Gdzieś we wnętrzu wielkiego, zawieszonego w powietrzu metabunkra, po nieskończonych korytarzach poruszają się dwa roboty.
Dwugłos: Saga się rozpoczyna
[ - recenzja]
Gdzieś we wnętrzu wielkiego, zawieszonego w powietrzu metabunkra, po nieskończonych korytarzach poruszają się dwa roboty.
Tomasz Sidorkiewicz [90%]
Jeden z nich, Tonto, jest cały czas zasypywany przez swojego towarzysza prośbami o kolejną opowieść. Najlepiej taką o metabaronach. Robot lubi słuchać o historii niezwyciężonego władcy metabunkra oraz o przeszłości jego przodków. Więc Tonto zaczyna opowiadać…
Tak wygląda ramka w której Alexandro Jodorowsky, scenarzysta cyklu ′Kasta Metabaronów′, osadza historię rodu, którego członków niezwykle okoliczności zmusiły do niebezpiecznego życia i ogromnych poświęceń. W cyklu albumów (pierwotnie zaplanowanych na dwa, później na osiem tomów – w tej chwili cykl nadal się rozrasta o kolejne serie poboczne) poznać możemy losy klanu międzygwiezdnych wojowników i baronów. W pierwszym tomie – „Kasta Metabaronów: Prapradziad Othon” – poznajemy lata młodzieńcze pierwszego członka rodu. Othon von Salza, były międzygalaktyczny pirat, po wżenieniu się w arystokratyczną rodzinę panującą na planecie Marmola, staje też przed dziedzictwem, jakie ta rodzina przynosi. A jest nim tajemnicza substancja dostępna jedynie na tej planecie, umożliwiająca… Ale o tym sza… Sami się przekonacie.
Pierwszy tom sagi obfitującej w niesamowite pomysły, pełnej dramatycznych wydarzeń i zapierających dech w piersi scen (tutaj ukłon w stronę Juana Gimeneza, który całą sagę wyśmienicie zilustrował) miał premierę na początku lat dziewiećdziesiątych. Wcześniej Alexandro Jodorovsky wśród wielu innych zajęć jakimi się parał, między innymi planował zrealizowanie filmowej adaptacji powieści Franka Herberta „Diuna”. Do realizacji nie doszło, pozostały natomiast po niej ślady w Kaście Metabaronów – takie chociażby jak planeta na której istnieje substancja pożądana w całym kosmosie (w Diunie przyprawa, w „Metabaronach” olej z planety Marmola), czy potężna organizacja religijna mająca olbrzymie wpływy – w Diunie były Bene Gesserit, u Jodorovskiego ich swoiste zaprzeczenie ideologiczne o jednakim zasięgu, Technokościół – oraz rozmach wizji porównywalny z dziełem Herberta. Nieodparte skojarzenia z innym filmowym dziełem sf przynoszą też roboty prowadzące narrację – bohaterowie pełni rozterek, mechanicznych wzruszeń i przepalonych diod emocjonalnych. I mimo, że album wydany u nas dopiero w 2002 roku czuć już trochę myszką, fizycy będą kręcić nosem na konstrukcję świata, a inni na nadmierny patos historii – warto poznać ten tytuł.
Po raz pierwszy postać metabarona pojawiła się w 1981 roku, w czwartym epizodzie cyklicznej opowieści pisanej przez Jodorowskiego, a zilustrowanej przez, znanego też u nas, artystę o pseudonimie Moebius. Saga o Johnie Difoolu zatytułowana „Incal” dała początek serii komiksów osadzonych we wspólnym wszechświecie zwanym przez fanów Jodoverse – od nazwiska autora pomysłu. W tej chwili w jego skład wchodzą między innymi „Incal” (oraz jego prequel i sequel), cykl „Kasta Metabaronów”, seria „Technoksięża” (do tej pory trzy tomy) oraz album „Dreamshifters” przygotowywany we współpracy z Travisem Charestem – rysownikiem działającym w Ameryce – którego premiera szykowana jest na początek 2003 roku. Powstały już albumy przedstawiające florę i faunę tego świata, a także gra RPG. Specyficzne, „europejskie” poczucie humoru, olbrzymi rozmach, niesamowite tragedie, jakie spotykają członków kasty, nieskrępowana wyobraźnia w kreowaniu świata oraz rytuałów wśród których przyszło żyć niezwyciężonym wojownikom to plusy tej serii.
Polska edycja (Egmont, lipiec 2002) oparta jest na francuskiej wersji, w skład której weszła między innymi historia powstała podczas tworzenia Incala (w 1989), a zanim jeszcze pojawił się cykl rysowany przez Gimeneza – było to rozwinięcie pomysłu, jakim było pojawienie się postaci Metabarona (wtedy jeszcze nikomu nie znanej, anonimowej postaci) w „Incalu”. Ośmiostronicowa opowieść przedstawiająca tradycję, jaką stanowi okrutny rytuał inicjacyjny, który musi przejść każdy z kandydatów na metawojownika oraz epizod z Animah, boginią wręczającą wojownikowi niezwykłe dziecko, została pierwotnie narysowana przez Moebiusa i ukazała się w wielu periodykach w wersji czarno-białej (w niezliczonych magazynach francuskojęzycznych, a w Stanach między innymi w magazynie „A-1” oraz albumie „Moebius 1/2”). Przerysowana przez Gimeneza, kadr po kadrze, wersja tej opowieści (to uwaga dla kolekcjonerów) nie została uwzględniona w amerykańskiej wersji przedrukowywanej przez oddział wydawnictwa Humanoides wydający komiksy zza Oceanem.
Największa europejska space opera w obrazkach się rozpoczęła. Usiądźcie wygodnie… Będzie się działo.
• • •
Metabaron w wersji Moebiusa - pierwowzór postaci
Graficznie „Metabaroni” godni są miana
space opery: dzieło Gimeneza miejscami naprawdę zapiera dech w piersi. Jego styl jest wysoce realistyczny, ale raczej malarski, niż trzymający się kurczowo
ligne claire („czystej linii”), co nadaje komiksowi nowocześniejszy, mniej schematyczny styl. Dobrze oddane zarówno dynamika, jak i emocje postaci, sceny bojów, obrazy gigantycznych statków kosmicznych. Fantazji Gimenezowi nie brakuje, i mimo że nic nie wykracza tam poza ramy ustalone już dziesięciolecia temu (choćby w takich filmach jak „Gwiezdne wojny”), to całość sprawia raczej dobry, spójny efekt.
Bardzo dobrze użyty jest w „Metabaronach” kolor: stonowany, niekrzykliwy, bardzo często dość jednolity (spora część utrzymana jest w odcieniach niebieskiego), jednak bez upraszczania albo wrażenia nierealności. Sposób kładzenia koloru jest poniekąd pochodną wybranego przez Gimeneza sposobu rysowania: brak jednoznacznej „czystej linii” umożliwia barwom płynne przechodzenie jednej w drugą, co wzmaga efekt realistyczności.
Podziały strony oscylują między klasycznymi a nowoczesnymi wzorcami. Rytm nadawany kadrowaniem dość dobrze współgra z rytmem opowieści.
Interesująca jest konstrukcja narracji: historia metabarona opowiadana jest przez robota wiele pokoleń po wydarzeniach. Taki zabieg zwany jest opowieścią szkatułkową (od szkatułek zawartych jedna w drugiej) i w przypadku tego komiksu nie jest on tylko grą formalną, lecz określa on również ramy czasowe całej, obliczonej na wiele tomów, historii. Dzięki temu czytelnik od razu patrzy na fabułę, mając na uwadze szerszy kontekst oraz wydarzenia przyszłe. Jest to efekt nieliniowy, nieczęsto stosowany w komiksie.
Ogólnie rzecz biorąc stronę graficzną i formalną „Metabaronów” należy ocenić wysoko.