Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Grzegorz Rosiński
‹Od Walii do Brazylii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOd Walii do Brazylii
Data wydania1975
RysunkiGrzegorz Rosiński
Wydawca Sport i Turystyka
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Ten Polak to wspaniały zawodnik!
[Grzegorz Rosiński „Od Walii do Brazylii” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Od Walii do Brazylii”, komiks, którym Grzegorz Rosiński zbytnio się nie chwali, to taki Youtube dla kibiców lat 70. – sposób na przypomnienie sobie dni chwały polskiego futbolu, nawet jeśli od strony artystycznej pozostawiający dużo do życzenia.

Konrad Wągrowski

Ten Polak to wspaniały zawodnik!
[Grzegorz Rosiński „Od Walii do Brazylii” - recenzja]

„Od Walii do Brazylii”, komiks, którym Grzegorz Rosiński zbytnio się nie chwali, to taki Youtube dla kibiców lat 70. – sposób na przypomnienie sobie dni chwały polskiego futbolu, nawet jeśli od strony artystycznej pozostawiający dużo do życzenia.

Grzegorz Rosiński
‹Od Walii do Brazylii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOd Walii do Brazylii
Data wydania1975
RysunkiGrzegorz Rosiński
Wydawca Sport i Turystyka
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
O tym, że sport był ważny w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Gdy państwo ma dużą potrzebę, by chwalić się swoimi sukcesami, a nie ma podstaw, by szczycić się osiągnięciami gospodarczymi, a te kulturalne nie zawsze idą zgodnie z oficjalną linią ideologiczną, sięga po sport. Tak to nierzadko wygląda współcześnie w różnych autorytarnych reżimach, które bardzo chcą dać obywatelom powód do dumy, i tak to właśnie wyglądało dawniej w krajach demokracji ludowej, w których popularyzacja sportu osiągała czasem kuriozalny poziom. Ale przecież naród tego chciał, tego oczekiwał, celebrowanie zwycięstw naszych sportowców było jakimś promyczkiem radości w szarej rzeczywistości. W tym zakresie można więc rzec, że działania władz i pragnienie ludu szły ze sobą ręka w rękę.
Fakt, że owe sukcesy sportowe były całkiem rzeczywiste, z pewnością ułatwiał sprawę. W latach 60. i 70. Polska stała się prawdziwą potęgą na Igrzyskach Olimpijskich, kilkukrotnie lądując w pierwszej dziesiątce klasyfikacji medalowej. Lekkoatletyka, boks, podnoszenie ciężarów, szermierka, strzelectwo, kolarstwo dostarczały wciąż nowych osiągnięć rodzimych sportowców. A w latach 70. wybuchła sukcesami dyscyplina najpopularniejsza – piłka nożna. Najpierw sukcesy zespołów klubowych (Legii i Górnika), potem osiągnięcia reprezentacji narodowej na Olimpiadzie i mistrzostwach świata rozpalały emocje całego narodu. A propaganda miała ów ogień podsycać. Wiemy już, że i polski komiks był owej propagandy narzędziem, nie mogło więc zabraknąć dokumentowania sukcesów polskiego sportu i w takiej formie. Właściwie należy się dziwić, że były to próby tak nieliczne.
Zaczęło się, co nikogo nie powinno dziwić, od piłki nożnej. W 1973 roku Polska sensacyjnie wyeliminowała Anglię w eliminacjach do mistrzostw świata w Republice Federalnej Niemiec, by w finałowym turnieju zająć nieprawdopodobne trzecie miejsce. Tymi sukcesami żyła cała Polska, w trakcie meczów pustoszały ulice. Po mistrzostwach nie zabrakło wspominkowych programów telewizyjnych, pojawiły się też książki, nakręcono nawet okolicznościowy odcinek „Bolka i Lolka”, w którym chłopcy doprowadzają prawie do załamania trenerów Górskiego i Gmocha, by w decydującym meczu strzelić dwie zwycięskie bramki. Stosunkowo szybko pojawił się też komiks. Już w 1975 roku do księgarń i kiosków trafił zeszyt o wszystko mówiącym (choć mało wyszukanym) tytule „Od Walii do Brazylii” dokumentujący drogę polskiej reprezentacji do trzeciego miejsca na świecie: od eliminacji, poprzez sparingi, aż do turnieju finałowego.
Komiks narysował nie kto inny jak sam Grzegorz Rosiński, który w tym czasie miał już w swoim dorobku jedenaście albumów o kapitanie Żbiku oraz po jednym w cyklach „Pilot śmigłowca” i „Legendarna historia Polski” – był więc komiksowym rysownikiem, jak na polskie warunki, bardzo doświadczonym. A jako że wówczas współpracował z wydawnictwem „Sport i Turystyka” (o dziwo, wydającym również milicyjne „Żbiki”), był naturalnym kandydatem do tej roli – mimo tego, że jak sam twierdzi, pasjonatem piłki nożnej z pewnością nie był. Kto zaś był scenarzystą? Jak zwykle w tamtych czasach jest to informacja niedostępna w albumie. Rąbka tajemnicy ujawnia sam Rosiński, w wywiadzie jakiego udzielił Wojciechowi Orlińskiemu dla Gazety Wyborczej w 2004 roku. Mówi tam: „(…) scenariusz pisał redaktor naczelny katowickiego „Sportu”, a więc osoba jak najbardziej kompetentna.(…)”1).
Nie da się ukryć, że „Od Walii do Brazylii” jest bardzo odległe od szczytowych osiągnięć Grzegorza Rosińskiego. I nie mówię tu nawet w odniesieniu do „Thorgali” i „Yansów”, ale i porównując do wcześniejszych „Żbików” widać spadek formy. Sam rysownik niezbyt wylewnie opowiada o tym komiksie w różnych wspomnieniowych wywiadach. Cóż, jak wspomniałem już wcześniej, Rosiński niespecjalnie interesował się piłką nożną, w cytowanym wywiadzie mówi też: „Za ten komiks piłkarski wiele razy mnie krytykowano, podobno tam były jakieś przeinaczenia. (…) Ja się nie znam na sporcie, nigdy w życiu nie byłem na meczu piłkarskim… to znaczy tylko raz, ale jako grafik, nie kibic.”2). Formuła, w której zdecydowana większość rysunków przedstawia sceny z futbolowych spotkań na pewno nie była dla Rosińskiego zbyt atrakcyjna, po prostu narysował to, czego od niego się oczekiwało, nie próbując wznosić się na wyżyny swych graficznych umiejętności. Piłkarskie sceny są raczej monotonne, twarze, mimo tego, że przypominające oblicza znanych polskich piłkarzy, rysowane niedbale, czasem nawet karykaturalnie. Jedyne za co można pochwalić rysownika, to udane ukazanie dynamiki niektórych scen – coś z czym niewątpliwie niejeden współczesny Rosińskiemu grafik mógłby mieć problemy.
Jeśli jednak rysunek nie był atutem „Od Walii do Brazylii”, to co możemy powiedzieć o scenariuszu? Jak wspomnieliśmy, jego autorem był dziennikarz sportowy, i to niestety widać w treści. Komiks jest napisany w wyjątkowo toporny sposób, niby właśnie relacja z wydarzeń sportowych, a nie dzieło mające jakieś ambicje do bycia obiektem literackim. Czytając komiks po prostu przechodzimy od meczu do meczu – od rozpoczynającego eliminacje spotkania z Walią z 28 marca 1973 (0:2), poprzez mecz z Anglią, rewanż z Walią, słynny mecz na Wembley, spotkania turniejowe na niemieckich mistrzostwach z Argentyną, Haiti, Włochami, Szwecją, Jugosławią, RFN, po wieńczący dzieło zwycięski mecz o trzecie miejsce z Brazylią. Wrażenie robi fakt, że scenarzysta nie odpuszcza nawet sparingowych meczy towarzyskich, ramkę lub dwie poświęcając prawie każdemu z nich. Każda bramka z ważnych meczów musi zostać narysowana! Sceny pozaboiskowe są nieliczne, najczęściej pokazujące jakieś wypowiedzi trenerów dla mediów lub zamyśloną poczciwą twarz Kazimierza Górskiego. Wszystko to może będzie zjadliwe dla fanatyków futbolu, ale dla zwykłego czytelnika komiksowego taka monotonia musi być męcząca.
Dziennikarskie podejście do fabuły nie jest jednak największym mankamentem „Od Walii do Brazylii” – na to miano zasługuje jednak przede wszystkim „patriotyczne” zadęcie autora. Polscy piłkarze są wspaniali, szlachetni, uczciwi i koleżeńscy, ich rywale natomiast paskudni, wredni, kłamliwi, szukający sposobów by oszukać, sfaulować, zwyciężyć przez niegodny sportowca czyn. W sukurs idą im kapitalistyczne media, oczerniające naszych, pewne przewagi swoich futbolistów. Na szczęście wspaniała gra naszych piłkarzy sprowadza rywali na ziemię. Zawodnicy z uznaniem komentują wielkość Polaków, obce media nie mogą wyjść z szoku. A wszystko to pisane jest napuszonym językiem, nijak nie przypominającym mowy potocznej, o rozmowach piłkarzy na boisku nawet nie wspominając.
Celnie te wszystkie patriotyczne wzmożenia punktuje słynny poeta i krytyk Stanisław Barańczak, który „Od Walii do Brazylii” poświęcił jeden ze swoich esejów, zatytułowany „Nie będzie Neeskens pluł nam w twarz”, opublikowany później w głośnych „Książkach najgorszych”. Oddajmy mu na chwilę głos.
Wszyscy przecież wiemy, że nasi chłopcy – aż wstyd powtarzać takie oczywistości – są najlepsi, najszlachetniejsi i najpiękniejsi, natomiast ich przeciwnicy bezustannie ich faulują, sędziowie (przepłacani w twardej walucie) krzywdzą decyzjami, prasa zagraniczna opluwa, nawet jak deszcz spadnie, to naszym przeszkadza bardziej niż przeciwnikom. (…) Komiks Grzegorza Rosińskiego (niestety autor tekstów skromnie przemilczał swoje nazwisko) pokazuje, jak jest naprawdę z tym futbolem. Nasi zawodnicy są tu przystojni zupełnie jak w życiu, a poza tym jacy inteligentni: nawet w trakcie najzaciętszej gry przerzucają się dialogami w eleganckim stylu sprawozdawcy Jana Ciszewskiego („A jednak utarliśmy nosa tym pyszałkowatym Anglikom!”, „Teraz już nikt nie odbierze nam zwycięstwa”, „Postawiłeś, Jasiu, kropkę nad i!”). Przeciwnicy mają natomiast brzydkie twarze, wykrzywione grymasami i pełne zwierzęcej brutalności, a jeden Haitańczyk to dosłownie tak patrzy na Żmudę, jakby chciał go zabić i zjeść. (…) Przeciwnicy to takie chamidła, że przeważnie nie umieją się zachować (…), czasem jednak nawet im wydziera się okrzyk zachwytu na widok zagrań naszych chłopców. Jeden Holender dyszy do drugiego: „Ten Polak to wspaniały zawodnik”. Tamten przytakuje: „A jaką bramkę nam strzelił!”. (…) Takie momenty rodzą w nas wiarę w humanistyczny sens sportu, dzięki któremu nawet takie bydlę jak piłkarz przeciwnej drużyny potrafi się uczłowieczyć na tyle, aby dostrzec, że nasi chłopcy to po prostu nadludzie.
Paradoksalnie, wszystkie te wady, które mogły być w latach 70. istotne dla opozycyjnego krytyka, niekoniecznie raziły ówczesnych czytelników. Co tam monotonny scenariusz, co tam solidna dawka PRL-owskiej propagandy! Do tego wszyscy byli przyzwyczajeni. Ważne, że do ręki dostają komiks, towar reglamentowany, i że dzięki niemu mogą, jak to śpiewała Maryla Rodowicz na ceremonii inauguracji mistrzostw 1974, „przeżyć to jeszcze raz”, powrócić do pięknych dni chwały naszej drużyny, przypomnieć sobie bramki i wyniki. Pamiętajcie, to lata 70., nie było wtedy youtube’a, nie było kanałów sportowych w kółko powtarzających te same mecze, puszczających skróty, podsumowania i rozmowy ekspertów. Owszem, czasem telewizja pokazała jakąś powtórkę, czasem wiadomości sportowe przypomniały jakiegoś ważnego gola, ale nic nie było na żądanie. Wszystko pozostawało w pamięci kibiców, a komiks, przy wszystkich swych niedoskonałościach, pomagał im sobie wspominać dni chwały polskiego futbolu.
Co ciekawe, ów brak dostępu do archiwów wpływa też na rysunki Rosińskiego. O ile twarze polskich piłkarzy, rysowane najczęściej zapewne ze zdjęć, oddaje dość wiarygodnie (przynajmniej można zwykle rozpoznać, kto jest kim), o tyle już same bramki i akcje, te istotne, to już często jest twórczość dosyć dowolna. Zapewne scenarzysta przekazał grafikowi jakieś wskazówki, jak padały bramki, ale śledzenie tego, jak to zwizualizował Rosiński, to już dodatkowa zabawa dla czytającego komiks fana piłki nożnej. Oczywiście, przeważnie mamy tu do czynienia z jakimś dość schematycznym obrazkiem, zawodnik kopie piłkę, piłka trzepocze w siatce, ale niestety niektóre gole rysownik szkicuje dosyć szczegółowo – i tu widać, że ani Rosiński tego nie pamięta, ani scenarzysta nie umiał mu opowiedzieć, ani nikt nie miał gdzie tego obejrzeć. Gol Deyny w finale Igrzysk Olimpijskich to jakaś bomba rozrywająca siatkę (w rzeczywistości w gruncie rzeczy pomocnik wtoczył piłkę do bramki). Rzut wolny Gadochy w pierwszym meczu z Anglią to była centra z boku boiska, która do siatki wpadła dosyć przypadkowo (niektórzy uważają, że tor piłki zmienił Banaś), tymczasem Rosiński, zapewne dostając w skrypcie „bramka z rzutu wolnego” rysuje piękny strzał nad murem. Nawet najsłynniejsza w historii polskiego futbolu bramka Domarskiego na Wembley narysowana jest źle – Lato w rzeczywistości szedł lewym skrzydłem, mając Gadochę w środku i Domarskiego nadbiegającego z tyłu, tymczasem na rysunku Lato biegnie środkiem boiska, mając Gadochę po lewej i Domarskiego po prawej. Takich sytuacji jest oczywiście dużo więcej, choć, jak wspomniałem, tego rodzaju problemy mogą irytować raczej zagorzałych fanów futbolu.
Jak się odbiera „Od Walii do Brazylii” dzisiaj? Cóż, oczywiście z wyrozumiałością, wybaczając braki graficzne i absurdy scenariuszowe. Jest to przecież swego czasu zapis swoich czasów – z jednej strony kronika futbolowego sukcesu, z drugiej strony zapis tego, jak ów sukces postrzegany i przedstawiany był w PRL-u (odnotujmy obowiązkową dekorację piłkarzy u przewodniczącego Rady Państwa na ostatnim kadrze3)). Z pewnością wielu obecnych pięćdziesięciolatków wspomina ten komiks z nostalgią, nawet jeśli jego rysownik niespecjalnie chce o nim pamiętać.
koniec
7 lutego 2021
1) „Thorgal to ja. Rozmowa z Grzegorzem Rosińskim” (Duży Format, 17.05.2004, https://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,2071959.html)
2) Tamże.
3) Na którym, ciekawostka, Rosiński narysował samego siebie, jako fotoreportera.

Komentarze

07 II 2021   16:16:04

Muszę przyznać, że przez znakomitą większość mojego "komiksowego"życia nie miałem świadomości o istnieniu tego zeszytu. Gdzieś, w którymś wywiadzie Rosiński wspominał o nim, ale jakoś nie kojarzyłem tego z konkretnym tytułem, konkretną okładką.

15 XII 2022   22:40:19

Fajnie napisane, w pełni się zgadzam, miałem jako dziecko ten komiks. Jako miłośnik piłki i sukcesów naszej drużyny, często do niego zaglądałem, właśnie dlatego że nie było Youtube'a. Propaganda mnie mniej raziła w tamtym czasie, liczył się sukces, niebywały wynik sportowy, którym żyliśmy jako dzieciaki. Zdarłem komiks do szczętu. Jako dorosły kupiłem sobie trochę mniej zdarty na allegro, już nie zaglądam, ale sentyment zostanie na zawsze.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

20 IV 2024

Powieść „Podróż do wnętrza Ziemi” Juliusza Verne′a została opublikowana w 1864 roku i choć nawet wówczas zaprezentowane w niej teorie miały w sobie o wiele więcej z fantastyki niż nauki, to do dziś zachwyca kolejne pokolenia czytelników. Dla tych, którzy wolą rysunki od żywego tekstu, Egmont przygotował jej wierną adaptację komiksową.

więcej »

Zamknięcie etapu
Andrzej Goryl

19 IV 2024

Dziesiąty tom „Ms Marvel” jest jednocześnie ostatnim pisanym przez G. Willow Wilson – autorkę, która zapoczątkowała tę serię i stworzyła postać Kamali Khan. Scenarzystka prowadziła tę postać przez ponad pięćdziesiąt zeszytów, a jej cykl przez cały ten czas utrzymywał równy, wysoki poziom (z drobnymi potknięciami, nie rzutującymi na ogólną jakość). Jak wypadło zakończenie tej serii?

więcej »

Małe sprzeczki w nowej rodzinie
Maciej Jasiński

18 IV 2024

Pierwsze dwa tomy serii „Pan Borsuk i pani Lisica” były naprawdę interesującymi komiksami przedstawiającymi wspólne życie dwóch zupełnie obcych kulturowo rodzin. Pan Borsuk wychowujący samotnie trójkę dzieci oraz pani Lisica, która wraz z córką musiała uciekać przed myśliwymi – zamieszkali razem w norce, tworząc z czasem jedno gospodarstwo domowe. W kolejnych albumach czytelnicy będą mieli okazję lepiej poznać bohaterów.

więcej »

Polecamy

Batman zdemitologizowany

Niekoniecznie jasno pisane:

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch

Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Hrabia Monte Skarbek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Krótko o komiksach: Opowieść kompletna
— Marcin Osuch

Klasycznie i od nowa
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Legendarna Historia Polski: Umarł król, niech żyje król!
— Marcin Osuch

Legendarna Historia Polski: Gryzonie zemsty
— Marcin Osuch

Legendarna Historia Polski: Zanim pojawił się wiedźmin
— Marcin Osuch

Prosta historia
— Marcin Knyszyński

Hrabia Mieszko Skarbek
— Paweł Ciołkiewicz

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.