„Negalyod” to bardzo ciekawie nakreślony postapokaliptyczny świat, świetny początek i nieco słabsze zakończenie. Średnia wychodzi nie najgorsza.
Zaklinacz dinozaurów
[Vincent Perriot „Negalyod” - recenzja]
„Negalyod” to bardzo ciekawie nakreślony postapokaliptyczny świat, świetny początek i nieco słabsze zakończenie. Średnia wychodzi nie najgorsza.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego komiksu
Vincent Perriot
‹Negalyod›
Autorem komiksu jest Vincent Perriot, laureat wielu nagród w tym dwóch festiwalu w Angoulême. Jak widać są podstawy, aby mieć nadzieję na wciągającą rzecz. Intrygująco wygląda już sama okładka albumu. Podzielona kolorystycznie na dwie części, w dolnej, w odcieniach czerwieni, widzimy kamienną pustynię z jeźdźcem dosiadającym dinozaura przypominającym pachycefalozaura. W górnej, niebieskiej znajduje się coś sugerującego futurystyczne miasto w chmurach. Czyżby już tutaj zarysowana została główna intryga opowieści? Konflikt pomiędzy pustynnymi nomadami a technokratycznymi elitami? Trochę tak i trochę nie.
Jeździec z okładki to Jarri Tchapald, a jego dinozaur to Stygo. Na pierwszej stronie spotykamy ich przy ogromnym rurociągu transportującym wodę. Jak się później okaże to ważny element. Jarri zachęca dinozaura do skorzystania z okazji do napicia się, w tym miejscu rurociąg przecieka. To, że człowiek mówi do zwierzęcia, nie jest zwykłym personifikowaniem relacji między nimi. Jarri posiada dar rozmawiania z dinozaurami, wykorzystuje go w swoim codziennych obowiązkach, bo młodzieniec jest opiekunem wielkiego stada gadów podobnych do triceratopsów. Trochę to wszystko przypomina, zapewne nieprzypadkowo, przeganianie stad bydła na dzikim zachodzie. Jest kowboj, jest jego rumak i są… triceratopsy. Tak wykreowany świat zdaje się dawać duże możliwości i zdecydowanie autor możliwości te wykorzystał.
Zgodnie z regułą Hitchcocka zaczyna się od „trzęsienia ziemi”, czyli ataku drapieżnika à la tyranozaur. A później? Później pojawia się tajemnicza ciężarówka, która powoduje śmierć całego stada. Kilkaset triceratopsów pada jak rażone piorunem. I tak jest rzeczywiście, bo zadaniem pojazdu jest właśnie wywoływanie burz, a przez to opadów drogocennej wody. Ciężarówka to element tego drugiego, niebieskiego świata z okładki. Czy jej kierowca lub właściciel planował zniszczyć dorobek kilkunastu pokoleń rodziny Jarriego? Tutaj Perriot zaczyna wprowadzać czytelnika w skomplikowany układ relacji między pustynnym światem Beduinów na dinozaurach a miastami w chmurach. Skomplikowany, tym bardziej że jest jeszcze ogniwo pośrednie, czyli miasta na ziemi. Jak się okaże wraz z rozwojem sytuacji umiejętność porozumiewania się z dinozaurami nie jest jedynym talentem Jarriego. Przede wszystkim jest twardy i nieustępliwy, bez namysłu postanawia wymierzyć sprawiedliwość sprawcy swojego nieszczęścia. Jak widać mamy tutaj klasycznego westernowego mściciela, który ma do załatwienia sprawy z „potentatem”. W „Negalyodzie” rolę potentata odgrywa enigmatyczna „Sieć”, rodzaj inteligentnego i świadomego Internetu. Coś jak Skynet w „Terminatorze”, z tym że „Sieć” nie dąży do unicestwienia rodzaju ludzkiego. Wystarcza jej pełnia kontroli nad ludźmi.
Vincent Perriot garściami czerpie z popkulturowych wzorów mieszając je sprawnie bez narażania się na zarzut wtórności. Po wkroczeniu do miasta z zamiarem zemsty, Jarri spotyka kilka postaci, które są odpowiednikami z innej sagi o walce dobra ze złem. Wiekowy mędrzec, piękna dziewczyna, coś to przypomina? Fakt, że chłopak pomimo młodego wieku nie przypomina zagubionych na początku swojej drogi Luke’a Skywalkera czy Johna Difoola, to już właśnie zasługa Perriota. Podobnie nieszablonowy jest główny przeciwnik, czyli „Sieć”, tutaj czytelnik może być nieco zaskoczony zwłaszcza w końcówce. Niektórzy, podobnie jak ja, mogą odebrać zakończenie jako nielogiczne, ale całość jest zdecydowanie wciągającą lekturą.
Przywołanie głównego bohatera „Incala” jest tutaj uzasadnione podwójnie, bo Perriot-rysownik najwyraźniej zapatrzył się w Moebiusa- rysownika, szczególnie jeśli chodzi o sposób rysowania postaci. Szerokie nogawki spodni, charakterystyczne nakrycia głowy – to znaki szczególne drugiego wcielenia Jeana Girauda Niby w świecie dinozaurów pterodaktyle nie powinny nikogo dziwić, ale kto przysięgnie, że nie jest to właśnie ukłon w stronę twórcy „Arzacha”.