„Lżejsza od swojego cienia” to wstrząsający zapis kilku lat z życia dziewczyny samotnie zmagającej się ogromnym problemem. Katie Green opowiada o swoich dramatach związanych z zaburzeniami odżywiania, które sprawiły, że jej życie stało się koszmarem.
Ciężar nicości
[Katie Green „Lżejsza od swojego cienia” - recenzja]
„Lżejsza od swojego cienia” to wstrząsający zapis kilku lat z życia dziewczyny samotnie zmagającej się ogromnym problemem. Katie Green opowiada o swoich dramatach związanych z zaburzeniami odżywiania, które sprawiły, że jej życie stało się koszmarem.
Katie Green
‹Lżejsza od swojego cienia›
Często możemy dziś usłyszeć, że wspólne jedzenie posiłków i celebrowanie spędzonego razem czasu jest niezwykle istotne z punktu widzenia rozwoju dzieci i budowania rodzinnej wspólnoty. Dla małej Katie wspólne posiłki były jednak prawdziwym koszmarem. Dziewczynka była bowiem niejadkiem i musiała się sporo nakombinować, żeby jakoś przetrwać te trudne chwile. Właściwie od zawsze miała kłopoty z tym, by dokończyć posiłek i wyjeść wszystko z talerza. Ne ma wątpliwości, że gdyby żyła w Polsce pewnie na pamięć znałaby frazę „zjedz mięsko, zostaw ziemniaki”. W każdym razie jej rodzice również na różne sposoby próbowali zachęcać, a czasami zmuszać, ją do tego, by jadła więcej, ale skutek był odwrotny od zamierzeń. Katie była bowiem bardzo kreatywna – wypracowała wiele sposobów, by nie dojeść i znajdowała w domu wiele miejsc, w których można było ukryć jedzenie. Nie lepiej było w szkole, gdzie też trzeba było jakoś poradzić sobie na stołówce podczas wspólnych posiłków.
Nie wiadomo kiedy te dziecięce fanaberie zamieniły się w obsesję, która doprowadziła Katie do anoreksji. Ważną rolę, w tym szczegółowo rekonstruowanym procesie odegrały pewne cechy dziewczynki. Miała ona bowiem niezwykle bujną wyobraźnię i skłonności do perfekcjonizmu, a z czasem dały również o sobie znać pewne natręctwa. Typowe dziecięce lęki w kreatywnym umyśle dziewczynki urastały do rozmiarów epickich zagrożeń, nieustanne dążenie do doskonałości uniemożliwiało jej kończenie najprostszych zadań, a kompulsywna potrzeba wprowadzenia porządku opartego na określonym rytmie i powtarzalności utrudniała codzienne funkcjonowanie. Właśnie ta mieszanka cech sprawiła, że stopniowo, niemal niezauważona, zagnieździła się w duszy dziewczyny przypadłość, z którą nie mogła już sobie poradzić. Na wysokości zadania nie stanęli niestety rodzice. Nie dlatego, że nie chcieli, czy nie próbowali. Robili bowiem wszystko, co w ich mocy, ale gdzieś po drodze umknęły im pewne sygnały rozpaczliwie wysyłane przez dziewczynę. W konsekwencji niestety trafiała na pseudoekspertów i szarlatanów, którzy zamiast pomóc jedynie pogłębiali jej problemy.
I tu właśnie tkwi istota sprawy. Otóż nikt nie mógł pomóc Katie, bowiem nikt tak naprawdę jej nie rozumiał. Rodzice, koleżanki, specjaliści – każdy, kto pojawiał się na jej drodze w tych trudnych chwilach postrzegał ją przez pryzmat własnych, zazwyczaj stereotypowych wyobrażeń na temat anoreksji. Podkreślmy jeszcze raz – w jednakowym stopniu dotyczy to bliskich, jak i ekspertów, którym przecież często wydaje się, że wiedzą najlepiej, jak rozwiązywać problemy swoich pacjentów. Dlatego właśnie stworzony przez nią komiks ma fundamentalne znaczenie – nie tylko z punktu widzenia swoistej autoterapii, ale przede wszystkim z perspektywy zrozumienia czym jest anoreksja. A mówiąc dokładniej – czym była anoreksja dla Katie Green, bo jest to taka przypadłość, która bez wątpienia ma tyle postaci ile osób na nią cierpi. Każdy bowiem przeżywa męki z nią związane w samotności i na swój niepowtarzalny sposób. Nie chciałbym popadać tu w jakąś przesadę, ale lekturę komiksu warto polecić nie tylko osobom, które same jakoś zetknęły się z tą chorobą, ale – może nawet przede wszystkim – osobom zawodowo zajmującym się tym problemem. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że po lekturze inaczej spojrzą na osoby desperacko próbujące przeciwstawić się pochłaniającej ich nicości.
Komiks Katie Green trudno zakwalifikować jednoznacznie do określonego gatunku. Można oczywiście powiedzieć, że jest to autobiografia, ale chyba bardziej trafne będzie określenie go jako dziennika lub pamiętnika. Autorka dzieli się bowiem z czytelnikiem swoimi przeżyciami z okresu, gdy zmagała się z anoreksją, ale nie sugeruje nigdzie, że oto tworzy wiekopomną autobiografię. Wręcz przeciwnie, jest w jej narracji ogromna - tak, to zabrzmi dwuznacznie - lekkość, skromność i dystans do siebie. Oczywiście opowieść dotyczy niezwykle poważnego problemu, którego nie wolno bagatelizować i Katie Green jest pewnie ostatnią osobą, której przyszłoby do głowy, żeby to zrobić, ale jej autorka opowiada o nim bez zbędnego zadęcia. Jest nawet w stanie zdobyć się na poczucie humoru, co wcale nie osłabia wymowy komiksu, a może nawet sprawia, że jej historia jest jeszcze bardziej poruszająca. Tu tkwi pewnie podstawowa różnica pomiędzy brytyjską autorką a polskimi twórcami, którym nazbyt często się zdaje, że każda opowieść o fragmentach swojego życia od razu powinna być z fanfarami ogłaszana jako przełomowa autobiografia.
Warto poświęcić także chwilę na przyjrzenie się podczas lektury niepozornej - na pierwszy rzut oka - warstwie graficznej komiksu. Nie ma tu żadnych fajerwerków. Kreska jest bardzo prosta, niemal ascetyczna, kadrowanie bardzo zachowawcze a wszystko utrzymane jest w odcieniach szarości. Jednak za pomocą tych prostych środków Green wyczarowuje na planszach komiksu niezwykle poruszający i przemawiający do wyobraźni czytelnika świat własnych lęków, fobii i obsesji. Przewijająca się przez całą opowieść smuga cienia raz po raz pochłaniająca bohaterkę, rozpływanie się w nicość, „krojenie” własnego ciała związane z postępami choroby, przedstawione są w bardzo plastyczny sposób. Krótki rzut oka na opis procesu twórczego oraz podejście autorki do kreowania świata przedstawionego w komiksie dobitnie pokazują, że za tą pozorną pracą kryje się tytaniczna praca naznaczona obsesyjnym wręcz dążeniem do doskonałości. Tak, ta cecha Katie Green niewątpliwie cały czas kształtuje jej pracę i - zapewne - życie.
Lektura komiksu jest doświadczeniem wstrząsającym, ale niesie ze sobą także sporą dawkę optymizmu. Przede wszystkim, doświadczenie samej autorki oraz jej spektakularne zwycięstwo nad chorobą zdecydowanie podnoszą na duchu, a być może są nawet w stanie dać nadzieję na własne zwycięstwo wielu samotnie cierpiącym dziewczynom i kobietom. Jak pisze na swojej stronie internetowej autorka, ta opowieść istnieje dlatego, że nikt nie powinien czuć się tak samotny, przegrany i zagubiony, jak ona czuła się w najcięższym okresie zmagań z chorobą. Właśnie dlatego postanowiła podzielić się z innymi swoimi doświadczeniami z długiego procesu popadania w chorobę i wychodzenia z niej. Chciała uczciwie pokazać, jak wygląda trudna prawda o anoreksji, ale przede wszystkim miała na celu ukazanie, że z tą chorobą można wygrać i żyć czerpiąc radość z realizowania swoich pasji. Jedno jest pewne, wszystkie te cele udało jej się zrealizować. A przy okazji stworzyła naprawdę świetny komiks, który po prostu dobrze się czyta.