Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXVI

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

  • Baltimore #1
    Mike Mignola, Christopher Golden; Ben Stenbeck
  • JLA. Wieża Babel
    Mark Waid, D. Curtis Johnson, Devin Grayson; Howard Porter, Arnie Jorgensen, Mark Pajarillo, Steve Scott, Pablo Raimondi
więcej »

Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch
‹Hellblazer #7›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHellblazer #7
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2021
RysunkiRick Veitch, John Ridgway
PrzekładJacek Żuławnik
Wydawca Egmont
CyklHellblazer
ISBN9788328149311
Format424s. 170x260mm
Cena119,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Niemiłe złego początki
[Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch „Hellblazer #7” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Brian Azzarello, Garth Ennis, Warren Ellis – wkład tych panów w „Hellblazera” już znamy. Egmont wydał jak do tej pory sześć zbiorczych tomów tej serii – wybór zeszytów jest niechronologiczny, ale i nieprzypadkowy. To „runy” tych trzech twórców uznawane są za najlepsze. A skoro komiks przyjął się dobrze na polskim rynku, przyszła pora na kolejne tomy – następnym autorem jakiego poznamy będzie James Delano. Cofamy się w czasie do samego początku, do stycznia 1988 roku, kiedy to wyszedł pierwszy zeszyt „Hellblazera”.

Marcin Knyszyński

Niemiłe złego początki
[Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch „Hellblazer #7” - recenzja]

Brian Azzarello, Garth Ennis, Warren Ellis – wkład tych panów w „Hellblazera” już znamy. Egmont wydał jak do tej pory sześć zbiorczych tomów tej serii – wybór zeszytów jest niechronologiczny, ale i nieprzypadkowy. To „runy” tych trzech twórców uznawane są za najlepsze. A skoro komiks przyjął się dobrze na polskim rynku, przyszła pora na kolejne tomy – następnym autorem jakiego poznamy będzie James Delano. Cofamy się w czasie do samego początku, do stycznia 1988 roku, kiedy to wyszedł pierwszy zeszyt „Hellblazera”.

Jamie Delano, John Ridgway, Rick Veitch
‹Hellblazer #7›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHellblazer #7
Scenariusz
Data wydaniaczerwiec 2021
RysunkiRick Veitch, John Ridgway
PrzekładJacek Żuławnik
Wydawca Egmont
CyklHellblazer
ISBN9788328149311
Format424s. 170x260mm
Cena119,99
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Postać Johna Constantine’a pojawiła się po raz pierwszy w trzydziestym siódmym odcinku „Sagi o potworze z bagien” Alana Moore’a. Był czerwiec 1985 roku i nikt nie zakładał wtedy, że postać okultystycznego detektywa, ulicznego maga, nałogowego palacza i cwaniaczka w prochowcu dorobi się kiedyś własnej serii. A jednak – słynna redaktorka Detective Comics, Karen Berger, zleciła w dwa lata później utworzenie „Hellraisera”, nowego komiksu, do którego scenariusz napisać miał James Delano a narysować John Ridgway, czyli kolejni reprezentanci komiksowej „brytyjskiej inwazji na USA”. Jamesa Delano zaproponował Berger sam Alan Moore, wieloletni przyjaciel przyszłego scenarzysty komiksu. Na cztery miesiące przed premierą pierwszego odcinka zmieniono nazwę serii na „Hellblazer” – we wrześniu 1987 roku wszedł bowiem do kin „Hellraiser” na podstawie powieści Clive’a Barkera. Szkoda – pierwotny tytuł pasowałby idealnie.
Bo przecież John Constantine to właśnie „hellraiser” – gość nie stroniący od kieliszka, potrafiący zachowywać się naprawdę skandalicznie i stwarzać zagrożenie dla otoczenia. Ma wyjątkową zdolność do zrażania do siebie wszystkich, z którymi wejdzie w bliższą relację. Takiego typa poznajemy u Jamesa Delano – jakże inny jest to bohater niż ten elegancki facet z „Sagi o potworze z bagien” Alana Moore’a. Charakter całej opowieści Delano definiuje najlepiej jedno ze zdań jakie wypowiada John na samym początku pierwszego odcinka: „Samochody prawie się nie przesuwają, a tylne siedzenie taryfy trąci wczorajszym pawiem”. Londyn, Nowy Jork i wszystkie inne miejsca, które odwiedza John po prostu śmierdzą – zepsuciem, ludzką krzywdą i złem. On sam jest bardzo niejednoznaczną, wielowymiarową postacią, która ukrywa całkiem sporo przed czytelnikami. Ciągnie się za nim traumatyczne „wspomnienie z Newcastle”, o którym dowiadujemy się stopniowo coraz więcej i które chyba zdefiniowało osobowość Johna w największym stopniu. John Constantine właśnie za sprawą Jamesa Delano, stał się mocno doświadczonym przez życie i psychicznie poharatanym człowiekiem. Kolejni twórcy kontynuowali tę wizję zmieniając to i owo, ale bez wielkich rewolucji.
Pierwsze dziewięć odcinków „Hellblazera” to „Grzechy pierworodne” – początkowo luźne i niepowiązane odcinki łączą się stopniowo w jeden wątek fabularny. John stawia czoła afrykańskiemu bóstwu głodu, które postanowiło pobuszować w naszym zachodnim, cywilizowanym świecie; odkrywa spisek demonicznej finansjery z najgłębszych czeluści piekielnych i ratuje swoją siostrzenicę z łap zwyrodnialca, aby na końcu stać się (niemal) pionkiem w grze dwóch wielkich nadnaturalnych sił – niebiańskiej „Krucjaty zmartwychwstania” i piekielnej „Armii potępienia” dowodzonej przez Nergala, jednego z najważniejszych demonów z jakimi miał styczność John Constantine. Cały ten wątek zaczyna potem przeplatać się z fabułą wydawanej równolegle „Sagi o potworze z bagien”, którą po Alanie Moore przejął Rick Veitch. Wiąże się z tym zabawna historia – Veitch nie śledził za bardzo tego, co dzieje się w innych tytułach Detective Comics i nie wiedział nawet, że John Constantine dorobił się własnej serii. Pomyślał po prostu, że wróci do charakterystycznej postaci w prochowcu, którą wymyślił Alan Moore i znowu jej użyje w „Sadze…”. Gdy się okazało, że nie będzie to takie proste, Delano i Veitch musieli szybko uzgodnić swoje wersje i zrobić spójną opowieść tak, aby obie serie były sensownie poprowadzone. Po tym przypadkowym i nagłym „crossoverze” scenarzysta wrócił do rozgrywki z Nergalem i opowiedział w końcu, co wydarzyło się w Newcastle. Czteroczęściowe „Zło, które znamy” zamyka pierwszy zbiorczy tom „Hellblazera” Jamesa Delano i zapowiada kolejne, emocjonujące przygody – zostało jeszcze dwadzieścia pięć odcinków do „Ery Gartha Ennisa”, więc dwa grube tomy Delano prawdopodobnie przed nami. Początki przygód Constantine’a są zatem dość niemiłe, ale nikt chyba nie przypuszczał, że będą inne.
Angielski scenarzysta nigdy nie krył swoich politycznych sympatii. Był zagorzałym przeciwnikiem reform Margaret Thatcher i brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Gdy pisał pierwsze odcinki „Hellblazera” Torysi wygrywali właśnie kolejne wybory parlamentarne i obejmowali władzę na trzecią (ostatnią, ale tego nikt wtedy nie przeczuwał) kadencję. Wątki społeczne, polityczne i wyraźna manifestacja poglądów autora jest widoczna w „Hellblazerze” tak, jak nigdy potem. Run Delano jest przez to nieco hermetyczny, ukierunkowany mocno na odbiorcę „z tamtych czasów” i nawiązujący do konkretnych wydarzeń. Autor, rozeźlony anarchista-lewicowiec, widzi jak Wielka Brytania skręca coraz mocniej w prawo i nie pozostaje obojętny. Krytykuje konsumpcjonizm, gonitwę za pieniądzem (londyńscy japiszoni to przede wszystkim demony lub ich pomiot), pisze o pogłębiających się nierównościach społecznych, biedzie, oszukańczych ruchach religijnych i kaznodziejach bezwstydnie drenujących portfele naiwnych wiernych, dostaje się też amerykańskiemu militaryzmowi i neonazistowskim bandom chuliganów-skinheadów wypatrującym wszędzie „żydków, czarnych, ciapatych i homosiów”.
„Hellblazer” jest zatem komiksem „swoich czasów” – choć nie tylko z powodu poruszanej tematyki. To typowy reprezentant starej szkoły komiksowej narracji, gdzie ilość tekstu przytłacza i rozlewa się często na obszar większy niż ten, który zajmują same rysunki. Całość trąci myszką również od strony graficznej. John Ridgway był zwykłym wyrobnikiem gwarantującym ilość, ale nie jakość. Co tu dużo pisać – słabo to jest narysowane, niedbale, bez żadnej konsekwencji, jeśli chodzi o tak podstawowe rzeczy jak chociażby rysy twarzy bohatera (Johna identyfikujemy po czuprynie i ubiorze – gdyby nie to nie rozpoznalibyśmy go za żadne skarby). Ale mimo tych wszystkich niezaprzeczalnych wad, mamy do czynienia z klasyką komiksową, którą szkoda byłoby pominąć. Osobom nie zaznajomionym z „typowym amerykańskim komiksem lat osiemdziesiątych” może być trudno – ale dla doświadczonych wyjadaczy to jest jednak rarytas. Chcę więcej.
koniec
8 lipca 2021

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Razem do końca (prawie)!
Marcin Knyszyński

1 VI 2023

Drugi zbiorczy tom „Deadpool i Cable” to jeszcze więcej dobrej (choć specyficznej) rozrywki i marvelowskiej superbohaterszczyzny. Scenariusze pisze cały czas słynny Fabian Nicieza (i robi to świetnie!) a rysuje już kilku grafików. Cable kończy z półśrodkami i zaczyna realizować swój kontrowersyjny (choć to mało powiedziane) projekt „ulepszania świata”.

więcej »

Transatlantykiem w morderczy rejs
Sebastian Chosiński

31 V 2023

Wiedząc o tym, jak bardzo może dłużyć się czytelnikom oczekiwanie na jedenasty rozdział opowieści o esbeckim Wydziale 7, scenarzysta serii Tomasz Kontny postanowił sprawić im kolejną w tym roku nadzwyczajną niespodziankę. Dwa miesiące po drugim zeszycie specjalnym ukazał się bowiem zeszyt trzeci – „Sztorm”. To – w pewnym uproszczeniu – pełna dramatyzmu opowieść o tym, jak dominikanin Jakub Lange zwrócił na siebie kapitana SB Filipa Dobrowolskiego.

więcej »

Trend wznoszący
Dagmara Trembicka-Brzozowska

30 V 2023

Piszę to ze sporym zaskoczeniem, ale drugi tom zrebootowanych „Ksiąg Magii” jest stanowczo lepszy od pierwszego – na tyle, że czytałam go ze sporą dawką przyjemności.

więcej »

Polecamy

Superbohater zza biurka

Niekoniecznie jasno pisane:

Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński

Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński

Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński

Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński

Suprawielki pantechnobarok
— Marcin Knyszyński

Teraz (naprawdę) mamy kryzys
— Marcin Knyszyński

Zielone koszmary
— Marcin Knyszyński

To jest Sparta!!!
— Marcin Knyszyński

Między złotem a srebrem
— Marcin Knyszyński

Ten, którego nadejście zauważasz
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Groza wychodzi z bagna
— Andrzej Goryl

Ja cię kocham, a ty… nie żyjesz
— Paweł Ciołkiewicz

W bagnie
— Paweł Ciołkiewicz

Tegoż autora

Razem do końca (prawie)!
— Marcin Knyszyński

Ślizg dla dwóch!
— Marcin Knyszyński

Pająk (mój totem)
— Marcin Knyszyński

Demony Paryża
— Marcin Knyszyński

Inwazja prosto z piekła
— Marcin Knyszyński

Turpizm? Mało powiedziane
— Marcin Knyszyński

Nadeszły mroczne czasy
— Marcin Knyszyński

To nadchodzi…
— Marcin Knyszyński

Do brzegu
— Marcin Knyszyński

Coraz szersza perspektywa
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.