Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego komiksu
Didier Tarquin, Lyse Tarquin
‹OKP Dolores #3: Czerwony kryształ›
Didier i Tyse Tarquinowie do swojej opowieści wrzucali w poprzednich tomach dużo wątków i elementów, ale niewiele z nich rozwijali szerzej. Z pewnością robili to świadomie, niemniej jednak skutek jest taki, że pozostał im tylko jeden tom na rozplątanie tego wszystkiego. Przypomnijmy sobie pokrótce ich dotychczasowe dokonania. Główną bohaterką uczynili Mony, futurystyczną zakonnicę dosyć specyficznego zgromadzenia, która musiała opuścić klasztor po osiągnięciu dojrzałości. Wyglądem przypominając bardziej Julię Roberts z „Pretty Woman” niż zakonnicę, wyrusza w niebezpieczne zakątki miasta, chyba tylko po to, aby od razu wpaść w kłopoty. Z kłopotów ratuje ją niejaki Kash, taki klasyczny outsider w filmach grany często przez, chociażby Bruce’a Willisa. Okazuje się, że Mony jest córką generała McMonroe’a, najsłynniejszego pirata we Wszechświecie. Jako że pojawia się pirat, to musi się pojawić i jego skarb, więc nasza dwójka rusza na poszukiwania. Tym przedmiotem pożądania jest tytułowy czerwony kryształ, minerał o magicznej mocy nazywany też „Mieczem Tassiliego”.
Na początku „Czerwonego Kryształu” poznajemy kilka faktów z życiorysu samego McMonroe’a, co odrobinę wyjaśnia niedopowiedzenia z poprzednich dwóch tomów. Zgodnie z moimi obawami, wyjaśnienia te sprawiają robionych nieco na siłę, jakby dwójce scenarzystów zabrakło odrobiny finezji. Niewiele lepiej jest dalej, gdy przechodzimy już do głównego wątku z udziałem Mony i Kasha. Teoretycznie wszystko jest tak, jak być powinno, jak wymaga tego wielki finał. Ale coś trochę poszło nie tak. Tarquinowie wprowadzili tutaj za dużo elementów i za dużo przypadków. W jednym miejscu spotykają się praktycznie wszystkie wątki z wcześniejszych tomów i ciężko jest to ogarnąć. A już sposób załatwienia głównego złego (mam nadzieję, że nie uznacie tego za spojler) jest tak nachalny, że woła o pomstę do nieba. Historia miała potencjał i można to było staranniej poprowadzić. Zresztą, może będzie jeszcze okazja, bo końcówka „Czerwonego kryształu” daje nadzieję na nowe otwarcie. O tyle warto, że komiks wizualnie jest bardzo atrakcyjny i należałoby to wykorzystać.