Lubię komiksy o pisarzach. Nawet o takich, co to jeszcze nic nie napisali. Komiksy o pisarzach zazwyczaj zaczynają się od ukazania pisarza przy pracy, czyli w momencie, gdy siedzi i… zabiera się do pisania. Zabiera się, ale jeszcze nie pisze. Wie, że powinien zacząć, ale właśnie zacząć nie potrafi. Wiadomo – blokada. A jak blokada, to oczywiście inne rzeczy też się nie układają. Na przykład relacje z dziewczyną.
Listopadowy deszcz
[Sebastià Cabot „Listopad” - recenzja]
Lubię komiksy o pisarzach. Nawet o takich, co to jeszcze nic nie napisali. Komiksy o pisarzach zazwyczaj zaczynają się od ukazania pisarza przy pracy, czyli w momencie, gdy siedzi i… zabiera się do pisania. Zabiera się, ale jeszcze nie pisze. Wie, że powinien zacząć, ale właśnie zacząć nie potrafi. Wiadomo – blokada. A jak blokada, to oczywiście inne rzeczy też się nie układają. Na przykład relacje z dziewczyną.
I właśnie w takim momencie poznajemy bohatera komiksu „Listopad”. Gus siedzi przy biurku i wpatruje się w złowieszczą pustą kartkę. No może nie do końca jest to kartka, to raczej ekran monitora, ale nie mniej niż kartka biały i równie złowieszczy. Gus oczywiście nic nie pisze, ale za przecież chwilę zacznie… Nagle do jego pokoju zagląda dziewczyna i chce porozmawiać. Rozmowa niestety Gusowi – podobnie jak pisanie – też idzie kiepsko. Czyli nie idzie wcale. Widać od razu, że coś w tym związku jest nie tak. Pytanie tylko, czy to kryzys chwilowy, czy raczej stan bardziej długotrwały. Po tym krótkim, lecz wymownym prologu cofamy się w czasie o kilka lat, by zobaczyć, jak doszło do spotkania Gusa i Clary. Poznajemy zatem aspirującego, młodego pisarza pracującego w sklepie z płytami oraz Clarę, dziewczynę, która właśnie skończyła studia i szuka mieszkania do wynajęcia. Ich drogi oczywiście muszą się przeciąć. Clara wynajmuje pokój w mieszkaniu Gusa i stopniowo zaczynają się do siebie zbliżać. Najpierw wspólnie ze swoimi znajomymi – Lucią oraz Mario – wychodzą na różne imprezy, później nie wiadomo nawet kiedy, pojawia się uczucie.
Nie wiadomo kiedy ich znajomość przeradza się w związek i nie wiadomo kiedy ten związek zaczyna się rozpadać. Sebastià Cabot w zasadzie mówi w swoim komiksie o wzajemnym niedopasowaniu i zastanawia się nad tym, jak wpływa to na międzyludzkie relacje. Przy okazji przedstawia także przygnębiający portret młodego pokolenia – ludzi starających się żyć zgodnie ze swoimi pasjami, ale borykających się z poważnymi problemami egzystencjalnymi oraz… materialnymi. Obok Gusa i Clary ważną rolę odgrywają bowiem Lucia i Mario. Koleżanka Clary jest dziewczyną bardzo rozrywkową. Co tydzień ma nowego chłopaka i nie zadowala się tylko platonicznymi uczuciami. Mario natomiast próbuje znaleźć sposób na życie otwierając własny sklep ze starociami. Wydaje mu się, że jeśli on ma nostalgiczne podejście do życia, to inni muszą je podzielać. Można odnieść wrażenie, że jest zdystansowany i wyluzowany, ale za tą pozą ukrywa swoje dramaty. Czwórka młodych ludzi zaczyna spędzać ze sobą coraz więcej czasu i na jaw wychodzą różnice między nimi. Czy jednak będą w stanie mimo wszystko nadal się przyjaźnić? Czy w ogóle będą mieć na to ochotę?
Obraz świata wyłaniający się z tej narracji nie napawa optymizmem. Widzimy młodych ludzi, którzy w zasadzie funkcjonują bez jakiegoś celu. Żyją z dnia na dzień. Nie za bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić. Często boleśnie przekonują się, że ideały które do tej pory kultywowali, nie wytrzymują konfrontacji z realiami codzienności. Nieustanne imprezowanie i rozpaczliwe dążenie do tego, by dobrze się bawić, okazują się być strategiami nie tylko mało satysfakcjonującymi, ale przede wszystkim nieskutecznymi. Przytłaczający i nieco melancholijny nastrój komiksu wzmacniają rysunki. Cabot rysuje delikatną, drżącą i niepewną kreską. Jego postacie są Impresyjne rysunki ubarwione zostały akwarelami. Szczególny charakter ma właśnie kolorystyka. Autor maluje bowiem poszczególne sekwencje komiksu w odcieniach tego samego koloru. Bardzo rozwodnione farby nadają komiksowy nieco płaczliwy charakter. Nie znajdziemy tu barw radosnych – dominują ciemne błękity, szarości, sepie, brązy. Przedsmak tego, co nasz czeka w warstwie wizualnej daje świetna, minimalistyczna okładka.
„Listopad” nie jest komiksem, w którym dałoby się znaleźć jakieś radosne akcenty, tak samo jak listopad nie jest miesiącem napawającym optymizmem. Zapowiada on raczej nadchodzącą zimę i skłania do melancholii, a czasami nawet wywołuje stany depresyjne. Po lekturze komiksu raczej w depresję nikt nie popadnie, ale na pewno niejeden czytelnik zastanowi się nad tym, dokąd zmierza współczesny świat. Dokąd zmierza nasze życie. Czy jest w nim ktoś ważny, kto nadaje mu sens? Czy przyświeca nam jakiś cel? Bohaterowie komiksu Cabota nie mogą niestety na wszystkie pytania odpowiedzieć twierdząco. Warto jednak przez krótki moment potowarzyszyć im w ich życiowych perypetiach.