Dziewiąty odcinek serii, zatytułowany „Cele dla myśliwców” przynosi kolejną zmianę rysownika. Tym razem jest to, znany dosyć dobrze z prac opublikowanych w „Relaksie”, Marek Szyszko. I zmiana ta jest strzałem w dziesiątkę.
Pilot śmigłowca: Trochę jak Blueberry
[Witold Jarkowski, Marek Szyszko „Pilot śmigłowca #9: Cele dla myśliwców” - recenzja]
Dziewiąty odcinek serii, zatytułowany „Cele dla myśliwców” przynosi kolejną zmianę rysownika. Tym razem jest to, znany dosyć dobrze z prac opublikowanych w „Relaksie”, Marek Szyszko. I zmiana ta jest strzałem w dziesiątkę.
Witold Jarkowski, Marek Szyszko
‹Pilot śmigłowca #9: Cele dla myśliwców›
Dziękuję Markowi Szyszko, Tomaszowi Kołodziejczakowi i Wojciechowi Łowickiemu za pomoc okazaną przy tworzeniu cyklu tekstów o „Pilocie śmigłowca”
Marek Szyszko swoją komiksową karierę zaczynał, podobnie jak Kurzawa, od „Relaksu”. W przeciwieństwie do Bogusława Polcha czy Grzegorza Rosińskiego nie marzył od dzieciństwa o rysowaniu komiksów. Jak wspominałem przy okazji jednego z poprzednich odcinków, trafił do komiksu przypadkowo. Gwałtowny rozwój rynku komiksowego w Polsce w latach siedemdziesiątych wykreował zapotrzebowanie na rysowników realistycznych, których w naszym kraju praktycznie nie było. To, co było naszą chlubą, polska szkoła plakatu, polskie ilustracje książkowe, dalekie było od realizmu. Namówiony przez swego promotora, profesora Janusza Stannego, w ramach pracy dyplomowej podjął się komiksowej adaptacji poezji Francoisa Villona. Początki były trudne. Jego pierwsze prace, „Na surowym korzeniu”, „W mocy wielkiej bogini” wypadają niewiele lepiej od prac Kurzawy, zwłaszcza jeśli spojrzymy na mimikę bohaterów. Trochę lepiej jest z proporcjami ludzkich postaci i perspektywą, ale uważny przegląd kolejnych prac grafika, pokazuje wyraźnie, że Szyszko do roli rysownika komiksu podszedł bardzo poważnie. Pozycje takie jak „Tajemnica kipu”, „Doktor Jekyll i Mr. Hyde” czy „Olbrzym z Cardiff” to już w pełni dojrzałe prace prezentujące pełnie możliwości ich twórcy. Graficzną inspiracją przy tworzeniu wspomnianych tytułów był dla Szyszki sam Jean Giraud (oczywiście w wersji realistycznej, znanej chociażby z cyklu „Blueberry”). Jego wpływ widać też w „Pilocie śmigłowca”.

Graficznie Szyszko z jednej strony odświeża serię (szczególnie w odniesieniu do rysunku Kurzawy), wprowadzając swój – wzorowany na Jeanie Giraud – rysunek, z drugiej zachowuje wizerunek Karskiego i Kalińskiego wprowadzony jeszcze przez Rosińskiego. Jednocześnie rysownik zmienia mocno obraz postaci drugoplanowych. Kapitan Krucewicz, nabierając wręcz zwierzęcego wyglądu, stanowi teraz całkowite przeciwieństwie delikatnego na twarzy Karskiego. Pozostawiając rozróżnienie na brunetkę i blondynkę, Szyszko nieco modyfikuje wizerunek Hanki i Barbary. I trzeba przyznać, że czyni to co najmniej tak dobrze jak Rosiński. Hanka Kalińska nabiera, choć wydaje się już niemożliwe, jeszcze bardziej delikatnych, dziewczęcych rysów, za to Barbara Tarnicka, nadal bardzo ładna, wygląda teraz na dojrzałą, pewną siebie kobietę. I nareszcie Szyszko wprowadza coś, czego bardzo brakowało komiksom narysowanym przez Kurzawę – tło. Rysownik wycisnął co mógł z małej przestrzeni, jaką dawały „kolorowe zeszyty”. Kompozycja kadrów jest bardzo dobrze przemyślana, nawet tam, gdzie konieczne jest wstawienie dużej ilości tekstu.
Szyszko rozpoczyna przygodę z „Pilotem śmigłowca” od dynamicznej okładki; pokazany z bardzo krótkiej perspektywy Mig-21 atakuje cel naziemny. Okładka najwyraźniej została „ucięta” w przygotowaniu do druku, bo na miniaturce z poprzedniego zeszytu widać, że celem tym jest czołg. Czyżby Karski wrócił do lotnictwa myśliwskiego? Od razu powiem, że nie, ale po kolei. „Cele dla myśliwców” otwiera rodzinna scenka rodzeństwa Kalińskich. Paweł, mechanik latający z Karskim, opowiada o swoich odczuciach po egzaminach wstępnych na WAT, ale rozmowa szybko przechodzi na kwestie związane z porucznikiem. Hanka podpytuje o Karskiego, ale stara się nie pokazać po sobie, jak bardzo interesuje ją przystojny pilot. Trochę to zastanawiające, bo w końcu to rodzeństwo i szczera rozmowa o uczuciach nie powinna nikogo dziwić, a czytelnik miał już kilka przykładów, że są ze sobą zżyci. Tutaj kłania się konwencja, jaką przyjął scenarzysta Witold Jarkowski. Praktycznie wszystkie rozmowy dotyczące spraw osobistych mają charakter mocno grzecznościowy, a najwięcej dzieje się w głowach bohaterów. Właściwie tylko Krucewicz pozwala sobie na bardziej otwarte wypowiedzi, co najczęściej scenarzysta wykorzystuje przeciwko niemu.

Uważni czytelnicy mogą dostrzec lekkiego prztyczka, jakiego skierował Marek Szyszko w propagandowy wizerunek serii. Na czwartym rysunku możemy zauważyć mały stolik z dwoma kieliszkami i otwartą butelką jakiegoś alkoholu. Hanka i Paweł opijając wyniki wspomnianego egzaminu, podkopali nieco idealistyczny wizerunek głównych bohaterów. Jednocześnie scena ta ukazuje wspomnianą zmianę wprowadzoną przez Szyszkę do warstwy graficznej w porównaniu z rysującym trzy poprzednie zeszyty Kurzawą. U tego ostatniego mieliśmy najczęściej „gadające głowy”, tutaj każdy rysunek to zupełnie inne ujęcie. „Kamera” podnosi się, opada, krąży wokół rozmówców, robi zbliżenia. W tej sytuacji najzwyklejsza rozmowa jest ucztą dla oczu, zwłaszcza jeśli uczestniczy w niej Hanka Kalińska. Na kolejnej stronie możemy zobaczyć jej koleżankę i (chyba) konkurentkę – Barbarę Tarnicką. Jako dziennikarka, przyjechała na kolejne zawody spadochronowe (tym razem bez sensacji). O ile jednak zawody były główny tematem poprzedniego odcinka, o tyle w tym chodzi głównie o pokazanie dynamiki zmian w relacjach między Tarnicką a Karskim. A ten ostatni praktycznie otwarcie daję wyraz swojej rosnącej irytacji w stosunku do Barbary (wystarczy spojrzeć na wyraz jego twarzy, gdy widzi dziennikarkę).

Po tych epizodach zaczyna się czysto wojskowa tematyka, eskadra Karskiego i Krucewicza bierze udział w manewrach wojskowych. Zadaniem przydzielonym śmigłowcom jest odnalezienie zamaskowanych jednostek pancernych przeciwnika i naprowadzenie na nich samolotów myśliwskich wyposażonych w rakiety powietrze-ziemia. Zadanie trudne jest z kilku powodów. Po pierwsze, śmigłowce latają nad obszarem z dużą liczbą stanowisk przeciwlotniczych, po drugie, czołgi są zamaskowane – i po trzecie, w tych trudnych warunkach trzeba umieć odróżnić prawdziwy czołg od makiety. Karski, lecąc na niskiej wysokości i umiejętnie manewrując, wymyka się obronie przeciwlotniczej. Ostatecznie, dzięki intuicji plutonowego Kalińskiego, znajdują zgrupowanie przeciwnika i oznaczając je flarami, umożliwiają skuteczny atak myśliwców. Marek Szyszko bardzo sprawnie rozrysował całą sekwencję, a sceny z myśliwcami nie musiałby się wstydzić nawet przed samym Albertem Uderzo i rysowanymi przez niego „Przygody Tanguya i Laverdure’a”. Całość manewrów sprawia też wrażenie wiarygodnej od strony merytorycznej. Czytelnik może dowiedzieć się chociażby zasad zaliczania „zestrzeleń” w czasie ćwiczeń. I może tylko język żołnierzy jest „nieco” wygładzony, ale w końcu to komiks dla młodzieży.
Zadanie wykonane, czas na scenkę rodzajową. Karski z Krucewiczem, w internacie oficerskim, przygotowują się do egzaminów na Akademię Sztabu Generalnego (obecnie Akademia Obrony Narodowej). Czyli znowu można tu odnaleźć element propagandowy; bohaterowie komiksu nie spoczywają na laurach, nie wystarcza im to, że są doskonałymi pilotami – ale mając ambicje, rozwijają się od strony teoretycznej, co powinno pomóc w ścieżce awansu. Naukę przerywa niespodziewana wizyta: tym razem są to Barbara i Hanka jednocześnie. I to jak narysowane! Bez żadnych wątpliwości mogłyby walczyć o tytuł Miss Polskiego Komiksu z Brendą Lear i Ais jak równe z równymi. Wizerunek każdej z pań u Szyszki bardzo mocno koresponduje z ich charakterem. Hanka jest ubrana skromnie w jeansy i koszulę, za to w przypadku Barbary elegancki strój bardzo mocno podkreśla jej figurę. Po raz pierwszy pojawia się w jej dłoni papieros. Okazuje się, że pomimo niedzieli Tarnicka ma do wykonania dziennikarskie zadanie. Chce zorganizować spotkanie młodzieży (przebywającej na obozie przysposobienia obronnego) z przedstawicielami wojska. Czyli znowu motyw propagandowy. Przedstawiciele wojska już są, więc po dłuższej podróży Maluchem (!) cała czwórka dociera do obozu. Po zwiedzeniu ośrodka i rozmowach z młodzieżą, oficerowie dają pokaz walki dżudo. Ale drogę powrotną scenarzysta poświęcił na sprawy prywatne. Znajdziemy tam rysunek wspomnianego Malucha „otoczonego” myślami pasażerów na temat ich relacji z pozostałymi. Wielkimi krokami zbliża się finał.

Przy okazji końcowej sceny podróży Maluchem, nie sposób nie wspomnieć o tym, jak rysownik pozwolił sobie zakpić z cenzury. Otóż rejestracja samochodu to dokładnie WAŁ 1981, czyli bezpośrednie nawiązanie do Lecha Wałęsy. Czy możliwe, że cenzor pominął tak wyraźny przejaw buntu wobec władzy? Szyszko wspominał, że nigdy nie miał problemów z cenzurą, może więc po prostu nikt tego komiksu nie weryfikował?
Chociaż „Pilot śmigłowca” w dużej części jest historią obyczajową rozgrywającą się w głębokim PRL-u, to czytelnik nie dowie się za dużo z niego o tamtych czasach. Rozrywki? Kawiarnia, spacer po (chyba) Łazienkach i potańcówki: jedna w kasynie oficerskim, druga gdzieś w Warszawie. Od strony materialnej daleko naszym pilotom do rozpasania kolegów zza oceanu. Maverick z „Top Gun” jeździł ścigaczem Kawasaki GPz 900R „Ninja”, mieszkał w willi. Karski jeździ pociągiem, a mieszka w oficerskim internacie. Samochód ma jedynie dziennikarka Tarnicka i jest to oczywiście Mały Fiat. Charakterystyczne jest, że ewentualne prywatne spotkania i randki mają miejsce tylko w niedzielę. Wytłumaczenie jest proste: wtedy nie było praktycznie wolnych sobót
1).
Na drugiej stronie znajdujemy tradycyjne już streszczenie wcześniejszych epizodów. Na tej samej stronie krótka notka na temat broni pancernej. Jest to najwyraźniej nawiązanie do wojskowej treści komiksu, w której chodzi właśnie o odnalezienie i zniszczenie czołgów przeciwnika. Trzecia strona okładki traktująca o łyżwiarstwie to ukłon w stronę uroczej Hanki Kalińskiej. A na ostatniej stronie kilka słów o ostatnim etapie bojowego szlaku lotnictwa LWP – operacji berlińskiej. Zeszyt został wydany w 1982, a jego nakład, pomimo trudności ogólnych trudności gospodarczych, utrzymał liczbę dwustu tysięcy sztuk.

1) Pierwsze pojawiły się w 1973 roku, były dokładnie dwie w ciągu roku.