Pomysłodawcy serii „Agatha Christie” na początek wybrali do zilustrowania najsłynniejsze powieści przedstawiające najbardziej znanych, ale różnych, bohaterów stworzonych przez brytyjską „królową zbrodni”. W przypadku „Miss Marple” wybór padł na powstałą w czasie drugiej wojny światowej powieść „Noc w bibliotece”, której akcję przeniesiono jednak w lata 60.
Starsza pani, która nie chce zniknąć
[Olivier Dauger, Dominique Ziegler „Agatha Christie #2: Miss Marple. Noc w bibliotece” - recenzja]
Pomysłodawcy serii „Agatha Christie” na początek wybrali do zilustrowania najsłynniejsze powieści przedstawiające najbardziej znanych, ale różnych, bohaterów stworzonych przez brytyjską „królową zbrodni”. W przypadku „Miss Marple” wybór padł na powstałą w czasie drugiej wojny światowej powieść „Noc w bibliotece”, której akcję przeniesiono jednak w lata 60.
Olivier Dauger, Dominique Ziegler
‹Agatha Christie #2: Miss Marple. Noc w bibliotece›
„
Morderstwo w Orient Expressie” to chyba najbardziej znana i lubiana powieść Agathy Christie, w której zagadkę kryminalną rozwiązuje słynny belgijski detektyw Herkules Poirot. Nie był on jednak, co wiedzą wszyscy wielbiciele detektywistycznej klasyki, jedynym bohaterem stworzonym przez brytyjską pisarkę. Nie mniejszą sławę zyskała Jane Marple – wścibska stara panna, obdarzona niezwykle analitycznym umysłem i nadzwyczajną spostrzegawczością, o inteligencji nie mówiąc (bo to w tym zawodzie, nawet jeżeli wykonuje się go amatorsko, rzecz absolutnie niezbędna). Pierwszą powieść z panną Marple w roli głównej Christie opublikowała w 1930 roku, czyli w dziesiątą rocznicę swego debiutu literackiego – było to „Morderstwo na plebanii”.
I jak można sądzić, autorka prawdopodobnie nie była nią – raczej książką, niż bohaterką – szczególnie urzeczona, skoro powróciła do tej postaci dopiero po… dwunastu latach. Wówczas to – w samym środku drugiej wojny światowej – ukazała się na Wyspach Brytyjskich powieść „Noc w bibliotece”, dzisiaj zaliczana do żelaznej klasyki światowego kryminału. I łatwo to zrozumieć, bo w tej akurat książce wszystko „styka”, włącznie z kreacją panny Marple, która jest tyleż fascynująca, co irytująca. Gdy przed trzema laty szwajcarska (genewska) oficyna Paquet postanowiła przygotować serię okolicznościowych, mających uświetnić stulecie debiutu literackiego Christie, komiksowych adaptacji jej najbardziej znanych i najlepszych dzieł, wybór padł właśnie na chronologicznie drugą historię z „babcią” Jane.
Napisanie scenariusza powierzono szwajcarskiemu pisarzowi Dominique’owi Zieglerowi (rocznik 1970), dla którego było to pierwsze tego typu wyzwanie. Może więc dlatego znalazł on w sobie odwagę, aby dokonać istotnej zmiany fabularnej i przenieść akcję z przełomu lat 30. i 40. (w oryginale dokładnie tego nie określono) do roku 1966. To była najistotniejsza zmiana w porównaniu z oryginałem. Wynikająca zapewne z przekonania Zieglera, że rzeczywistość lat 60. ubiegłego wieku (z psychodelicznymi Beatlesami w tle) będzie bardziej strawna dla współczesnych czytelników. I trudno nie przyznać mu racji. O czym jednak jest „Noc w bibliotece”? Zaczyna się od mało przyjemnej pobudki, jaką serwuje swoim pracodawcom – pułkownikowi Arthurowi Bantry’emu i jego małżonce Dorothy – służąca Mary. Nie dość, że wyrywa ich ze snu, to na dodatek oznajmia, że w ich bibliotece znajduje się trup.
Pani domu jest oczywiście przekonana, że Mary oszalała i z miejsca ją obsztorcowuje, ale gdy tylko przekracza próg biblioteki – mina jej rzednie. Na środku pomieszczenia leży młoda i piękna kobieta w sukience wieczorowej, która naprawdę – co do tego nie można mieć wątpliwości – nie żyje. Śledztwo rozpoczynają wezwani na miejsce zdarzenia komisarz Melchett oraz młody i arogancki inspektor Flem, któremu trudno jest uwierzyć, że – jak utrzymują państwo Bantry’owie – można znaleźć w swoim domu nieboszczyka i nie mieć zielonego pojęcia, kim on jest. Siłą rzeczy pierwszym podejrzanym staje się więc pułkownik. Pani Dorothy, przekonana o niewinności męża, ale jednocześnie nie ufająca policji, wzywa na ratunek swoją, znaną z zamiłowania do rozwiązywania zagadek kryminalnych, sąsiadkę i przyjaciółkę. Tak na arenie pojawia się Marple. Jane Marple!
Intryga przedstawiona w książce Christie jest logiczna, ale zawiła. Na szczęście Ziegler nie starał się jej na siłę upraszczać, lecz postanowił zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby w miarę wiernie przenieść ją na język opowieści rysunkowej. A na pewno nie było to proste, wszak miał do dyspozycji zaledwie sześćdziesiąt dwie plansze. Dokonał więc niezbędnych skrótów, lecz w sposób, jaki nie naruszał konstrukcji powieści. Postarał się również o zachowanie charakterystycznego poczucia humoru prezentowanego przez pisarkę w opisach śledztw prowadzonych przez pannę Marple. Najzabawniej wypadają jej „pojedynki” słowne z inspektorem Flemem, choć i dyskusje Jane z Basilem Blackiem – zapalonym filmowcem (i jednym z podejrzanych o zbrodnię) – mają sporo specyficznego uroku. Biada jednak temu, kto traktuje tę staruszkę z politowaniem.
O ile jest za co chwalić scenarzystę, o tyle dużo większą powściągliwość trzeba zachować, pisząc o stronie graficznej albumu, która – mówiąc delikatnie – nie zachwyca. Nie oznacza to, że mamy do czynienia z robotą amatora. Nic z tych rzeczy! Francuz Olivier Dauger ma już przecież niemały dorobek i doświadczenie. Ba! uchodzi za jednego z lepszych rysowników komiksów lotniczych (vide „Zniszczone niebo”, „Wojenne niebo”, „Hélène Boucher – spadająca gwiazda”, „Bracia Nowakowie”). Może więc gdyby wysłać pannę Marple, pułkownika Bantry’ego albo chociaż komisarza Melchetta w przestworza – Dauger zachwyciłby czytelników. A tak… narysował rzecz – jak na rzemieślnika wynajętego do pracy, która nie jest jego specjalnością – co najwyżej poprawną. Kadrom brakuje przede wszystkim dynamiki, brakuje szczegółów tła, brakuje… Nie ma jednak co narzekać, bo jeśli wyciągniemy średnią ze świetnej intrygi i poprawnych rysunków, to i tak wyjdzie nam ocena pozytywna.