Kilkanaście lat temu sporą popularnością cieszyła się w Polsce komiksowa tetralogia Alexa Alice’a i Xaviera Dorisona „Trzeci testament”. Po siedmiu latach przerwy ta dwójka postanowiła wrócić do tematu i stworzyła pierwszy tom kontynuacji zatytułowanej „Juliusz”. Polscy czytelnicy otrzymali całość za jednym zamachem, w liczącym ponad trzysta stron woluminie.
Po Słowo Boże na Dach Świata
[Alex Alice, Xavier Dorison, Thimothée Montaigne, Robin Recht „Trzeci Testament #1: Juliusz” - recenzja]
Kilkanaście lat temu sporą popularnością cieszyła się w Polsce komiksowa tetralogia Alexa Alice’a i Xaviera Dorisona „Trzeci testament”. Po siedmiu latach przerwy ta dwójka postanowiła wrócić do tematu i stworzyła pierwszy tom kontynuacji zatytułowanej „Juliusz”. Polscy czytelnicy otrzymali całość za jednym zamachem, w liczącym ponad trzysta stron woluminie.
Alex Alice, Xavier Dorison, Thimothée Montaigne, Robin Recht
‹Trzeci Testament #1: Juliusz›
To prawdziwa komiksowa cegła. Dzieło monumentalne. Nie tylko z uwagi na swój rozmiar (format A4) i ciężar (na pewno ponad dwa kilogramy), ale nade wszystko – wagę tematu. Na dodatek sięgając po nie, nie trzeba znać fabuły oryginalnie wydanego na przełomie tysiącleci, dzisiaj już trudno dostępnego „
Trzeciego testamentu”. Inna sprawa, że tamto dzieło Alexa Alice’a (również „Gwiezdny zamek”) i Xaviera Dorisona (vide „
Fechmistrz”, „
Pewnego razu we Francji” bądź „
Undertaker”) w porównaniu z jego kontynuacją – choć biorąc pod uwagę chronologię wydarzeń, jest to raczej prequel – prezentuje się nieco słabiej i w większym, stopniu mogłoby zniechęcić aniżeli zachęcić do zapoznania się z „Juliuszem”. Żeby jednak oddać sprawiedliwość tetralogii sprzed dwóch dekad, należy jasno stwierdzić, że tom otwierający ją – to jest „Marek, czyli przebudzenie lwa” (1997) – był majstersztykiem, za to ostatni – „Jan, czyli dzień kruka” (2003) – prezentował się już, niestety, bardzo średnio.
Może właśnie dlatego przez kilka kolejnych lat Alice i Dorison nie podejmowali wątku. A może zwyczajnie, wyczerpani pracą, musieli odpocząć od tematu… W każdym razie kiedy już odetchnęli, doszli do wniosku, że jeszcze nie wszystko zostało opowiedziane. Że dobrze byłoby cofnąć się w czasie i przyjrzeć się bliżej epoce, w której powstał ów tajemniczy tekst, jakiego na początku XIV wieku poszukiwali hrabia Konrad z Marburga i towarzysząca mu sierota Elizabeth z Elsenor. Scenarzyści wsiedli więc w wehikuł czasu i przenieśli się… tysiąc dwieście lat wstecz. Akcja wszystkich pięciu odsłon „Juliusza” rozgrywa się bowiem w drugiej połowie I wieku po Chrystusie, w czasach Cesarstwa Rzymskiego, które przechodzi właśnie kolejne wewnętrzne wstrząsy. Jest pamiętny dla mieszkańców Wiecznego Miasta 64 rok, imperium włada pogrążający się w szaleństwie Neron. Niewiele sygnałów zwiastuje jednak nadchodzący kres jego panowania. Legiony wszędzie tam, dokąd docierają, odnoszą bowiem sukcesy.
Jak na przykład w Egipcie, gdzie zbuntowanych aleksandryjskich Żydów, czekających na przyjście Mesjasza, przywołuje właśnie do porządku rzymski wódz i senator Juliusz Publiusz Windeks. Po zadaniu im ostatecznego ciosu stara się z upokorzonego tłumu starozakonnych wyłuskać chrześcijan. Jednego z nich zabiera nawet potem ze sobą do Rzymu. Pragnie wykorzystać go w realizacji swego niecnego planu, który ma polegać na wywołaniu w stolicy Imperium potężnego pożaru, o co mają zostać oskarżeni właśnie chrześcijanie. Strawiony przez ogień Rzym ma następnie zostać odbudowany jako miasto jeszcze potężniejsze, piękniejsze i nowocześniejsze. Przez przypadek o wszystkim dowiaduje się córka Juliusza, Liwia, która donosi na ojca samemu cesarzowi. W efekcie jeszcze niedawny bohater ląduje w lochu, a parę tygodni później w kopalni siarki w judejskiej Dolinie Siddim. Tam, ku swemu zaskoczeniu, trafia na dobrze sobie znanego Żyda z Aleksandrii. Rzymianin prowokuje go do walki, ale ten odpowiada atakującemu, jak nakazał mu jego bóg, miłością.
Jakiś czas później z nowym transportem niewolników do kopalni trafiają Liwia, córka Juliusza, oraz jego sługa Iram, który miał opiekować się dziewczyną. Były senator i wódz legionów sięga tym samym dna, zostaje upodlony przez cesarza i swoich rodaków. Rodzi się w nim gniew przeistaczający z czasem w nienawiść. To samo czują do rzymskich strażników także zniewoleni Żydzi, którzy szykują bunt. Jednym z nich jest zelota Kefas, który nawiązuje kontakt ze znanym Juliuszowi aleksandryjczykiem. Ma dla niego niezwykłą wiadomość od swojego rabbiego Galamiela, który w młodym Izraelicie widzi nowego Mesjasza. A skoro jest wybrańcem, musi mieć do wypełnienia Misję (sic, z wielkiej litery!). Pierwszy tom opowieści (wydany pierwotnie w 2010 roku) to zaledwie nadzwyczaj intrygujące preludium do historii, która zyskuje z każdym kolejnym albumem. Wyprawa Sar Ha-Sarima na Wschód po Słowo Boże obfituje w niezwykłe przygody i zwroty akcji. Wiedzie przez Mezopotamię aż po Himalaje (dwuczęściowe „Objawienie”, 2012-2013), by finalnie przenieść się z powrotem pod mury Cezarei („Księga IV”, 2015) i Jerozolimy („Księga V”, 2018).
Choć fabuła „Juliusza” nie stroni od wątków fantastycznych, wpisana jest w rzeczywiste dzieje Rzymu i Judei. Na kartach komiksu pojawiają się postaci historyczne, jak cesarze Neron i Wespazjan. Przedstawione są również prawdziwe konflikty polityczno-religijne, jakie w tamtych czasach targały Cesarstwem i jego wschodnimi prowincjami (bunt przeciwko Neronowi w „roku czterech cesarzy” czy też walka umiarkowanych zelotów z radykalnymi sykariuszami). Niezwykle ważny jest też aspekt metafizyczny opowieści, polegający na poszukiwaniach Słowa Bożego, dzięki któremu możliwe będzie otwarcie bram Królestwa Niebieskiego. Z miejsca rodzi się też wiele pytań, na które Alex Alice, od tomu drugiego będący samodzielnym scenarzystą serii, sukcesywnie udziela odpowiedzi. Kim naprawdę jest Sar Ha-Sarim? Czy okaże się godny poznania „trzeciego testamentu”? Czy uchroni się przed pokusami, jakie ofiarowują mu – służący fałszywemu bogu – Synowie Nocy? Wielowątkowa, ale logicznie poprowadzona narracja sprawia czytelnikowi wiele frajdy, zwłaszcza takiemu, który lubi sobie pogdybać na temat przeszłości.
Za grafikę tomu pierwszego odpowiadał Francuz Robin Recht („Notre Dame”, „Conan Cymmeryjczyk”, „
Elryk”), natomiast cztery kolejne rysował jego rodak Timothée Montaigne (nowe odsłony „Księcia Nocy” Yves’a Swolfsa). Obaj wykonali swoje zadanie perfekcyjnie, nie tylko z najdrobniejszymi szczegółami przywołując realia epoki (vide monumentalny cesarski Rzym, zachwycające ogrody Babilonu, majestatyczna jerozolimska świątynia króla Salomona), ale również pokazując stworzenia i miejsca fantastyczne (podziemia Gomory, ścigające Sar Ha-Sarima i jego towarzyszy hordy mroku). Wszystko to składa się na komiksowe arcydzieło – epicką sagę, którą pochłonąć można z wypiekami na twarzy w ciągu jednego dnia, a potem, rozkoszując się poszczególnymi planszami bądź kadrami, cieszyć nią oko po trochu każdego dnia. To jedno z tych zbiorczych wydań, którego nie odkłada się po przeczytaniu na półkę, aby nigdy więcej po nie już nie sięgnąć, ale które chce się mieć bez przerwy w zasięgu ręki.