Wspomniałem na początku, że serial „Podziemny front” zaowocował sześcioma zeszytami komiksowymi, dwa kolejne były adaptacją telewizyjnego filmu „Powrót doktora von Kniprode”, a ostatni wykorzystywał fabułę kinowej produkcji „Pułapka”. W sumie dziewięć zeszytów. Tak, ale… Przecież serial miał siedem odcinków! Dziś chciałbym napisać o komiksie, który nigdy nie powstał.
Konrad Wągrowski
Podziemny front: Komiks, którego nie było
[ - recenzja]
Wspomniałem na początku, że serial „Podziemny front” zaowocował sześcioma zeszytami komiksowymi, dwa kolejne były adaptacją telewizyjnego filmu „Powrót doktora von Kniprode”, a ostatni wykorzystywał fabułę kinowej produkcji „Pułapka”. W sumie dziewięć zeszytów. Tak, ale… Przecież serial miał siedem odcinków! Dziś chciałbym napisać o komiksie, który nigdy nie powstał.
Jak do tej pory mieliśmy prostą relację. Jeden dwudziestopięciominutowy odcinek serialu to jeden komiks. „M-XIV odpowiada” został zaadaptowany jako „Zamach”, „Poste Restante” jako „Na tropie”, „Spotkanie z mordercą” jako „Przerwana linia”, „O życie wroga” pozostało przy swym tytule, „Nim nadejdzie świt” stał się „Przed świtem”, a odcinek siódmy „Ostatni pojedynek” to z kolei „Skok za front”. No dobrze, a co z szóstą częścią? Jak nazywał się komiks oparty o fabułę „Przeprawy”?
Nijak, bo nigdy nie powstał. Z bliżej nieznanych powodów jeden z odcinków serialu nie doczekał się swej komiksowej wersji. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Jego tematem był udział „Czwartaków” w powstaniu warszawskim. Może właśnie to było przyczyną? Jak wiadomo władza ludowa do sierpniowego zrywu 1944 roku nie odnosiła się zbyt przychylnie. Powstanie wywołane było przez organizacje podległe rządowi londyńskiemu w jakimś zakresie miało również wymiar antysowiecki – chodziło przecież o to, by Armię Czerwoną witać na polskiej ziemi jako gospodarze. Ale skrajnie krytyczne podejście PRL-owskich władz zmieniało się z czasem. Owszem, najpierw całą powstańczą walkę określano jako nieomal bandytyzm, potępiając wszystkich, którzy do niej dokładali rękę. Ale z czasem tan stosunek łagodniał, by w latach 60. i 70. doczekać się przynajmniej nobilitacji szeregowego żołnierza, zdradę zarzucając tylko przywódcom powstania i londyńskiemu rządowi. Pojawiły się też oficjalne obchody rocznicowe. Nie było to z pewnością sprzeczne z obrazem powstania pokazanym w serialu, co mogłoby w jakiś sposób wstrzymać stworzenie komiksu.
A może była inna przyczyna? Może chodziło o Armię Krajową? Może uznano, że w propagandowej wersji nadal lepiej o niej nie wspominać? A jak rysować komiks o powstaniu i nie mówić o AK? No, nie da się, Armia Krajowa w serialu była oczywiście wyraziście widoczna. Może komuś to było nie w smak? Pamiętajmy, że pięć wcześniejszych zeszytów nie zająknęło się nawet, że jakakolwiek inna organizacja poza Gwardią Ludową toczy w okupowanej Polsce bój z Niemcami.
A może chodziło o to, że tak jak do tej pory bohaterowie serialu byli fikcyjnymi wariacjami na temat autentycznych postaci, tak w odcinku „Przeprawa” mamy już postać absolutnie autentyczną? Głównym bohaterem jest bowiem dowódca AL-owskiego oddziału pseudonim „Konrad”. Nie jest trudno sprawdzić, że taka osoba naprawdę istniała, ba! nawet istnieje nadal! To porucznik Lech Kobyliński, żołnierz „Czwartaków” w czasie II wojny światowej, uczestnik powstania warszawskiego, po wojnie oficer Marynarki Wojennej, konstruktor okrętowy, profesor Politechniki Gdańskiej (a przy tym krewny znanego rysownika Szymona Kobylińskiego). W maju bieżącego roku skończył 97 lat. Może z jakiegoś powodu to jego postać nie pasowała do komiksowej adaptacji?
A może przyczyną był generał Tadeusz Pietrzak, scenarzysta serialu i zapewne również scenarzysta komiksu? On bowiem w powstaniu warszawskim nie wziął udziału. W lipcu 1944 opuścił Warszawę i został przerzucony na Lubelszczyznę. Może nie chciał gloryfikować swych dawnych towarzyszy broni?
Oczywiście, każdy z powyższych powodów mógłby dotyczyć również serialu, a przecież odcinek o powstaniu nakręcono. Pamiętajmy jednak, że między wersją telewizyjną a komiksową minęło kilka lat, a stosunek do historii w PRL-u bywał zmienny i to co było słuszne w jednym momencie, w innym mogło już słuszne nie być.
Niestety, chyba nie dowiemy się, jaka była przyczyna tego, że komiks oparty na „Przeprawie” nigdy nie powstał. Wypada wyrazić żal – bo mogłoby być to dzieło bardzo poszerzające znaczeniowy obszar komiksu. To mógłby być nawet album, który broniłby się przesłaniem i w dzisiejszych czasach. Udział w powstaniu warszawskim bowiem „Czwartakom” nawet ze współczesnej perspektywy ujmy nie przynosi. Oddziały AL walczyły początkowo na Starówce i w Śródmieściu, oddając się pod dowództwo AK. W walkach brało udział około 1000 żołnierzy „Czwartaków”, kilku z nich z rąk „Bora” Komorowskiego otrzymało Krzyże Walecznych, a jeden z dowódców, porucznik Edwin Rozłubirski „Gustaw” (o którym pisałem przy okazji zamachu na Bar Podlaski) nawet odznaczony został najwyższym polskim odznaczeniem bojowym – orderem Virtuti Militari. Po zniszczeniu niemiecką bombą budynku, w którym miał swą siedzibę sztab „Czwartaków” i śmierci większości oficerów, widząc nieunikniony upadek Starówki, „Konrad” podjął decyzję o przejściu swego oddziału kanałami na Żoliborz. Na taką decyzję – choć bez entuzjazmu – wyraziło zgodę dowództwo AK. Oddział Rozłubirskiego „Gustawa” do końca walczył u boku AK na Starówce, a potem w Śródmieściu.
Akcja szóstego odcinka serialu toczy się już w ostatnich dniach powstania, w momencie gdy żoliborski garnizon AK negocjuje kapitulację (Żoliborz poddał się kilka dni przed upadkiem całego powstania, 30 września 1944 r.). Resztka oddziału „Czwartaków” pod dowództwem „Konrada” (w serialu grany przez Zbigniewa Dobrzyńskiego) zastanawia się, co robić dalej. Wyjścia są trzy: odejść z miasta wraz z cywilami, poddać się i wmieszać w szeregi żołnierzy Armii Krajowej (w gościnnym występie w tym odcinku von Kniprode podkreśla, jak bardzo chce dopaść przede wszystkim komunistów – oczywiście, jest w tym propaganda, ale nietrudno sobie wyobrazić, że Niemcy nie uznawaliby ustaleń dogadanej z AK kapitulacji wobec żołnierzy Armii Ludowej, ten wątek wydaje się być całkiem prawdopodobny), wreszcie – spróbować się przebić przez Wisłę na praski brzeg, na którym urzęduje już Armia Czerwona. Dowódca „Czwartaków” stoi przed ogromnym dylematem – pójście do niewoli grozi represjami niemieckimi, szarża przez Wisłę to prawie pewne wyniszczenie oddziału. „Konrad” wysyła na drugi brzeg swą łączniczkę (a przy tym świetną pływaczkę) „Irenę” (śliczna Ewa Wiśniewska). To akcja w stylu wyprawy pana Skrzetuskiego z oblężonego Zbaraża w „Ogniem i mieczem”. „Irena” ma za zadanie powiadomić Rosjan, że do akcji potrzebne będzie artyleryjskie wsparcie. Niestety, dziewczyna zostaje ranna i, mimo że dociera na drugą stronę, nie jest w stanie przekazać prośby. Niedobitki „Czwartaków” (wśród nich także grany przez młodziutkiego Mariana Opanię „Wicek”) ruszają do szaleńczej przeprawy.
Cała ta akcja to fakt historyczny (choć w serialu oczywiście nieco udramatyzowany). Rzeczywiście, 30 września grupa żołnierzy Armii Ludowej podjęła próbę sforsowania Wisły. Początkowo był to wspólny plan AK i AL (o czym w serialu nie ma słowa), w akcji jednak ostatecznie wzięła udział tylko grupa żołnierzy Armii Ludowej. Na drugi brzeg udało się dotrzeć tylko 28 osobom, w tym Lechowi „Konradowi” Kobylińskiemu. Serial nie precyzuje czy akcja zakończyła się sukcesem, odcinek kończy się, gdy bohaterowie płyną przez rzekę.
Sądzę, że z tej historii mógł powstać niezły komiks. Mamy tu podział na dwie części – negocjacje i dylematy pierwszej połowy oraz dynamiczna akcja wojskowa w drugiej części tej historii. Pierwsza wiąże się z zarysowaniem nie tylko możliwych opcji, ale też złożonych relacji z AK. Serial przekazuje przesłanie pozytywne, dowódca odcinka Armii Krajowej mówi Kobylińskimu „dobrze było mieć was za sąsiadów” (co może stoi w niejakiej sprzeczności z wcześniejszą historią odejścia AL-owców ze Starówki, ale mniejsza z tym), komiks mógłby twórczo rozwinąć temat. Z kolei przebicie się na brzeg, walka z otaczającymi powstańców oddziałami niemieckimi, wreszcie sama przeprawa to świetny materiał na wojenną drugą część komiksu. Mieczysław Wiśniewski, który wyraźnie doskonalił swój rysunek w tym cyklu, z pewnością dałby radę to interesująco oddać.
A może ktoś dzisiaj mógłby to zrobić? Napisać ciekawy scenariusz, spojrzeć z bardziej współczesnej perspektywy, oddać głos różnym stronom? A potem ktoś inny jeszcze by to pięknie zilustrował? Są chętni? Nie wzgardziłbym takim komiksem.