Powoli zbliżający się do końca rok 2020 należał, jeśli chodzi o pojawiające się na polskim rynku komiksowym tłumaczenia, do… nieżyjącego od siedmiu dekad brytyjskiego pisarza George’a Orwella. Wydawnictwo Jaguar najpierw opublikowało rysunkową adaptację „Folwarku zwierzęcego”, a parę tygodni później przygotowało – w tej samej formie – edycję „Roku 1984”. W obu przypadkach autorami są scenarzyści i rysownicy brazylijscy – Bernardi Odyr i Fido Nesti.
Myślozbrodnia Winstona Smitha
[Fido Nesti, George Orwell „Rok 1984” - recenzja]
Powoli zbliżający się do końca rok 2020 należał, jeśli chodzi o pojawiające się na polskim rynku komiksowym tłumaczenia, do… nieżyjącego od siedmiu dekad brytyjskiego pisarza George’a Orwella. Wydawnictwo Jaguar najpierw opublikowało rysunkową adaptację „Folwarku zwierzęcego”, a parę tygodni później przygotowało – w tej samej formie – edycję „Roku 1984”. W obu przypadkach autorami są scenarzyści i rysownicy brazylijscy – Bernardi Odyr i Fido Nesti.
Fido Nesti, George Orwell
‹Rok 1984›
To bezsprzecznie dwa najsłynniejsze utwory prozatorskie George’a Orwella (który naprawdę nazywał się Eric Blair). Oba ukazały się w ostatnich latach jego krótkiego życia, gdy zmagał się już z postępującą gruźlicą. Oba zrodziły się z jego doświadczeń hiszpańskich (brał udział w wojnie domowej, walcząc po stronie republiki w szeregach katalońskich anarchistów) oraz bacznych obserwacji i analiz systemu stalinowskiego w Związku Radzieckim. O ile jednak przeniesiony na język komiksu w 2018 roku przez Bernardiego Odyra (rocznik 1967) „
Folwark zwierzęcy” był pesymistyczną alegorią filozoficzną, ujętą w formę mrocznej bajki, o tyle opowieść o świecie przyszłości – tytułowym 1984 roku – miała charakter dystopii ubranej w kostium fantastycznonaukowy. Tym sposobem Orwell dołączył do grona słynnych literackich wizjonerów, zajmując miejsce między innymi obok Rosjanina Jewgienija Zamiatina („My”, 1920) oraz swoich rodaków Aldousa Huxleya („Nowy wspaniały świat”, 1932) i Herberta George’a Wellsa („Kształt rzeczy przyszłych”, 1933).
Pierwsze wydanie „Roku 1984” ukazało się pod koniec lat 40. ubiegłego wieku, na kilka miesięcy przed śmiercią autora. Na język polski przetłumaczono je dość wcześnie, bo już w 1953 roku, ale wtedy mogło się ukazać jedynie na emigracji (nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu). Większość czytelników nad Wisłą poznała dzieło Orwella dopiero cztery dekady po pierwszej publikacji; wcześniej nie mogło się ono ukazać z powodów cenzorskich – za dużo było w nim prawdy na temat systemu, w jakim na co dzień żyli obywatele PRL. Podjęta przez brytyjskiego pisarza tematyka nie była obca twórcom opowieści rysunkowych; podobne do przedstawionych przez Orwella wątki pojawiły się chociażby w „V jak vendetta” (1982-1989) Alana Moore’a, jak i w alternatywnej wersji historii Supermana autorstwa Marka Millara – „
Czerwony syn” (2003). Ale dopiero Fido Nesti zdecydował się sięgnąć do samego źródła.
Nesti urodził się w São Paulo w 1971 roku (jest więc o cztery lata młodszy od Odyra). Pierwsze ilustracje i komiksy zaczął tworzyć jeszcze jako nastolatek. Popularność w ojczyźnie przyniosła mu rysunkowa adaptacja opowiadającego o wyprawie morskiej Vasco da Gamy do Indii szesnastowiecznego portugalskiego eposu narodowego Luísa Vaza de Camõesa „Luzjady” (2006). Sześć lat później opublikował „Maszynę Goldberga”, a po kolejnych ośmiu – „Rok 1984”. Nesti sam stworzył bardzo wiernie oddający powieść Orwella scenariusz, wszystko zilustrował oraz nałożył kolory – i wyszło mu z tego prawdziwe arcydzieło. Opowieść o świecie tak posępnym w swej beznadziei, że lektura komiksu jest iście dojmującym doświadczeniem. Także dla tych, którzy znali już wcześniej oryginalną wersję tej dystopii, więc – przynajmniej w teorii – wiedzą, czego się spodziewać. W adaptacji Nestiego nadzwyczaj ponure wizje Brytyjczyka zyskały jednak dodatkowy wymiar – wizualny.
Pełna rezygnacji, zmęczona życiem twarz głównego bohatera Winstona Smitha, posępne obrazy ulic Londynu wraz z górującymi nad miastem złowróżbnymi gmaszyskami czterech Ministerstw – Pokoju, Prawdy, Miłości i Obfitości – wszystko to składa się na świat, który przeraża już samym wyglądem. Dawna stolica Anglii po wojnie, która tak naprawdę wcale się nie skończyła (choć któż to wie?), przeistoczyła się w centrum Pasa Startowego Jeden, trzeciej pod względem liczby mieszkańców prowincji Oceanii, totalitarnego supermocarstwa rządzonego przez Wielkiego Brata. Społeczeństwo tego państwa dzieli się na trzy klasy: najmniej licznych, ale za to najbardziej uprzywilejowanych członków Partii Wewnętrznej, którzy sprawują najważniejsze urzędy, szeregowych członków organizacji, zaliczanych do tak zwanej Partii Zewnętrznej, którzy są urzędnikami niskiego szczebla, oraz najliczniejszych proli – robotników, którzy choć stoją w hierarchii społecznej najniżej (na równi ze zwierzętami), to jednak cieszą się największymi swobodami. Są świadomie ogłupiani przez władze, które czerpiąc zyski z ich ciężkiej pracy, nie zabraniają im kochać, uprawiać hazard, bawić się w pubach. Nie odczuwają potrzeb wyższych i nie buntują się, chociaż to oni jedyni stanowią siłę, która mogłaby obalić dyktaturę.
Należący do Partii Zewnętrznej Winston Smith pracuje w Departamencie Archiwów Ministerstwa Prawdy; odpowiada między innymi za to, by przeszłość nie stała w sprzeczności z aktualną wykładnią partyjnej polityki. Jego życie jest ściśle inwigilowane, nikomu nie może ufać, nawet najbliższym sąsiadom. W tym świecie każdy bowiem jest, a przynajmniej powinien być – bez względu na płeć czy wiek – donosicielem. Myślozbrodnia jest tępiona przez Policję Myśli i – ostatecznie – karana śmiercią. A przecież nikt zdrowy na umyśle nie chce trafić do budynku Ministerstwa Miłości, a tym bardziej do osławionego pokoju 101. Smith zdaje się być idealnym trybikiem w totalitarnej machinie; wykonuje swoją pracę z oddaniem, doskonali nowomowę, podporządkowuje się narzuconemu przez państwo rytmowi dnia. A mimo to pewnego razu wkracza na drogę, z której nie ma odwrotu – w dzielnicy proli w sklepie ze starzyzną kupuje notes, w którym, skryty przed śledzącym go w pokoju teleekranem, zaczyna zapisywać swoje przemyślenia.
To jedna z najpoważniejszych myślozbrodni, bezwzględnie tropiona i tępiona, nierzadko karana ewaporacją (egzekucją połączoną z wymazaniem z historii). Wkrótce Smith dorzuca do niej kolejną – zaczyna potajemnie spotykać się z młodszą od siebie o kilkanaście lat Julią, pracownicą innego działu Ministerstwa Prawdy. Dziewczyna, na którą już wcześniej zwrócił uwagę, wyznaje mu miłość, a kochać przecież mogą tylko prole. Jest jeszcze jeden człowiek, który przykuwa uwagę Winstona – to O’Brien, ustosunkowany członek Partii Wewnętrznej, podejrzewany przez Smitha o nieprawomyślność. Winston nie donosi jednak na niego, przeciwnie – gdy ten zaprasza go do swego mieszkania, przybywa tam razem z Julią i daje się wciągnąć w antypaństwowy spisek, któremu przewodzi podziemna organizacja o nazwie Braterstwo. Tym samy skromny urzędnik przekracza kolejną granicę. Pytanie, co czeka go dalej? Czy Smith wierzy w ostateczny sukces zawiązywanego z mozołem buntu, a może jego zaangażowanie jest po prostu przejawem skrajnej rezygnacji, formą rytualnego samobójstwa?
Analizując reguły rządzące Oceanią, nie jest trudno odnaleźć ich pierwowzory – wystarczy wgryźć się w funkcjonowanie systemu stalinowskiego, by odgadnąć, kto kryje się za postacią Wielkiego Brata, na kim wzorowany był Emmanuel Goldstein, jaka organizacja posłużyła Orwellowi za wzorzec Policji Myśli. I tak dalej, i tak dalej. „Rok 1984” – czy to w wersji powieściowej, filmowej (vide najlepsza ekranizacja zrealizowana przez Michaela Radforda) czy komiksowej – jest tak samo przerażający, odrażający, jak i… aktualny. Świat wykreowany przez Orwella ziścił się przecież w połowie lat 70. ubiegłego wieku w komunistycznej
Kambodży, do końca następnej dekady przetrwał w
Albanii, wciąż ma się dobrze w Korei Północnej. I zapewne nie brakuje dzisiaj także innych polityków owładniętych taką manią władzy, że chętnie, zdobywszy ją, wprowadziliby zasady podobne do tych, jakie panowały w Oceanii.
Od strony wizualnej komiks Nestiego jest utrzymany w równie ponurych barwach (tym razem także w sensie dosłownym, nie tylko metaforycznym), jak powieść Orwella. Inaczej zresztą być nie mogło. Chcąc zachować wierność pierwowzorowi literackiemu, Brazylijczyk nie mógł pozwolić sobie na żadne kolorystyczne ekstrawagancje. Dominują więc czerń i różne odcienie szarości; jedyną przebijającą się wyrazistą barwą jest czerwień, ale wiadomo, jaka jest jej symbolika i czemu miało służyć jej zastosowanie. Rysunki, pomijając fakt, że mamy do czynienia z – patrząc z perspektywy Orwella – wizją przyszłości, są bardzo realistyczne, a miejscami wręcz naturalistyczne (vide sekwencje rozgrywające się w pokoju 101). Widać, że Nesti dogłębnie przeanalizował powieść (o filmie Radforda nie zapominając) i użył całego swego talentu, by jak najdosłowniej i jak najdoskonalej odwzorować powieściową Oceanię, a nade wszystko Londyn, włącznie z jego mrocznymi ulicami w dzielnicy proli oraz złowieszczymi wnętrzami Ministerstw Prawdy i Pokoju.