Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXVI

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

  • Baltimore #1
    Mike Mignola, Christopher Golden; Ben Stenbeck
  • Jack z Baśni #1
    Bill Willingham, Lilah Sturges; Tony Akins, Steve Leialoha, Andrew Pepoy
  • Beniamin i Beniamina
    René Goscinny; Albert Uderzo
  • JLA. Wieża Babel
    Mark Waid, D. Curtis Johnson, Devin Grayson; Howard Porter, Arnie Jorgensen, Mark Pajarillo, Steve Scott, Pablo Raimondi
więcej »
Wyszukaj wMadBooks.pl
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Krótko o komiksach: Grudzień 2002
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Blueberry: Fort Navajo”, „Blueberry: Burza na Zachodzie”, „AARGH!” #3, „Wolverine Origin: Oczami dziecka”, „Nathan Never: Biblioteka Babel”, „Thorgal: Oczy Tanatloca”

Wojciech Gołąbowski, Marcin Herman, Tomasz Kontny, Witold Tkaczyk

Krótko o komiksach: Grudzień 2002
[ - recenzja]

„Blueberry: Fort Navajo”, „Blueberry: Burza na Zachodzie”, „AARGH!” #3, „Wolverine Origin: Oczami dziecka”, „Nathan Never: Biblioteka Babel”, „Thorgal: Oczy Tanatloca”
Witold Tkaczyk [70%, 70%]
Nieśmiałe początki
Niewykluczone, że twórczość Jeana Girauda, znanego również jako Moebius, będzie nam dane poznać od początku. Westernowy „Blueberry” to opowieść o poruczniku amerykańskiej kawalerii, rzucona na tło wojen z Indianami w XIX w., już po wojnie secesyjnej. Tytułowy bohater, Mike Blueberry, to na pozór nierozsądny wojak, prywatnie karciarz, oszust i hulaka. W chwilach naprawdę ważnych potrafi jednak stanąć na wysokości zadania i wznieść się ponad własny egoizm.
„Blueberry” to pierwsza duża seria autorstwa Girauda. Jest to w sumie przyzwoita opowieść o walce, zdradzie, niesieniu pomocy, honorze, losach ludzi zawikłanych w wojennej zawierusze. Na tle westernowych seriali telewizyjnych, popularnych na przełomie lat 60. i 70., fabuła tej serii prezentuje się korzystnie. Intryga „Fortu Navajo” osnuta jest wokół morderstwa małżeństwa farmerów i porwaniu ich syna. Biali o zbrodnię podejrzewają Indian. Rozpoczynają się walki. Fort Navajo jest odcięty od pomocy, żaden z posłańców nie przedarł się przez kordon indiański. Ostatnia szansa w Blueberrym.
Wyszukaj wMadBooks.pl
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Charlier wyraźnie nakreślił rysy głównych postaci dramatu. W tej optyce nie za bardzo jest miejsce na złych Indian, choć młodzi wojownicy są zapalczywi i skorzy do walki. Za to naprawdę paskudny jest major armii amerykańskiej Bascom, nienawidzący czerwonoskórych całym swym jestestwem. Natomiast ojcowski i zrównoważony dowódca fortu Navajo, pułkownik Dickson, poprzez ukąszenie węża zostaje wyłączony z akcji. W komiksie poruszony jest również problem żołnierzy z małżeństw mieszanych, amerykańsko-indiańskich. Sporo tu także ciekawostek z pustynnego survivalu (np. jak wypić wodę z kaktusa).
Rysunki początkującego Girauda bronią się śmiałymi pociągnięciami piórka i dobrymi kompozycjami plansz, choć znajdujemy tu co najmniej kilka nieudanych fragmentów, zwłaszcza w przedstawieniach fizjonomii i anatomicznym rysunku postaci. Twarz Blueberry′ego, mająca przypominać oblicze młodego Jeana Paula Belmondo, wydaje się w każdym ujęciu inna. Porównując pierwsze prace Girauda z jego nowszymi dokonaniami, można prześledzić, jak wielką ewolucję warsztatu przeszedł. Warto zauważyć, że to dopiero druga w Polsce (po „Silver Surfer”) oficjalna publikacja albumowa z rysunkami Gira.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Marcin Herman
Najważniejsza jest grafika
Wystarczy rzut oka na okładkę trzeciego numeru czeskiego magazynu komiksowego „AARGH!”, by stwierdzić, że mamy do czynienia z pismem stricte komiksowym. Jest to do tego stopnia oczywiste, że napis informujący, iż jest to „komiksowy casopis”, staje się zupełnie zbędny. Co więcej, jest to pismo odnowione – ze sztywną, kolorowa okładką, wydane na znakomitym papierze, w zupełnie nowej szacie graficznej.
Właśnie szata graficzna decyduje o tym, że „AARGH!” jest tak wyjątkowy. Wydawcy dokonali swoistego przełomu w prezentacji komiksu w formie magazynu, stawiając przede wszystkim na grafikę, która jest tutaj najważniejsza. Rysunki są bardziej wy eksponowane dzięki wolnej przestrzeni i światłu pomiędzy nimi. Ilustracje są rozmieszczane jednocześnie jako tła i elementy układu strony. Dzięki temu wszelka grafika jest doskonale widoczna. Plansze komiksowe nie są ograniczane żadnymi dodatkowymi stopkami ani nagłówkami, które wielokrotnie psują ich odbiór. Zamiast tego mamy nierzucający się w oczy czarny pasek z tytułem pracy i nazwiskiem autora, a w rogu równie dyskretny numer strony.
Na tle grafiki, wszelkiego rodzaju artykuły w „AARGH!” mają znaczenie drugorzędne. Tekstu jest na stronie relatywnie mało, a dla lepszego wyeksponowania ilustracji, wyznaczono mu granice w postaci cienkich ramek. Redakcja pisma zaprezentowała również nowe podejście kompozycyjne w stosunku do wywiadu. Każde pytanie i każda odpowiedź została ujęta w osobne ramki. Wydaje się to chaotyczne do momentu, kiedy zacznie się czytać zgodnie z logiką narracji komiksowej. Pomiędzy wypowiedziami zręcznie wpleciono rysunki bohatera wywiadu.
Drugorzędność tekstu w „AARGH!” nie oznacza, że autorzy nie dbają o poziom artykułów. Publicystykę cechują dwie wartości: staranny dobór treści i żywy język. Mimo że piszą o sprawach typowych dla światka komiksowego, potrafią zrobić to w ciekawy i przekonujący sposób. Niniejszy numer poświęcony jest w dużej mierze rynkowi komiksowemu w Polsce. Magazyn zawiera rzetelny artykuł na temat historii komiksu w naszym kraju, począwszy od powstania „Relaxu”, zilustrowany okładkami opisywanych magazynów. „AARGH!” prezentuje również sylwetkę Grzegorza Rosińskiego. Okazuje się, że można napisać ciekawy tekst o twórcy, o którym teoretycznie wiemy już wszystko, a do tego pokazać fragmenty jego zupełnie zapomnianych komiksów.
Profil pisma jest wyraźnie określony. „AARGH!” prezentuje czarno-biały komiks na najwyższym poziomie. Zawiera prace ciekawe pod względem grafiki, stylistyką zbliżone do undergroundu. W związku z tym, że numer 3 poświęcony jest w dużej mierze komiksowi polskiemu, znajduje się tam wiele prac naszych autorów: Truścińskiego, Skutnika, Nawrota, Lechowicza. Wśród czeskich autorów znajdziemy znane nazwiska: Kucerovsky, Prokupek, Grus oraz kilku mniej znanych twórców, ale prezentujących równie wysoki poziom. Ciekawostką jest komiks Igora Baranko, narysowany w nieco innym stylu niż prace znane z „AQQ”.
Niewątpliwie na ogólny odbiór „AARGH!” wpływa przede wszystkim jakość wydania. Pismo ma sztywną, kolorową okładkę, a gładki papier wewnątrz jest wysokiej jakości. Wiele do życzenia pozostawia natomiast częstotliwość ukazywania się magazynu. Z pewnością właśnie nieregularny tryb wydawniczy pozwolił na zebranie tak wartościowych materiałów.
Trudno powiedzieć, czy to chwilowy wzrost formy, czy możemy spodziewać się kolejnych numerów „AARGH!” na równie wysokim poziomie. Jedno jest pewne – pod względem podejścia do prezentacji komiksu w magazynie Czesi podnieśli poprzeczkę bardzo wysoko. Wyznaczyli poziom, który polskim wydawcom magazynów komiksowych trudno będzie osiągnąć.
Origin #2: Oczami dziecka
Wyszukaj wMadBooks.pl
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Marcin Herman [80%]
Historia nigdy nieopowiedziana II
Po nieśmiałym wprowadzeniu do „historii nigdy nieopowiedzianej” w zeszycie „Wzgórze”, drugi rozdział opowieści o przeszłości Wolverine′a w znaczący sposób rozkręca akcję. Twórcy od początku bawią się czytelnikiem, wodząc go za nos. Wykorzystują znane elementy związane z postacią Rosomaka, by odwieść jego uwagę od rzeczy naprawdę ważnych. A zakończenie zaskakuje całkowicie… Zatem nie dajcie się zwieść!
W warstwie graficznej to niezmiennie realistyczna kreska Andy Kuberta wypełniona komputerowym kolorem Richarda Isanove. Jest to modne ostatnio połączenie nietuszowanego ołówka z barwami dającymi w efekcie wrażenie rozmytej kredki. Kadrowanie w komiksie jest klasyczne, raczej mało wybujałe. Ale stosowanie równomiernych prostokątów pozwala na (lub wymusza) używanie ciekawych perspektyw i planów.
Kilka słów na temat przekładu. Tłumaczenie jest nieco surowe. Wszak „You can count on me being a man of my word” to raczej „Możesz mnie uważać za człowieka honoru” lub „Jestem człowiekiem, który zawsze dotrzymuje słowa”, niż „Jestem człowiekiem swojego słowa”. A „run into difficulties” znaczy „napotkać trudności”, a nie „wplątać się w jakieś kłopoty”. Również stylizacja językowa przypisana Thomasowi Loganowi pozostawia sporo do życzenia. Dobrze jednak, że jej w ogóle nie zaniechano. Zdaje się, że tłumacz dał wyraz trudnościom z przekładem swoim wiele mówiącym pseudonimem Orkanaugorze. Możliwe również, że sztuczność tekstu jest pośrednio efektem trudności redakcyjnych z umieszczeniem tekstu w dymkach. Jednakże te kilka drobnych niedociągnięć nie wpływa znacząco na odbiór komiksu.
Jedyny zarzut, jaki można postawić temu komiksowi, odnosi się do faktu, że stawia on więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Na przykład – skąd ślady pazurów na plecach matki Jamesa albo kto naprawdę jest jego ojcem? Takie perełki sprawiają, że „Origin” staje się komiksem wyjątkowym. A „Oczami dziecka” to dopiero początek czegoś, co uzależnia, wciąga do ostatniej strony i na długo pozostaje w pamięci.
Wyszukaj wMadBooks.pl
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tomasz Kontny [40%]
Ciężki los studenta
Anthony Russo, przyjaciel Nathana Nevera, umiera w tajemniczych okolicznościach. Wszystkie poszlaki wskazują na samobójstwo, jednak zamieszany w sprawę agent Never nie może zrozumieć, jak Anthony mógł targnąć się na swoje życie. W prywatnym śledztwie dociera do dziewczyny swojego przyjaciela. Ona kieruje jego uwagę na pracę dyplomową, której pisaniem pochłonięty był Russo tuż przed śmiercią…
Szósty wydany w Polsce epizod „Nathana Nevera” to swoiste wydanie specjalne: za tą samą cenę otrzymujemy ponad 30 stron komiksu więcej, niestety na poziomie dużo niższym niż poprzednie odcinki serii. Stosunkowo interesujący scenariusz, tym razem inspirowany „Imieniem Róży” Umberto Eco, jest zbyt rozwlekły, by przyciągnąć i skupić na nim uwagę. Do tego liczne napady gadulstwa bohaterów skutecznie potęgują wszechobecną nudę. Brak tempa akcji to największa wada tego tomiku. Kolejną są rysunki: przyzwyczailiśmy się, że od serii można wymagać rzemieślniczo dobrych, klasycznie kadrowanych rysunków. Jednak tym razem są one niczym wyciosane z kamienia: zbyt twarde, często niedokładne, ze zbyt dużą ilością czerni, czasem zniekształconą perspektywą i proporcjami postaci.
I właściwie można by sobie darować kupno tego tomiku, gdyby nie kilka naprawdę ciekawych pomysłów samotnych i zagubionych pomiędzy przydługimi dialogami. Szkoda, że historia tajemniczego zakonu przechowującego papierowe książki, ustawy Macintosha i ukrytej biblioteki została tak miernie wykorzystana. Gdyby inaczej rozłożyć akcenty fabularne, „Biblioteka Babel” mogłaby być jednym z najlepszych komiksów o Nathanie Neverze. Przesłanie tego tomiku, dotyczące dostępu do wiedzy i jej wykorzystania, w dzisiejszych czasach staje się coraz bardziej aktualne. Jednak jego artykulacja wyszła autorom dość nieskładnie.
Thorgal: Oczy Tanatloca
Wyszukaj wMadBooks.pl
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wojciech Gołąbowski [70%]
Oczy nieuważnego czytelnika
Jedenasty album przygód Dziecka Gwiazd, wznowiony niedawno przez Egmont, jest kolejną częścią cyklu „indiańskiego” – i zarazem jednym z niewielu albumów Thorgala nie posiadającym konstrukcji samodzielnej. Innymi słowy, przeczytanie go bez wcześniejszej lektury części poprzedniej („Kraina Qa”) grozi bezradnym wzruszeniem ramion i odesłaniem komiksu w kąt lotem koszącym.
Przy recenzowaniu „Królestwa pod piaskiem” miałem za złe wyłożenie prawdy o pochodzeniu przodków Thorgala metodą „kawa na ławę”. Czytając po latach „Oczy…” przekonałem się nagle, że ta prawda na ławie leżała już od dawna! Van Hamme zdecydował się barwnie opisać prawdę o pochodzeniu i najbliższej rodzinie naszego bohatera, wspominając o ludzie wywodzącym się z Ziemi, który opuścił ją tysiące lat temu… A co – według licznych podań – istniało właśnie wtedy? Doprawdy, dziwię się teraz swojej niedomyślności…
Akcja niewiele posuwa się do przodu, za to otrzymujemy kilka wspaniałych grafik. Prawie całostronicowy rysunek, w którym drobiazgowo odtworzono twarze większości występujących w życiu Thorgala postaci, trafił także na okładkę albumu. W nieco zmienionej formie, bo centralnie umieszczona postać Białej Damy (powodująca lekki zez umieszczonych wokół niej oczu) w oryginale nie występuje. Czyżby to była bogini Freya? Ale cóż znaczy jej gest?
Na uznanie zasługuje także świetnie dobrana kolorystyka i liczne cliffhangery, powodujące chęć szybszego przewrócenia kartki w niecierpliwym oczekiwaniu na ciąg dalszy akcji.
koniec
1 grudnia 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Młócka
Marcin Knyszyński

6 VI 2023

W dwudziestym pierwszym wieku uniwersum Marvela wstrząsane jest co chwila wielkimi wydarzeniami, „po których nic już nie będzie takie samo”. To powtarzające się, buńczuczne hasło nie niesie nigdy aż tyle prawdy, ile chcieliby twórcy (i pewnie czytelnicy), ale zawsze zmienia jakoś układ sił w uniwersum. Jest tak również w przypadku „Tajnej inwazji”.

więcej »

Zbrodnia nie popłaca
Maciej Jasiński

5 VI 2023

„O.K. Corral” oraz „Lucky Luke: Samotny jeździec” to komiksy stworzone kilka dekad po śmierci René Goscinnego, na podstawie scenariuszy innych autorów. Próbują oni korzystać z dorobku mistrza komiksowego humoru, ale czy udało im się choć w części mu dorównać?

więcej »

Robi wrażenie
Marcin Osuch

4 VI 2023

Uczciwie przyznaję, że miałem jakieś tam oczekiwania do tego komiksu. Nie że będzie to jakieś genialne odświeżenie kultowej przecież serii, raczej zwyczajnie byłem ciekaw, jak autor rozegra starość głównych bohaterów, Thorgala i Aaricii. Ponieważ tej starości jest niewiele, to jestem nieco rozczarowany, ale patrząc na całość, muszę przyznać, że „Żegnaj, Aaricio” da się czytać i wciąga.

więcej »

Polecamy

Superbohater zza biurka

Niekoniecznie jasno pisane:

Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński

Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński

Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński

Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński

Suprawielki pantechnobarok
— Marcin Knyszyński

Teraz (naprawdę) mamy kryzys
— Marcin Knyszyński

Zielone koszmary
— Marcin Knyszyński

To jest Sparta!!!
— Marcin Knyszyński

Między złotem a srebrem
— Marcin Knyszyński

Ten, którego nadejście zauważasz
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Z tego cyklu

Legendy miejskie
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Conan jakich wielu
— Miłosz Cybowski

Machlojki w zimowej wiosce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Coś tu nie wyszło
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Nie dla dzieci
— Marcin Osuch

Komiksowa zawiść
— Marcin Osuch

Albo: szukanie wiatru w polu
— Aleksander Krukowski

Dziewczyna bez tatuażu
— Aleksander Krukowski

Co słychać w „Daily Planet”
— Aleksander Krukowski

Andreas stonowany
— Marcin Knyszyński

Tegoż twórcy

Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Jeszcze raz, ale inaczej
— Andrzej Goryl

Dla fanów frankofonów
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Prequel, a udany
— Marcin Osuch

Hrabia Monte Skarbek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Raz lepiej, raz gorzej
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Ten Polak to wspaniały zawodnik!
— Konrad Wągrowski

Ku Klux Klan kontra zombie
— Marcin Knyszyński

Klasycznie i od nowa
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Legendarna Historia Polski: Umarł król, niech żyje król!
— Marcin Osuch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.