Poprzedni tom, „Dramatyczne chwile” był ostatnim narysowanym przez Grzegorza Rosińskiego. I właśnie słowo „dramatyczne” najlepiej oddaje to, co można powiedzieć o warstwie graficznej kolejnego odcinka, zatytułowanego „W walce z żywiołem”.
Pilot śmigłowca: W końcu to komiks
[Witold Jarkowski, Mirosław Kurzawa „Pilot śmigłowca #6: W walce z żywiołem” - recenzja]
Poprzedni tom, „Dramatyczne chwile” był ostatnim narysowanym przez Grzegorza Rosińskiego. I właśnie słowo „dramatyczne” najlepiej oddaje to, co można powiedzieć o warstwie graficznej kolejnego odcinka, zatytułowanego „W walce z żywiołem”.
Witold Jarkowski, Mirosław Kurzawa
‹Pilot śmigłowca #6: W walce z żywiołem›
Rosińskiego, który skupił się na współpracy z Jeanem van Hammem przy „Thorgalu”, zastąpił Mirosław Kurzawa. Nie było to zmiana na lepsze, wręcz przeciwnie. W porównaniu z czystą i ładną kreską poprzednika, rysunek Kurzawy jawił się fatalnie. Najgorzej wypadały postacie ludzkie.
Skąd taka zmiana? Rąbka tajemnicy uchyla Marek Szyszko, odpowiedzialny za stronę graficzną dwóch ostatnich zeszytów serii. Po uruchomieniu „Żbika”, „Pilota Śmigłowca” a przede wszystkim „Relaksu”, pojawiło się olbrzymie zapotrzebowanie na grafików umiejących rysować realistycznie. I okazało się, że takowych jest deficyt, bo niby skąd ich brać.
Ten sam Szyszko wspomina, że już na pierwszym roku ASP kazano mu „interpretować”, a nie oddawać rzeczywistość. Sam do komiksu trafił z łapanki, po wizycie „relaksowej” ekipy na wystawie prac dyplomowych. Wracając do Kurzawy, nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o jego innych dokonaniach (poza jednym krótkim komiksem w „Relaksie” i jednym zeszycie z serii „Początki państwa polskiego”). Być może był dobrym grafikiem projektującym z sukcesami okładki książek bądź plakaty filmowe, ale z pewnością komiks to nie była jego domena. Problem jest praktycznie z każdym elementem. Postaci ludzkie są nieproporcjonalne. Rysownik ma wyraźną trudność z rysowaniem twarzy z półprofilu. Właściwie raz tylko udało mu się narysować ładnie Hankę Kalińską i to „en face”. Kurzawie, na swój sposób udaje się zachować wizerunek głównych bohaterów wzorowany na Tanguyu i Laverdurze. Leży za to kompletnie w jego rysunkach tło, najczęściej zwyczajnie go nie ma, a jeśli już jest, to często są to kolorowe plamy bez konturów. Słabo też jest z rozplanowaniem dymków, przy bardziej rozbudowanym dialogu czytelnik musi poświęcić chwilę, aby „poustawiać” je w odpowiedniej kolejności.

Przy okazji szóstego zeszytu, o serię otarł się inny znany polski rysownik – Bogusław Polch. Jego nazwisko pojawia się w stopce komiksu, aczkolwiek bez doprecyzowania za jaki element odpowiadał, niemniej jednak, po bliższym przyjrzeniu się sylwetkom postaci na dachu, z pewnością dopatrzycie się charakterystycznej kreski współautora „Funky’ego Kovala”. W rozmowie z Kamilem Śmiałkowskim, Polch wspomina, że okładka ta powstała przy okazji rozmów z wydawcą na temat przejęcia serii po Grzegorzu Rosińskim. Ze względu na natłok innych zadań do współpracy nie doszło i stanęło na samej okładce. Ciekawostką jest, że powstała ona w dwóch wersjach.

„W walce z żywiołem” zaczyna się niestandardowo, od rozmowy dwóch głównych postaci kobiecych cyklu – Barbary Tarnickiej i Hanki Kalińskiej. Z wcześniejszych zeszytów wiadomo było, że panie się znają. Teraz czytelnik dowiaduje się, że są koleżankami ze studiów. Rozmowa dotyczy przede wszystkim znajomości Tarnickiej z Karskim. Nie pada nazwisko pilota, ale Hanka domyśla się o kim mowa. Tutaj pojawia się niekonsekwencja scenarzysty, gdyż z zeszytu drugiego („
Egzamin”) wynika, że dziennikarka wiedziała o przygodzie koleżanki w górach i powinna skojarzyć, że zna ona Karskiego. Bynajmniej nie jest to błąd powodujący jakieś większe perturbacje w całej historii. Skutek całej rozmowy jest taki, że po pierwsze okazuje się, iż Hanka robiła sobie nadzieje odnośnie porucznika, a po drugie, że właśnie te nadzieje legły w gruzach.

Po scenie na Torwarze scenarzysta zadbał o małą wkładkę propagandową w postaci zawodów strzeleckich służb mundurowych, w których trakcie o palmę pierwszeństwa wojskowi współzawodniczyli z milicjantami. Jest to jednak tylko krótki przerywnik w obowiązkach jednostki Karskiego, a kolejne zadania po raz kolejny wyznacza pilotom natura. Po typowych dla lat siedemdziesiątych w Polsce obfitych opadach śniegu („W śnieżnych zamieciach”) i rekordowych mrozach („Dramatyczne chwile”) dosyć oczywistym następstwem były roztopy i powodzie. Jednostka Karskiego i Krucewicza zostaje oddelegowana do regionu zagrożonego powodzią i z miejsca zostaje rzucona w wir walki. Karski wraz z Kalińskim dostają zadanie podjęcia ludzi z dachów zalanych domów. Powodzian jest wielu, ale trzeba przyznać, że akcja zostaje zrealizowana w iście komiksowym stylu. Scenarzysta ni mniej, ni więcej, kazał całej rodzinie (poza babcią) wspinać się po sznurowej drabince do wiszącego na wysokości dziesięciu, może piętnastu metrów śmigłowca. Udało się to młodej kobiecie, kilkunastoletniemu chłopcu i kilku innym osobom. Cóż, taka jest uroda komiksu, że niemożliwe staje się możliwe. Zapewne Witold Jarkowski uznał, że zwyczajowe zastosowanie śmigłowców w takich przypadkach, czyli przenoszenie materiałów wzmacniających wały przeciwpowodziowe było za mało widowiskowe.
W ramach „okładkowych” materiałów dodatkowych po raz pierwszy w historii serii pojawia się streszczenie poprzednich odcinków. Obok garść informacji na temat ewolucji samolotów szturmowych i przedstawienie podstawowego samolotu tej kategorii używanego w Polsce – Su-7. Na trzeciej stronie okładki zamieszczono informację o wykorzystaniu śmigłowców jako „latających dźwigów” przy okazji stawiania pomnika Władysława Jagiełły w Krakowie. A całość zamyka tradycyjna notka z historii lotnictwa Ludowego Polskiego Wojska, tym razem na temat walk o Piłę, będącą ważnym elementem umocnień Wału Pomorskiego.
Cena komiksu pozostała na poziomie 13 złotych (w tym trzy złote na CZD), natomiast dwukrotnie wzrósł nakład, do dwustu tysięcy egzemplarzy.

O ile scenariusz jest ok, to faktycznie rysunki słabe. A w "Niefortunnym skoku" chyba najgorsze. Szkoda, ze Szyszko od razu nie kontynuował serii.