„Barras” to komiks, który ma szansę spodobać się kibicom piłkarskim, ale także miłośnicy innych dyscyplin znajdą w nim coś dla siebie. Zresztą nie tylko fani sportu mogą śmiało po tę opowieść sięgać. Każdy kto lubi nieco szalone i z fantazją narysowane komiksy, śmiało może wkroczyć do niebezpiecznego, ale niezwykle żywiołowego i barwnego świata argentyńskich kibiców.
Wielka gra
[Emilio Utrera „Barras #1”, Emilio Utrera „Barras #5” - recenzja]
„Barras” to komiks, który ma szansę spodobać się kibicom piłkarskim, ale także miłośnicy innych dyscyplin znajdą w nim coś dla siebie. Zresztą nie tylko fani sportu mogą śmiało po tę opowieść sięgać. Każdy kto lubi nieco szalone i z fantazją narysowane komiksy, śmiało może wkroczyć do niebezpiecznego, ale niezwykle żywiołowego i barwnego świata argentyńskich kibiców.
Opowieść rozpoczyna się oczywiście od meczu. Nie jest to jednak mecz zwyczajny. Na stadionie Almirante Brown w Buenos Aires atmosfera jest od samego początku bardzo napięta. Trwa mecz z Defensa y Justicia Buenos Aires. Piłkarze nieustannie się ze sobą kłócą i z minuty na minutę grają coraz brutalniej. Kibicom udziela się ta atmosfera i na trybunach robi się coraz goręcej. I nie o żywiołowy doping tu chodzi. Mała iskra wystarcza, by rozpętało się piekło. Niestety w tej burdzie ginie człowiek – kibic drużyny gospodarzy. Co więcej, najprawdopodobniej został zabity przez kogoś z własnej ekipy. Na płytę stadionu oraz na trybuny wchodzi policja i używa gazu łzawiącego oraz gumowych kul. Akcja idzie jednak nie tak, jak trzeba. Wszystko wymyka się służbom porządkowym z rąk także poza stadionem. Policjanci próbują dorwać innego z kibiców, najwyraźniej jest to jakaś grubsza sprawa. Ktoś chce go wrobić w to zabójstwo…
Czytelnicy od razu bez żadnego ostrzeżenia zostają wrzuceni w sam środek tej zawieruchy. Autor nic nie wyjaśnia, nic nie opisuje, tylko po prostu zdaje relację z dramatycznych zdarzeń. Trochę musi potrwać zanim z tego chaosu zacznie wyłaniać się jakiś ład. Ledwo jednak zaczynamy ogarniać te zdarzenia, akcja przenosi się w inne miejsce. Wraz z grupą kilku chłopaków przenosimy się niedaleko stolicy. Widzimy jak kilku kibiców innej drużyny – Yupanqui Buenos Aires – próbuje zdobyć od lokalnego dilera pistolety. Tam się nie patyczkują! To banda Indianina, później dopiero dowiemy się, że ma na imię Kunta. On i jego kumple desperacko poszukują broni, ale okazuje, że w okolicy nikt jej nie ma i nie ma żadnych szans, żeby kupić jakąś klamkę. Dziwna sprawa. W całej okolicy nigdzie nie można zdobyć żadnej broni. W międzyczasie inna ekipa, innego klubu – Atleticco River Plate Buenos Aires – próbuje przewieźć gdzieś… ogromną ilość pistoletów. Akcją dowodzi niejaki Xuxa.
Co tu się… dzieje? Takie pytanie chciałoby się zadać po lekturze pierwszego zeszytu. Ktoś, kto słabo orientuje się w futbolu, będzie miał podczas lektury niemałą (i niejedną) zagwozdkę. Już na samym początku mamy cztery drużyny piłkarskie – w dodatku wszystkie z Buenos Aires. Dwie grają między sobą w meczu otwierającym opowieść, a kibice dwóch innych najwyraźniej próbują zrealizować jakieś tajemnicze plany i przez przypadek wchodzą sobie w drogę. Wszystko wyjaśnia się bardzo powoli, dopiero wraz z lekturą kolejnych zeszytów możemy sobie wszystko jakoś układać. Trzeba przyznać, że taki sposób budowania napięcia angażuje czytelnika. Owszem, może też trochę początkowo irytuje, ale jednak zwycięża ciekawość. Wraz z lekturą rośnie chęć poznania wszystkich zawiłości.
W kolejnych zeszytach autor wyciąga do czytelnika rękę i powoli uprasza całą opowieść. Z jednej strony sprowadza fabułę do rywalizacji dwóch kibicowskich grup, a z drugiej stopniowo odsłania polityczną intrygę, która jest przyczyną całego zamieszania. Po pierwsze, widzimy zatem jak grupa Xuxy, czyli kibice River Plate, oraz grupa Kunty, czyli kibice Yupanqui, próbują jakoś odnaleźć się w tym zamieszaniu. Po drugie zaś, przekonujemy się, że chodzi o sprawę znacznie wykraczającą poza zwykłe walki kibiców. Pojawiają się wielkie nazwiska i ktoś tu próbuje osiągnąć wielkie cele. Wszystko prowadzi do spektakularnego finału rozgrywającego się na stadionie – nomen omen – Estadio Monumental. Czy legendarny stadion znów będzie świadkiem wielkiego wydarzenia? Czy zwycięży piłka nożna i sport? A może górę wezmą brudne interesy? Warto się przekonać.
Opowieść Emilio Utrery ma kilka różnych oblicz. Początkowo wydaje się, że jest to nadmiernie zawiła, chaotyczna historia o stadionowych burdach w Buenos Aires. Później okazuje się, że to raczej coś w rodzaju socjologicznego studium funkcjonowania grup kibiców. Utrera niczym wytrawny antropolog kreśli barwne życie tych egzotycznych plemion wraz z ich rytuałami i obyczajami. W dalszej kolejności pojawiają się jednak elementy kryminału i thrillera politycznego. Okazuje się, że jest tu drugie dno i jest ono związane z wzajemnymi relacjami sportu i polityki. Znajdziemy tu też nieco melodramatyczne elementy odnoszące się do uczciwości, honoru i zdrady. Zanim się zorientujemy, dochodzimy do finału tej historii i uświadamiamy sobie, że sport w tej opowieści jest na dalszym planie. Gra toczy się tu o ogromną stawkę, ale w ostatecznym rozrachunku, nie jest to stawka sportowa.
Barra brava to określenie grup kibicowskich w Ameryce Południowej, które są odpowiednikiem europejskich ultrasów. Zajmują się przede wszystkim oprawą meczów. Dbają o to, żeby na stadionie nie zabrakło atrakcji podczas meczu. Autor portretuje barwne i brutalne życie tej grupy w bardzo dosadny sposób. Nie brakuje tu soczystego, stadionowego języka oraz pełnych przemocy scen. Emilio Utrera odnosi się także do znanych na pewno miłośnikom argentyńskiego futbolu zdarzeń oraz charakterystycznych dla stadionowego życia zjawisk. Na przykład z wymiany słownych uszczypliwości pomiędzy kibicami Yuanqui i innej drużyny można wyczytać odniesienia do liczebności ich kibiców oraz udziału w reklamie coca-coli. Takich smaczków jest w komiksie na pewno więcej i kibice mogą bawić się w ich wyławianie.
Mocną stroną tej opowieści jest warstwa graficzna. Rysunki Emilio Utrery mają w sobie sporą dawkę szaleństwa i żywiołowości. Niezwykle dynamiczne kadry, efektowne kadrowanie i żywiołowa, mięsista kreska nadają całości niezwykle efektowną formę. Dodatkowo autor stosuje różne efekty, które sprawiają, że jego rysunki mają bardzo surowy charakter. Zabrudzenia, plamy tuszu, ślady po ołówku, ekspresyjne kreskowanie – wszystko to nadaje rysunkom niepowtarzalny charakter. Strzałem w dziesiątkę była także decyzja, by zamiast realistycznie rysowanych postaci, przedstawić bohaterów w przerysowany, groteskowo-satyryczny sposób. Dzięki temu komiks ma nieco surrealistyczny charakter. Zresztą sama historia, też jest dość surrealistyczna.
Choć piłka nożna jest w stanie rozpalać wielkie emocje, to opowieści o piłce nie zawsze dobrze wypadają. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że jakkolwiek fantastyczną opowieść można byłoby wymyślić o sportowej rywalizacji, to i tak więcej emocji będzie zawsze budzić to, co faktycznie dzieje się na stadionach w prawdziwym życiu. W filmie, książce, czy komiksie może zdarzyć się wszystko – na przykład słabeusz może pokonać mistrza, ale prawdziwe emocje taka sytuacja wywoła tylko w rzeczywistym świecie. Być może dlatego Emilio Utrera nie chciał zrobić komiksu o sportowej rywalizacji, tylko o grze toczonej przez kibiców i polityków. Tutaj już bowiem sprawy wyglądają inaczej i odsłanianie takich ukrytych mechanizmów – dajmy na to jak w „Piłkarskim pokerze” – zawsze dla widza jest ciekawe. Gorzej, gdy później rzeczywistość tę fikcję naśladuje… Ale to już jest inna historia.
W opowieść Emilio Utrery na pewno warto się zagłębić. Nawet jeśli ktoś nie jest fanem futbolu – jak na przykład piszący te słowa – to i tak znajdzie w tym komiksie coś atrakcyjnego. Świetne rysunki, oryginalne postacie, wartka akcja i spektakularny finał to elementy sprawiające, że „Barras” można z czystym sumieniem polecić nawet tym, którzy od piłki nożnej stronią. Na pewno jednak kibice – a szczególnie ultrasi – znacznie lepiej i szybciej odnajdą się w świecie przedstawionym przez autora. Tak czy inaczej komiks warto poznać i – jeśli mogę coś doradzić – najlepiej zapoznawać się od razu z całością. Warto zaaplikować sobie dawkę pięciu odcinków tej serii, bo każda dłuższa przerwa pomiędzy lekturą może nieco sprawę i sprawić, że trzeba będzie sobie wszystko odświeżać i od nowa przyzwyczajać się do specyfiki tego świata.