W zasadzie to można by mieć nawet żal do Yvesa Sente′a i Grzegorza Rosińskiego za to, że historię o „Zemście hrabiego Skarbka” zaplanowali jedynie na dwa tomy. Przygody tytułowego ekspowstańca listopadowego, hrabiego Mieszka Skarbka, to bowiem najciekawszy projekt polskiego rysownika od czterech lat, to znaczy od czasu pamiętnego „Westernu”.
Zemsta ma Mieszko na imię
[Grzegorz Rosiński, Yves Sente „Zemsta Hrabiego Skarbka #2: Serce z brązu” - recenzja]
W zasadzie to można by mieć nawet żal do Yvesa Sente′a i Grzegorza Rosińskiego za to, że historię o „Zemście hrabiego Skarbka” zaplanowali jedynie na dwa tomy. Przygody tytułowego ekspowstańca listopadowego, hrabiego Mieszka Skarbka, to bowiem najciekawszy projekt polskiego rysownika od czterech lat, to znaczy od czasu pamiętnego „Westernu”.
Grzegorz Rosiński, Yves Sente
‹Zemsta Hrabiego Skarbka #2: Serce z brązu›
Egmont wydał oba tomy „Zemsty hrabiego Skarbka” w ekskluzywnej serii „Mistrzowie komiksu”. Może to nieco dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zarówno „Złote ręce”, jak i „Serce z brązu” to komiksy jeszcze gorące, mające swoją światową premierę w ciągu ostatnich dwóch lat. I na dodatek powstałe we współpracy z wciąż jeszcze niezbyt znanym belgijskim scenarzystą Yvesem Sente’em. Czegóż jednak nie robi się dla Grzegorza Rosińskiego! Nie myślcie jednak, że publikacja „Skarbka” w elitarnym wydaniu to nadużycie. Wręcz przeciwnie – komiks ten zdecydowanie na to zasługuje. Historia polskiego hrabiego, politycznego emigranta, zmuszonego do ucieczki z kraju po upadku powstania listopadowego, została bowiem nie tylko wspaniale przez Rosińskiego narysowana (a w tym wypadku raczej – namalowana), ale także, co jest mimo wszystko pewnym zaskoczeniem, interesująco opowiedziana.
Akcja pierwszego tomu opowieści rozgrywała się w Paryżu w roku 1831. Niespokojny był to Paryż, ale szczęśliwy. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej na ulicach miasta rozegrały się dramatyczne wydarzenia, które przeszły do historii pod nazwą rewolucji lipcowej. Próbujący władać w sposób absolutny – na wzór swoich przodków Ludwików XIII i XIV – król Karol X Burbon został zmuszony do haniebnej ucieczki (w kobiecym przebraniu), a na tronie francuskim zasiadł jego daleki krewniak Ludwik Filip I. Z władcą tym Francuzi wiązali ogromne nadzieje. Powszechnie znano jego przeszłość jakobina, później żołnierza rewolucyjnej armii, w końcu – po upadku Napoleona Bonapartego – politycznego emigranta. Liczono na pewną liberalizację w polityce wewnętrznej i ta rzeczywiście nastąpiła. Zdecydowana większość społeczeństwa francuskiego z radością przyjęła również wieści o dwóch innych powstaniach, które w gorącym 1830 roku ogarnęły Europę – belgijskim i polskim. Ulice Paryża popierały powstańców walczących z Holendrami i Rosjanami o wolność swoich ojczyzn. Niestety, w przypadku Polski zakończyło się jedynie na poparciu mas, a nie elit, co doprowadziło do klęski listopadowego zrywu i zapoczątkowało Wielką Emigrację, której głównym celem stała się właśnie Francja.
I w tym miejscu docieramy do początku opowieści. Hrabia Mieszko Skarbek jest właśnie jednym z popowstaniowych emigrantów. W Paryżu czuje się jednak jak w domu – nie bez powodu, jego kuzynem jest przecież już wówczas robiący zawrotną karierę Fryderyk Chopin. To za jego namową polski arystokrata zaczyna artystyczną karierę, jako Louis Paulus maluje dziesiątki obrazów rozchwytywanych przez paryskich bogaczy. Szybko jednak popada w konflikt ze swoim marszandem Danielem Northbrookiem i oskarżony o zamordowanie Magdaleny – swojej muzy i kochanki, a w rzeczywistości prostytutki i nałożnicy Northbrooka – zostaje zmuszony do ucieczki. Tyle że wcześniej, złapany w pułapkę przez nieuczciwego marszanda, przekazał mu prawa do sprzedaży wszystkich namalowanych przez siebie dzieł. W ten sposób pozbawiony został nie tylko dobrego imienia, ale również majątku.
Tematem drugiego tomu „Zemsty…” są losy hrabiego Skarbka po jego ucieczce z Paryża. Przyznam, że korci mnie bardzo, aby choć w skrócie nakreślić podstawowe założenia fabuły, jest ona jednak na tyle skomplikowana, że nie da się tego zrobić w dwóch-trzech zdaniach, a zdradzanie więcej mogłoby popsuć radość czytania. Niech więc wystarczy informacja, że hrabia Skarbek alias Louis Paulus, ratując życie, postanowił opuścić Europę i udać się za Ocean. Pech jednak nie przestał go prześladować i zamiast – śladem polskich żołnierzy w armii Bonapartego – dostać się na Haiti, wpadł w ręce bezwzględnych piratów dowodzonych przez tyleż tajemniczego, co okrutnego Francuza Aleksandra Delfrance′a, niegdyś zdolnego i popularnego paryskiego aktora. Życie uratowały Mieszkowi jego obrazy i talent, który docenił herszt korsarzy. I ani słowa więcej! O tym, jak udało się Skarbkowi wrócić do Europy i zemścić na nieuczciwym marszandzie, dowiecie się z drugiego tomu komiksu. Dowiecie się też znacznie więcej, chociażby w jaki sposób Aleksander Dumas wpadł na pomysł napisania chyba swego najsłynniejszego dzieła – „Hrabiego Monte Christo”. Co oczywiście jest wariacją scenarzysty, ale trzeba przyznać, że i dowcipną, i inteligentną zarazem.
O wartości komiksu decydują zawsze dwa czynniki: scenariusz i grafika. Do pracy włożonej w powstanie „Zemsty…” przez Yvesa Sente′a nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Fabuła, choć w większości rozgrywająca się w retrospektywnie (co jest znacznie trudniejsze do intrygującego przedstawienia), wciąga czytelnika i nie pozwala mu oderwać się od albumu aż do ostatniej „chmurki”. Jest to możliwe dzięki kilku „haczykom”, które pozwoliły Belgowi parę razy dokonać takich zwrotów akcji, że aż ręce same składały się do oklasków. Ta bardzo klasyczna opowieść aż do samego końca trzyma w napięciu, a czytelnik zastanawia się, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Mimo to Polak trochę jednak ponarzeka. Czego mi w tym komiksie brakuje? Przede wszystkim klimatu porewolucyjnego Paryża, dnia codziennego mieszkańców francuskiej stolicy. Z radością przyjąłbym również jeszcze większe rozbudowanie polskiego wątku opowieści. W „Sercu z brązu”, którego akcja rozgrywa się dwanaście lat po upadku powstania listopadowego, jedynymi wspomnianymi Polakami są Chopin i Skarbek. A przecież Paryż był wtedy praktycznie – nie, to nie błąd – polityczną i kulturalną stolicą Polski. Żal, że w komiksie tego nie ma, jakby Wielka Emigracja (poza dwoma wspomnianymi rodakami) w ogóle nie istniała. Zdaję sobie jednak sprawę, że swoje żale kieruję do Belga – dlatego mogę wybaczyć. Polakowi nie wybaczyłbym na pewno!
O ile duże brawa należą się panu Sente′owi za scenariusz, o tyle Grzegorz Rosiński powinien otrzymać owację na stojąco. „Skarbek” został bowiem namalowany przezeń wprost mistrzowsko. Sympatyków polskiego artysty – znających go dotychczas głównie z „Kapitana Żbika”, „Thorgala”, „Yansa” czy „Szninkla” – styl, jakim się posłużył, może zaskakiwać. Każdy kadr przypomina bowiem oddzielny obraz malarski. Źródeł tego stylu można się jednak dopatrywać już w wydanym przed czterema laty „Westernie”. To właśnie do tamtego komiksu Rosiński dołączył pięć namalowanych na płótnie obrazów – w albumie każdy z nich zajmował dwie plansze. Dzięki wspomnianemu zabiegowi „Skarbek” nabrał nie tylko specyficznego klimatu i kolorytu rodem z epoki, ale także klasy. Komiks ten można bowiem spokojnie potraktować jako album malarski. Owszem, jest to malarstwo realistyczne, miejscami tylko przywodzące na myśl francuski dziewiętnastowieczny postimpresjonizm, ale też Rosiński nie aspiruje przecież do bycia Paulem Cezanne′em czy Paulem Gauguinem. Najważniejsze, że mamy do czynienia z kolejnym komiksowym dziełem sztuki. I żal, że nie będzie tomu trzeciego.