Wydawnictwo Mandioca postanowiło pójść za ciosem i po publikacji „Żywej stali” proponuje kolejne wybitne dzieło duetu Mazzitelli/Alcatena. „Shankar” to wielowymiarowa opowieść o losach mitycznego bohatera, który przemierza świat, szukając prawdy o sobie samym.
Bohater o tysiącu twarzy
[Enrique Alcatena, Eduardo Mazzitelli „Shankar #1” - recenzja]
Wydawnictwo Mandioca postanowiło pójść za ciosem i po publikacji „Żywej stali” proponuje kolejne wybitne dzieło duetu Mazzitelli/Alcatena. „Shankar” to wielowymiarowa opowieść o losach mitycznego bohatera, który przemierza świat, szukając prawdy o sobie samym.
Enrique Alcatena, Eduardo Mazzitelli
‹Shankar #1›
Shankar został odnaleziony jako sześcioletni chłopiec. Żył tam, gdzie ludzka stopa nie stanęła całe wieki. Jak to możliwe? To tylko jedna z tajemnic otaczających tę fascynująca postać. Natknęli się na niego przedstawiciele brytyjskiej ekspedycji podróżniczej eksplorującej zapomniane indyjskie miasta. Shankar nie znał żadnego ludzkiego języka, nauczył się jednak szybko wielu z nich. Na plecach miał tatuaż spisany we wszystkich językach świata. Przekaz był jednak zawsze taki sam – chłopiec ma w przyszłości zapanować nad światem. Szefowie ekspedycji sprowadzili go przed oblicze królowej Wiktorii III, a wieść o nim dotarła do najodleglejszych zakątków. Szybko zaczęli pojawiać się znamienici goście, którzy rościli sobie prawo do tej niezwykłej postaci. Król skandynawski, król Francji i car Rosji – wszyscy twierdzili, że Shankar jest ich zaginionym potomkiem. Każdy z nich przedstawił niezwykłą i wiarygodną opowieść o tym, jak doszło do jego zaginięcia. Każdy chciał go uczynić następcą tronu. Jednak chłopak nie był zainteresowany władzą, pragnął tylko podróżować po świecie. Wyruszył zatem w podróż niczym bohater z książki Josepha Campbella. Bo choć Shankar na planszach komiksu ma jedno, naznaczone boskością oblicze, to tak naprawdę jest to postać o tysiącu twarzy. Zawsze dopasowuje się do miejsca, w którym aktualnie przebywa, zadomawia się w lokalnych mitach i jawi się jako integralna część miejscowego folkloru.
Od podróży zatem rozpoczyna się ta niezwykła opowieść, w której baśnie, legendy i mity ze świata przenikają się z wyobraźnią twórców, i podróż jej bohatera jest motywem przewodnim do samego końca. Końca, który zawsze jest nowym początkiem. Shankar okazuje się być postacią mityczną, znaną z przekazów krążących po całym świecie. Żyje na równi z bogami i wikła się w zmagania śmiertelników z ich losem. W każdym zakątku świata znane są opowieści o jego przygodach, wszędzie jest traktowany jako miejscowy heros i zawsze cieszy cieszy się szacunkiem. Pierwszą przygodę przeżywa w Indiach. Musi znaleźć sposób na uzdrowienie swojej siostry, która przebyła pół świata, w poszukiwaniu swego brata. Karalyn, według jednej z wersji opowieści o pochodzeniu Shankara, urodziła się zrośnięta z nim biodrami. Później dzięki magii rodzeństwo zostało rozdzielone. Teraz kobieta odnalazła swojego brata, by spędzić z nim ostatnie chwile swego życia. Ten jednak zamiast to uczynić, wyrusza w podróż, by znaleźć sposób na uratowanie jej życia. Na swej drodze spotyka zarówno indyjskie bóstwa jak i demony, którym dzielnie stawia czoła. Czy jednak dokonał słusznego wyboru? Czy nie traci czasu, uganiając się za czymś niemożliwym do osiągnięcia, podczas, gdy ktoś za nim tęskni i potrzebuje jego bliskości?
Później pojawia się w Chinach, gdzie na prośbę Zhen Si, damy o jedwabistej skórze, pomaga jej w ucieczce przed srogim Cesarzem. W Japonii podejmuje próbę rozwikłania zagadki samobójczej, honorowej śmierci swojego przyjaciela, legendarnego przywódcy Otsuki Hidetory. Odwiedza również Szkocję, by spotkać się ze swoim stryjem Angusem, a następnie ruszyć z nim w podróż do Malezji w poszukiwaniu mitycznego, zaginionego lądu – Lemurii. I wreszcie na koniec wyrusza do mroźnej Rosji, by odszukać zamienionego w niedźwiedzia, zmarłego cara Fiodora Michajłowicza i uchronić poddanych przed jego następcą – szalonym Rasputinem. W trakcie wszystkich tych przygód Shankar spotyka postacie znane zarówno z kart historii, jak i mitów, legend i baśni. Dodać jednak należy, że jedne i drugie występują tu nierzadko w zupełnie zaskakujących interpretacjach. Jak chociażby George Custer, który nie zginął w bitwie pod Little Bighorn, lecz został… amerykańskim prezydentem. Zresztą przecież czyny postaci historycznych również często zamieniają się w legendy, w których trudno oddzielić prawdę od fikcji. Weźmy takiego Rasputina. Wprowadzając tę postać do opowieści, autorzy po prostu wyeksponowali otaczające go tajemnice i stworzyli z nich wizerunek rozdartego wewnętrznie, niemal romantycznego, bohatera nieustannie żyjącego na granicy dwóch światów i rozpaczliwie próbującego zapanować nad własną naturą. Jego spotkanie z Shankarem pozwoliło tę dwoistość zaprezentować w niezwykle intrygujący sposób. Zresztą podczas lektury opowieści z Rasputinem trudno nie mieć skojarzeń z przygodami innego bohatera – Corto Maltese (o tym, że w poprzedzającej tę historię opowieści o poszukiwaniach tajemniczej Lemurii, Shankar wygląda jak postać z komiksów Hugo Pratta nawet nie wspominam). Krótko mówiąc mamy tu taką galerię bohaterów, że na jej rozpracowanie można byłoby poświęcić mnóstwo czasu.
Pomimo tego nagromadzenia postaci, zdarzeń oraz przesłań, opowieść Mazzitellego jest zaskakująco spójna. Erudycja autorów nie przytłacza czytelnika, lecz zachęca do wędrówki z Shankarem i zaprasza do późniejszego, samodzielnego poznawania źródeł, z których korzystali twórcy komiksu. W tym komiksie zawsze najważniejsza jest sama opowieść, która ma wyrazisty początek, efektowną kulminację i finał niosący ważne przesłanie. Reszta stanowi arabeskową narracyjną otoczkę utkaną z dziesiątków innych historii i sprawiającą, że lekturę można porównać do wyjmowania kolejnych chińskich szkatułek lub rosyjskich matrioszek. Lekturę ułatwi także to, że komiks ma również wyrazistą i konsekwentnie utrzymywaną strukturę, która sprawia, że podążanie tropami Shankara jest łatwe, a każdy kolejny epizod zaostrza tylko apetyt na nową odsłonę opowieści. Wynika to z znacznym stopniu z tego, że podobnie, jak inne dzieła tego duetu, „Shankar” pierwotnie ukazywał się w odcinkach na łamach komiksowego magazynu „Skorpio”. Każda z pięciu wędrówek bohatera zebranych w tomie składa się z pięciu dwunastoplanszowych odcinków. Każdy z nich posuwa narrację do przodu, wzbogacając ją jednocześnie licznymi odniesieniami do mitologii, baśni, literatury i kultury popularnej. Te nawiązania często zaskakują pomysłowością, przydają tym historiom głębi i pokazują uniwersalność opowiedzianych w komiksie historii.
No i oczywiście jest jeszcze warstwa graficzna, która po prostu rzuca na kolana. Ci, którzy znają „Żywą stal” wiedzą, czego można się spodziewać po „Shankarze”, ale i tak zapewne zostaną zaskoczeni wizualnym rozmachem rysunków Enrique Alcateny. W każdej z pięciu historii artysta nawiązuje do stylistyki regionu, w którym rozgrywa się akcja, dokonując cudów zarówno w warstwie rysunkowej, jak i w kompozycji i oprawie poszczególnych plansz. Każdy szczegół – liternictwo, układ kadrów, ozdobniki, dekoracje – informuje czytelnika, gdzie aktualnie toczy się opowieść. Nic nie zostało tu pozostawione przypadkowi. Poza tym znów możemy podziwiać warsztat artysty – precyzyjne szrafowanie tworzące skale szarości, przyprawiające o zawrót głowy arabeskowe wzory, kompozycje kadrów rozsadzające plansze oraz kontrasty czerni i bieli kontrapunktowane delikatnymi światłocieniami. Za pomocą tych elementów komiksowego rzemiosła artysta wyczarowuje wspaniałe rysunki nawiązujące do historycznej ikonografii oraz współczesnego krajobrazu kultury popularnej. Być może jest to określenie nadużywane, ale tym razem naprawdę trudno go nie użyć – ten komiks to prawdziwa uczta dla oka!
Lektura „Shankara” musi przywoływać skojarzenia z komiksami Alana Moore’a. Bez wątpienia obaj twórcy grają w tej samej, najwyższej lidze, nieosiągalnej dla większości komiksowych scenarzystów. Umiejętność czerpania z mitów, baśni, legend oraz współczesnej kultury popularnej i literatury czyni z ich dzieł, opowieści absolutnie wyjątkowe. Wszystko rozgrywa się tu w przestrzeni rozciągniętej pomiędzy jawą i snem, mitem i rzeczywistością, przeszłością i teraźniejszością. Jest tu wieloznaczność legend i trochę baśniowego moralizatorstwa. Znajdziemy szaleństwo rodem z opowieści Lewisa Carrola, ale i mrok przywołujący skojarzenia z horrorami Lovecrafta. Są awanturnicze przygody, ale jest także czas i miejsce na refleksję o sprawach fundamentalnych. Lektura tego komiksu to zajęcie na nadchodzące jesienne zimowe wieczory, bo – owszem – czyta się go szybko i trudno się oderwać od podziwiania kolejnych plansz, ale prawdziwa zabawa w tropienie nawiązań, odniesień i hołdów, zaczyna się dopiero po tej pierwszej, żywiołowej lekturze. A najlepsze w tym wszystkim, jest to, że jedynka na okładce zapowiada kolejną porcję niezwykłych przygód Shankara. Bohatera o tysiącu twarzy.