„Płaszcz i szpony” to awanturnicza opowieść przygodowa spod znaku płaszcza i szpa…, to znaczy szponów, która porywa czytelnika od pierwszej strony. Dramaturgiczny przepych, trzymająca w napięciu fabuła, wyraziste osobowości bohaterów, wykwintny język, jakim się posługują oraz piękna oprawa graficzna to podstawowe atuty tej opowieści, które od pierwszych plansz zjednują sympatię czytelnika.
Świat jest teatrem, aktorami ludzie… i zwierzęta
[Alain Ayroles, Jean-Luc Masbou „Płaszcz i szpony #1” - recenzja]
„Płaszcz i szpony” to awanturnicza opowieść przygodowa spod znaku płaszcza i szpa…, to znaczy szponów, która porywa czytelnika od pierwszej strony. Dramaturgiczny przepych, trzymająca w napięciu fabuła, wyraziste osobowości bohaterów, wykwintny język, jakim się posługują oraz piękna oprawa graficzna to podstawowe atuty tej opowieści, które od pierwszych plansz zjednują sympatię czytelnika.
Alain Ayroles, Jean-Luc Masbou
‹Płaszcz i szpony #1›
Opowieść Alaina Ayrolesa i Jeana Luca Masbou zaczyna się teatralnego przedstawienia i do samego końca toczy się w scenicznej atmosferze. Gdy dwaj dzielni kawalerowie, niezrównani szermierze i miłośnicy poezji – Don Lope Villalobos y Sangrin Hidalgo oraz Armand Raynal de Maupertuis – przechadzają się nabrzeżem i rozprawiają o właśnie obejrzanym przedstawieniu odegranym przez grupę wędrownych Cyganów, spotykają zrozpaczonego, starszego mężczyznę. Wierny sługa poinformował go właśnie porwaniu jego syna – przetrzymywanego na tureckiej szebece stojącej na kotwicy w pobliżu portu. Porywacze domagają się sowitego okupu, a jeśli go nie dostaną, mają zamiar zabrać młodzieńca do Algieru i sprzedać jako niewolnika. Wszystko wskazuje na to, że tak się stanie, ponieważ dla ojca najwyraźniej ważniejsze są pieniądze niż życie potomka. Naszym bohaterom nic więcej nie potrzeba. Don Lope i Armand postanawiają dostać się na pokład szebeki i uwolnić porwanego. Na pokładzie czeka ich jednak niespodzianka. Zamiast chłopaka odnajdują bowiem tajemniczą mapę ukrytą w butelce. Gdy nasi bohaterowie próbują ujść z szebeki z życiem, jej dowódca – Janczar Kader – spotyka się z mędrcem, który objaśnia mu znaczenie pisma dołączonego do mapy. Mężczyzna nie ma świadomości, że na pokładzie jego statku właśnie trwa zamieszanie, w wyniku którego straci on dokument wskazujący drogę do… skarbu Wysp Mandarynkowych.
Tak rozpoczyna się wielka epopeja, pełna przygód i niebezpieczeństw podróż, która zaprowadzi naszych bohaterów na nieznane wody i w egzotyczne miejsca. Na swej drodze spotkają występnych oficerów, piękne kobiety, okrutnych korsarzy oraz morskie potwory. Będą poszukiwać skarbów i walczyć o honor urodziwych dam. Zawrą zaskakujące sojusze i poznają niezwykłe osobistości. Śmierć niejednokrotnie zajrzy im w oczy, ale nigdy nie sprzeniewierzą się kodeksowi honorowemu szermierza i nigdy nie wypadną ze swych ról. Alain Ayroles stworzył porywającą opowieść przygodową, pełną doskonale znanych motywów, ale na swój sposób oryginalną i intrygującą. Jest w niej jakaś teatralna przesada i nadmiar, który doskonale się sprawdza i nadaje jej niepowtarzalny charakter. Duża w tym zasługa głównych bohaterów – nie tylko sprawnych szermierzy, ale również miłośników teatru i poezji.
Zresztą te dramaturgiczne nawiązania stanowią istotny wymiar całej historii. Już sama intryga, która dała początek wszystkim przygodom, stanowi nawiązanie do sztuki Moliera, jaką na pierwszych planszach obserwuje jedna z postaci. Sztuka i życie przenikają się na planszach komiksu nieustannie. Pełno tu teatralnych rekwizytów, dramaturgicznego nadmiaru w gestach i słowach bohaterów. Ciekawy jest również zaczerpnięty zapewne z bajek La Fontaine’a pomysł, by obok ludzkich bohaterów pojawiały się postacie zwierzęce. Dość powiedzieć, że dwaj główni bohaterowie to… wilk i lis. I od razu zaznaczmy, że nie są to jedyne zwierzęta, jakie spotkamy na kartach tej historii. W tym kontekście kluczowego znaczenia nabiera sposób mówienia głównych aktorów. Za sprawą świetnego przekładu Wojciecha Birka mamy możliwość obcowania z bardzo poetyckim, nieco archaicznym oraz niezwykle eleganckim i wykwintnym językiem. Dzięki temu zanurzenie się w fantastycznym świecie stanowi kojącą odskocznię od rzeczywistości.
Obrazu całości dopełniają doskonałe rysunki Jean-Luca Masbou. Połączenie konwencji cartoonowej z realistyczną dało świetne rezultaty. Bohaterowie są przedstawieni w bajkowy, przerysowany sposób, dzięki czemu już pierwszy rzut oka na jedno czy drugie oblicze informuje nas, czy mamy do czynienia z szubrawcem, czy zacnym mężem. Tła z kolei przedstawione są z ogromną pieczołowitością i dokładnością. Rysownik lubuje się w dynamicznym kadrowaniu, stosowaniu zakrzywionej perspektywy sprawiającej, że w niektórych sekwencjach bohaterowie wręcz wyskakują z kadrów. Efektowne krajobrazy i piękne okręty cieszą oko i pozwalają poczuć klimat tej przygody. Plansze ogląda się z niekłamaną przyjemnością.
W wydaniu zbiorczym dostajemy od razu pięć pierwszych albumów serii, ale po skończonej lekturze czuje się niedosyt. Chciałoby się bowiem dalej towarzyszyć bohaterom w ich niezwykłej podróży i słuchać poezji płynącej z ich ust. Pełna zaskakujących zwrotów akcji fabuła, wyraziste osobowości bohaterów i piękny język, jakim się posługują, w połączeniu z efektownymi rysunkami i dramaturgicznym przepychem tworzą spójną całość. Podczas lektury można się poczuć jak podczas przedstawienia, z którego nie chciałoby się uronić ani jednej sceny. Co więcej, za sprawą narracyjnej magii to przedstawienie nabiera niezwykłej siły oddziaływania. Główni bohaterowie tej historii żyją na pograniczu świata realnego i teatralnego, co uświadamia nam, że i my przecież występujemy w teatrze życia codziennego. Szkoda tylko, że na tej scenie nikt nie mówi takim językiem jak Don Lope Villalobos y Sangrin Hidalgo oraz Armand Raynal de Maupertuis.