Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch
‹Hellblazer #7›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHellblazer #7
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2021
RysunkiRick Veitch, John Ridgway
PrzekładJacek Żuławnik
Wydawca Egmont
CyklHellblazer
ISBN9788328149311
Format424s. 170x260mm
Cena119,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Niemiłe złego początki
[Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch „Hellblazer #7” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Brian Azzarello, Garth Ennis, Warren Ellis – wkład tych panów w „Hellblazera” już znamy. Egmont wydał jak do tej pory sześć zbiorczych tomów tej serii – wybór zeszytów jest niechronologiczny, ale i nieprzypadkowy. To „runy” tych trzech twórców uznawane są za najlepsze. A skoro komiks przyjął się dobrze na polskim rynku, przyszła pora na kolejne tomy – następnym autorem jakiego poznamy będzie James Delano. Cofamy się w czasie do samego początku, do stycznia 1988 roku, kiedy to wyszedł pierwszy zeszyt „Hellblazera”.

Marcin Knyszyński

Niemiłe złego początki
[Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch „Hellblazer #7” - recenzja]

Brian Azzarello, Garth Ennis, Warren Ellis – wkład tych panów w „Hellblazera” już znamy. Egmont wydał jak do tej pory sześć zbiorczych tomów tej serii – wybór zeszytów jest niechronologiczny, ale i nieprzypadkowy. To „runy” tych trzech twórców uznawane są za najlepsze. A skoro komiks przyjął się dobrze na polskim rynku, przyszła pora na kolejne tomy – następnym autorem jakiego poznamy będzie James Delano. Cofamy się w czasie do samego początku, do stycznia 1988 roku, kiedy to wyszedł pierwszy zeszyt „Hellblazera”.

Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch
‹Hellblazer #7›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHellblazer #7
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2021
RysunkiRick Veitch, John Ridgway
PrzekładJacek Żuławnik
Wydawca Egmont
CyklHellblazer
ISBN9788328149311
Format424s. 170x260mm
Cena119,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Postać Johna Constantine’a pojawiła się po raz pierwszy w trzydziestym siódmym odcinku „Sagi o potworze z bagien” Alana Moore’a. Był czerwiec 1985 roku i nikt nie zakładał wtedy, że postać okultystycznego detektywa, ulicznego maga, nałogowego palacza i cwaniaczka w prochowcu dorobi się kiedyś własnej serii. A jednak – słynna redaktorka Detective Comics, Karen Berger, zleciła w dwa lata później utworzenie „Hellraisera”, nowego komiksu, do którego scenariusz napisać miał James Delano a narysować John Ridgway, czyli kolejni reprezentanci komiksowej „brytyjskiej inwazji na USA”. Jamesa Delano zaproponował Berger sam Alan Moore, wieloletni przyjaciel przyszłego scenarzysty komiksu. Na cztery miesiące przed premierą pierwszego odcinka zmieniono nazwę serii na „Hellblazer” – we wrześniu 1987 roku wszedł bowiem do kin „Hellraiser” na podstawie powieści Clive’a Barkera. Szkoda – pierwotny tytuł pasowałby idealnie.
Bo przecież John Constantine to właśnie „hellraiser” – gość nie stroniący od kieliszka, potrafiący zachowywać się naprawdę skandalicznie i stwarzać zagrożenie dla otoczenia. Ma wyjątkową zdolność do zrażania do siebie wszystkich, z którymi wejdzie w bliższą relację. Takiego typa poznajemy u Jamesa Delano – jakże inny jest to bohater niż ten elegancki facet z „Sagi o potworze z bagien” Alana Moore’a. Charakter całej opowieści Delano definiuje najlepiej jedno ze zdań jakie wypowiada John na samym początku pierwszego odcinka: „Samochody prawie się nie przesuwają, a tylne siedzenie taryfy trąci wczorajszym pawiem”. Londyn, Nowy Jork i wszystkie inne miejsca, które odwiedza John po prostu śmierdzą – zepsuciem, ludzką krzywdą i złem. On sam jest bardzo niejednoznaczną, wielowymiarową postacią, która ukrywa całkiem sporo przed czytelnikami. Ciągnie się za nim traumatyczne „wspomnienie z Newcastle”, o którym dowiadujemy się stopniowo coraz więcej i które chyba zdefiniowało osobowość Johna w największym stopniu. John Constantine właśnie za sprawą Jamesa Delano, stał się mocno doświadczonym przez życie i psychicznie poharatanym człowiekiem. Kolejni twórcy kontynuowali tę wizję zmieniając to i owo, ale bez wielkich rewolucji.
Pierwsze dziewięć odcinków „Hellblazera” to „Grzechy pierworodne” – początkowo luźne i niepowiązane odcinki łączą się stopniowo w jeden wątek fabularny. John stawia czoła afrykańskiemu bóstwu głodu, które postanowiło pobuszować w naszym zachodnim, cywilizowanym świecie; odkrywa spisek demonicznej finansjery z najgłębszych czeluści piekielnych i ratuje swoją siostrzenicę z łap zwyrodnialca, aby na końcu stać się (niemal) pionkiem w grze dwóch wielkich nadnaturalnych sił – niebiańskiej „Krucjaty zmartwychwstania” i piekielnej „Armii potępienia” dowodzonej przez Nergala, jednego z najważniejszych demonów z jakimi miał styczność John Constantine. Cały ten wątek zaczyna potem przeplatać się z fabułą wydawanej równolegle „Sagi o potworze z bagien”, którą po Alanie Moore przejął Rick Veitch. Wiąże się z tym zabawna historia – Veitch nie śledził za bardzo tego, co dzieje się w innych tytułach Detective Comics i nie wiedział nawet, że John Constantine dorobił się własnej serii. Pomyślał po prostu, że wróci do charakterystycznej postaci w prochowcu, którą wymyślił Alan Moore i znowu jej użyje w „Sadze…”. Gdy się okazało, że nie będzie to takie proste, Delano i Veitch musieli szybko uzgodnić swoje wersje i zrobić spójną opowieść tak, aby obie serie były sensownie poprowadzone. Po tym przypadkowym i nagłym „crossoverze” scenarzysta wrócił do rozgrywki z Nergalem i opowiedział w końcu, co wydarzyło się w Newcastle. Czteroczęściowe „Zło, które znamy” zamyka pierwszy zbiorczy tom „Hellblazera” Jamesa Delano i zapowiada kolejne, emocjonujące przygody – zostało jeszcze dwadzieścia pięć odcinków do „Ery Gartha Ennisa”, więc dwa grube tomy Delano prawdopodobnie przed nami. Początki przygód Constantine’a są zatem dość niemiłe, ale nikt chyba nie przypuszczał, że będą inne.
Angielski scenarzysta nigdy nie krył swoich politycznych sympatii. Był zagorzałym przeciwnikiem reform Margaret Thatcher i brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Gdy pisał pierwsze odcinki „Hellblazera” Torysi wygrywali właśnie kolejne wybory parlamentarne i obejmowali władzę na trzecią (ostatnią, ale tego nikt wtedy nie przeczuwał) kadencję. Wątki społeczne, polityczne i wyraźna manifestacja poglądów autora jest widoczna w „Hellblazerze” tak, jak nigdy potem. Run Delano jest przez to nieco hermetyczny, ukierunkowany mocno na odbiorcę „z tamtych czasów” i nawiązujący do konkretnych wydarzeń. Autor, rozeźlony anarchista-lewicowiec, widzi jak Wielka Brytania skręca coraz mocniej w prawo i nie pozostaje obojętny. Krytykuje konsumpcjonizm, gonitwę za pieniądzem (londyńscy japiszoni to przede wszystkim demony lub ich pomiot), pisze o pogłębiających się nierównościach społecznych, biedzie, oszukańczych ruchach religijnych i kaznodziejach bezwstydnie drenujących portfele naiwnych wiernych, dostaje się też amerykańskiemu militaryzmowi i neonazistowskim bandom chuliganów-skinheadów wypatrującym wszędzie „żydków, czarnych, ciapatych i homosiów”.
„Hellblazer” jest zatem komiksem „swoich czasów” – choć nie tylko z powodu poruszanej tematyki. To typowy reprezentant starej szkoły komiksowej narracji, gdzie ilość tekstu przytłacza i rozlewa się często na obszar większy niż ten, który zajmują same rysunki. Całość trąci myszką również od strony graficznej. John Ridgway był zwykłym wyrobnikiem gwarantującym ilość, ale nie jakość. Co tu dużo pisać – słabo to jest narysowane, niedbale, bez żadnej konsekwencji, jeśli chodzi o tak podstawowe rzeczy jak chociażby rysy twarzy bohatera (Johna identyfikujemy po czuprynie i ubiorze – gdyby nie to nie rozpoznalibyśmy go za żadne skarby). Ale mimo tych wszystkich niezaprzeczalnych wad, mamy do czynienia z klasyką komiksową, którą szkoda byłoby pominąć. Osobom nie zaznajomionym z „typowym amerykańskim komiksem lat osiemdziesiątych” może być trudno – ale dla doświadczonych wyjadaczy to jest jednak rarytas. Chcę więcej.
koniec
8 lipca 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Dyskretny urok showbiznesu
Paweł Ciołkiewicz

24 IV 2024

Nestor Burma to prywatny detektyw, który ma skłonność, naturalną chyba u prywatnych detektywów, do wpadania w tarapaty. Po „Mgle na moście Tolbiac”, „Ulicy Dworcowej 120” oraz „Awanturze na Nation” dostajemy kolejny album z jego przygodami. „Chciałeś mnie widzieć martwą?” to opowieść o intrydze rozgrywającej się w świecie musicali.

więcej »

Przygody małych króliczków
Maciej Jasiński

23 IV 2024

„Opowieści z Bukowego Lasu” to kolejna już seria dla dzieci, którą od roku 2021 publikuje wydawnictwo Egmont. Tym razem mamy do czynienia z cyklem przeznaczonym dla najmłodszych czytelników, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w świecie komiksu.

więcej »

Impreza się rozkręca
Dagmara Trembicka-Brzozowska

22 IV 2024

Seria duetu Carbone & Gijé fabularnie rozwija się w bardzo ciekawym kierunku - widać to dosłownie z tomu na tom. Autorzy najwyraźniej mają zamiar stworzyć rozbudowaną opowieść fantastyczną z całkiem rozległym światem przedstawionym.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Moore na wesoło
— Marcin Knyszyński

Groza wychodzi z bagna
— Andrzej Goryl

Ja cię kocham, a ty… nie żyjesz
— Paweł Ciołkiewicz

W bagnie
— Paweł Ciołkiewicz

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Bez emocji
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.