Pilot śmigłowca: Kapitan zmienia trasę [Witold Jarkowski, Grzegorz Rosiński „Pilot śmigłowca #3: Zejście z trasy” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Czytając „Pilota śmigłowca” jakieś trzydzieści lat temu, zadawałem sobie pytanie, dlaczego autorzy skazali myśliwskiego asa na bujanie się śmigłowcami. W poprzednim albumie postawiłem pewną tezę na ten temat. Teraz, opisując kolejny zeszyt zatytułowany „Zejście z trasy”, mam zamiar ten wątek rozwinąć.
Pilot śmigłowca: Kapitan zmienia trasę [Witold Jarkowski, Grzegorz Rosiński „Pilot śmigłowca #3: Zejście z trasy” - recenzja]Czytając „Pilota śmigłowca” jakieś trzydzieści lat temu, zadawałem sobie pytanie, dlaczego autorzy skazali myśliwskiego asa na bujanie się śmigłowcami. W poprzednim albumie postawiłem pewną tezę na ten temat. Teraz, opisując kolejny zeszyt zatytułowany „Zejście z trasy”, mam zamiar ten wątek rozwinąć.
Witold Jarkowski, Grzegorz Rosiński ‹Pilot śmigłowca #3: Zejście z trasy›Poprzedni zeszyt zakończył się egzaminem praktycznym, po którym Karski mógł już samodzielnie wykonywać zadania jako pilot śmigłowca. W „Zejściu z trasy” spotykamy porucznika i jego mechanika - plutonowego Kalińskiego - w trakcie przygotowań do realizacji takiego zadania. O co dokładnie chodziło nie wiadomo, ale można przyjąć, że lot został potraktowany pretekstowo, bo już na czwartej stronie zaczyna się właściwa akcja. Plutonowy zauważył dym i pożar lasu, Karski poprosił kierownika lotów o pozwolenia na wykonanie rozpoznania. Na postawie informacji od załogi śmigłowca zaalarmowana została straż pożarna. Jednak sytuacja okazała się być o wiele poważniejsza, gdyż Kaliński pośrodku pożaru zauważył ludzi. Karski podjął decyzję o lądowaniu wśród płomieni. Żołnierze zostali zmuszeni do opuszczenia kabiny gdy płonące drzewo przygniotło nogę leśnika. Jednak nie był to koniec dramatu, bo chłopiec przypomniał sobie o hodowanych przez siebie ptakach i rzucił się przez płomienie w kierunku domu. Za nim ruszył Kaliński. Załodze śmigłowca udało się uratować mężczyznę i jego syna, niestety stało się to kosztem mechanika, który w trakcie akcji został dosyć poważnie poparzony. Trzeba przyznać, że scenarzysta zbudował bardzo dramatyczną sekwencję wydarzeń, a Rosiński sprawnie oddał ją graficznie. Po raz kolejny okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Obrażenia plutonowego Kalińskiego pozwoliły na gładkie przejście do wątku damsko-męskiego, bardzo rozbudowanego w porównaniu z poprzednimi zeszytami i zawierającego całkiem dużą, jak na komiks propagandowy, porcję humoru. Po treningu judo z porucznikiem Piotrem Bałyniem i kapitanem Krucewiczem, Karski postanowił odwiedzić Kalińskiego w izbie chorych. Krucewicz, mając inne plany, poprosił tylko, aby pozdrowili od niego poszkodowanego mechanika. Wracając do kwatery zauważył na terenie jednostki piękną blondynkę, tę samą, którą ratowali m.in. z Karskim w górach. Szybko zmienił zamiary, wskoczył w galowy mundur i pobiegł do izby chorych. Dziewczyna to - jak pamiętamy z poprzedniego odcinka - siostra Kalińskiego, Hanka. Karski jej nie poznał, sytuację wyjaśnił dopiero Krucewicz. Zaraz po nim wpadł Bałyń, który „wsypał” kapitana a całe spotkanie skończyło się zaproszeniem Hanki na wieczorek w kasynie oficerskim. Niestety, w drodze powrotnej do jednostki, Karski i Bałyń byli świadkami napaści chuliganów na kobietę. Stając w jej obronie zostali zmuszeni stawić czoła całej bandzie. I chociaż we dwóch pokonali szóstkę opryszków, to obrażenia nie pozwoliły im na wizytę w kasynie. Jak widać w każdym odcinku porucznik Karski kogoś ratuje. Idealna postać na wzór dla młodzieży. Któż mając kilkanaście lat nie chciałby być taki jak on? Czas poświęcić kilka słów drugiemu tytułowemu bohaterowi tego cyklu, czyli śmigłowcowi Mi-2. W ramach socjalistycznego podziału pracy narzuconego przez Związek Radziecki, Polska, w dziedzinie lotnictwa, miała specjalizować się w wytwarzaniu małych śmigłowców. Produkcja ta była realizowana w zakładach WSK Świdnik. Początkowo był to śmigłowiec Mi-1, przemianowany u nas na SM-1. Zaprojektowany przez radzieckie biuro Mila, Mi-2 był maszyną, której produkcja była realizowana jedynie w Polsce. Od Mi-1 różniło go zastosowanie silnika turbowałowego zamiast tłokowego, co pozwoliło na istotne powiększenie śmigłowca i poprawienie jego osiągów. Beczkowata maszyna nie należy do najpiękniejszych ale w kilku miejscach komiksu Rosińskiemu udaje się ją narysować całkiem zgrabnie, w bardzo dynamicznych ujęciach. W przypadku pierwszego zeszytu zabawiłem się w śledztwo, w jakiej jednostce mógł służyć Karski jako pilot myśliwca. Podobnie i teraz, po przesiadce porucznika na śmigłowce, postanowiłem podjąć taką próbę. Na stronie piętnastej drugiego zeszytu znajdujemy kluczową w tej kwestii wskazówkę: „w pewnym garnizonie lotniczym niedaleko Warszawy…”. To mocno ogranicza dostępne opcje, ale wątpliwości pozostają. Może to być Modlin, Mińsk Mazowiecki, a także Nowe Miasto nad Pilicą. To ostatnie należy odrzucić jako pierwsze. 47 Szkolny Pułk Śmigłowcowy został tam przebazowany w listopadzie 1977, a trzeci zeszyt „Pilota…” został przygotowany w 1974 roku czyli trzy lata wcześniej. W Mińsku Mazowieckim od 1956 roku stacjonował 1 Pułk Lotnictwa Myśliwskiego Warszawa, najstarsza jednostka lotnicza LWP. Czy obok myśliwców mogły tam znajdować się śmigłowce? Możliwe, ale zapewne w niewielkiej liczbie i raczej w charakterze pomocniczym. Jednostką, w której śmigłowce stanowiły podstawowe wyposażenie, był 47. Pułk Lotnictwa Łącznikowo-Sanitarnego w Modlinie. Sęk w tym, że w jednostce tej Mi-2 pojawiły się dopiero w roku 1977, po wspomnianej przeprowadzce do Nowego Miasta na Pilicą. Wygląda na to, że Jarkowski wykreował fikcyjną jednostkę będącą hybrydą być może właśnie wspomnianego 47 Pułku i prawdopodobnie 56 Pułku Śmigłowców. Tym bardziej, że załogi tego ostatniego szkoliły się w zwalczaniu skutków klęsk żywiołowych, a te będą często gościły na łamach serii. Podobnie jak we wcześniejszych zeszytach, na wewnętrznych stronach okładki znajdujemy materiały dodatkowe, tradycyjnie już o charakterze propagandowym. Pierwszy z nich to tekst o cywilnych zastosowaniach śmigłowców. Drugi, nawiązujący do epizodu z chuliganami, to notka przedstawiająca historię judo oraz korzyści wynikające z uprawiania tego sportu. Z jakiegoś powodu władze PRL mocno propagowały tę dyscyplinę. Pamiętajmy, że jeden odcinek „Kapitana Żbika” był poświęcony judo, a w kilku pojawiały się opisy i rysunki chwytów i rzutów. Zapewne wielu fanów Relaksu pamięta historię "Konus", opowiadającą o zakompleksionym chłopaku, który został mistrzem judo. Na ostatniej stronie „Zejścia z trasy” znalazł się tradycyjny tekst z cyklu „Z historii lotnictwa LWP”. Graficznie zeszyt nie różni się do tych wcześniej narysowanych przez Rosińskiego. Rysownik bardzo elastycznie podchodzi do podziału strony na kadry. W najbardziej dramatycznych momentach, akcji ratowania leśnika wraz z synem, miejscami kadry w ogóle pozbawione są ramek, co zwiększa dynamikę scen. „Zejście z trasy” wyróżnia się okładką. Kolorystyka płomieni oświetlających twarz pilota wraz z dynamicznie ukazanym śmigłowcem czynią ją chyba najlepszą w całym cyklu.
|