po lekturze tomu pierwszego. Historia Drakuli przedstawiona w „Kronikach” (opublikowanych w latach 2011-2012) składa się bowiem z trzech równolegle prowadzonych nitek fabularnych; każda wiedzie do innej epoki historycznej, na dodatek w różne zakątki Europy i Ameryki Południowej. Bez zróżnicowania graficznego ich śledzenie byłoby utrudnione. Poza tym – co również należy podkreślić – każdy z rysowników ma własny styl, a to z kolei wpływa wydatnie na podniesienie atrakcyjności komiksu. Wprowadzająca w temat introdukcja – narysowana przez Mathieu Lauffraya – rozgrywa się w grudniu 1476 roku, kiedy to w wyniku tureckiej interwencji Vlad Tepeş zostaje ostatecznie pozbawiony władzy i zamordowany przez Selima Beja, dowódcę straży sułtana, który – by dowieść swojemu władcy, że wypełnił zadanie – obcina trupowi głowę (z zamierzeniem odesłania jej do Stambułu). Dowiedziawszy się o tym młodszy brat Vlada, Radu (Piękny), chce go pomścić, ale gdy już dopada podstępnego Turka – czeka go zaskakująca (i jednocześnie przykra) niespodzianka. I tak będzie od tej pory do samego końca opowieści. Bo czy można zabić nieśmiertelnego? Który ma moc wcielania się w innych? Vlad powraca więc w kolejnych epokach. Ale to – przyznajcie – byłoby mimo wszystko przewidywalne i może nawet odrobinę nużące. Nury postanowił więc skomplikować sytuację, przydając obalonemu księciu sens istnienia – jest nim zemsta! Wendetta na człowieku, któremu nie tylko chce udowodnić swą wyższość, ale z którym jednocześnie rywalizuje o władzę nad światem. Jak już zostało wspomniane wcześniej, w każdym tomie „Kronik” przemierzamy czas i przestrzeń. Trafiamy kolejno do XVI, XIX i XX wieków. Na naszych oczach europejscy konkwistadorzy podejmują próbę podporządkowania sobie południowoamerykańskich Indian (na tym tle przedstawiony jest niecodzienny romans hiszpańskiej szlachcianki Gabrielli de la Fuente z jej pasierbem Martinem Torresem), pokonana przez wojska rosyjskie Wielka Armia Napoleona Bonapartego wraca w rozsypce z Moskwy (a jeden z jej żołnierzy, kapitan Armand Malachie, gotów jest zrobić wszystko, aby przeżyć), wreszcie klepiący biedę młody angielski prawnik Victor Thorpe przedziwnym zrządzeniem losu staje się dziedzicem fortuny tajemniczego lorda Byrona Cavendisha. Ostatni wątek, rozpoczynający się wiosną 1877 roku w Londynie, zostaje zwieńczony wydarzeniami rozgrywającymi się czterdzieści lat później w Hiszpanii, dzięki czemu scenarzyście udaje się powiązać fabularnie „Kroniki” z wcześniejszą trylogią. Ale nie tylko z nią. Fabien Nury dba również o to, aby dziejące się na trzech płaszczyznach czasowych zdarzenia (wstęp łączy się w zasadzie z wątkiem pierwszym) wynikały z siebie nawzajem. Robi to w taki sposób, by z jednej strony mieć wprawdzie sporą dowolność w kształtowaniu intrygi, z drugiej jednak – by istniał między nimi logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. A że jest specjalistą najwyższego stopnia (co udowodnił znanymi w Polsce seriami „ Pewnego razu we Francji”, „ Silas Corey”, „Jak zbić fortunę w czerwcu ’40”, „ W.E.S.T.” oraz – jeszcze gorąca – „Katanga”) radzi sobie z tym przednio. Owszem, miejscami można dostrzec inspiracje dziełami innych twórców. Choćby – w przypadku opowieści o podboju Indian – filmowym „Apocalypto” (2006) Mela Gibsona. Ba! na kartach komiksu pojawia się nawet – uwaga! uwaga! – Bram Stoker, który szuka wsparcia finansowego w wydaniu „Drakuli” bez konieczności cenzorskich skrótów. Trzeba przyznać, że to bardzo zgrabny zabieg, świadczący o poczuciu humoru autora. Co istotne, do poziomu scenariusza dopasowali się także graficy. A było ich w sumie aż pięciu. Wspomnieliśmy już o Francuzie Mathieu Lauffrayu, który odpowiadał jedynie za introdukcję. Nie dlatego, że inne fragmenty mu się nie podobały, ale pracował właśnie nad ostatnim tomem tetralogii „ Long John Silver” i goniły go terminy. Wątek hiszpańsko-południowoamerykański zilustrował Włoch Mario Alberti („Prometeusz”, „Morgana”). Jak przyznał sam Fabien Nury, głównie dlatego, że „zawsze potrafił rysować przepiękne kobiety w fantastycznych scenariuszach”, co rzeczywiście udowodnił, oddając z pietyzmem urodę doñi Gabrielli. Malarskie, nieco odrealnione rysunki przedstawiające fatalny koniec wyprawy Napoleona i jednocześnie podróż kapitana Malachiego do Wołoszczyzny wyszły spod ręki Chińczyka Zhanga Xiaoyu („Krucjaty”). Z kolei Hiszpanowi Tirso Consowi (dotąd nad Wisłą nieznanemu) przypadło w udziale „odmalowanie” dziewiętnastowiecznego Londynu i dwudziestowiecznego Madrytu. Co zrobił w sposób na wskroś realistyczny. Grono grafików dopełnia jeszcze Francuz Éric Henninot („ XIII – Mystery: Little Jones”), którego siedem plansz to widowiskowa scena fantasy. Podsumowując: „Kroniki” to doskonałe dopełnienie trylogii „Jam jest Legion”. Prequel, który nie tylko czyta, ale i ogląda się z zapartym tchem. Także z tego powodu, że plansze nie są przeładowane tekstem. Że w narracji jest dużo przestrzeni, dzięki czemu ilustratorzy mają możność wgryzienia się w epokę, która przypadła im w udziale.
|