Dwuczęściowa „Zagłada Atlantydy” Zbigniewa Kasprzaka dopełnia nieoficjalną trylogię komiksów fantastycznych tego rysownika z drugiej połowy lat 80.
Konrad Wągrowski
Santorini, wyspa ognia
[Zbigniew Kasprzak, Wiesława Wierzchowska „Hipotezy: Zagłada Atlantydy #1” - recenzja]
Dwuczęściowa „Zagłada Atlantydy” Zbigniewa Kasprzaka dopełnia nieoficjalną trylogię komiksów fantastycznych tego rysownika z drugiej połowy lat 80.
Zbigniew Kasprzak, Wiesława Wierzchowska
‹Hipotezy: Zagłada Atlantydy #1›
Po wyprawie w daleką przeszłość w „
Bogach z gwiazdozbioru Aquariusa”, przez stosunkowo niedaleką przyszłość w
„Gościu z kosmosu” i „Zbuntowanej”, przyszedł czas na powrót do przeszłości. Kolejne dzieło Zbigniewa Kasprzaka, tym razem do scenariusza historyczki sztuki Wiesławy Wierzchowskiej, opowiada o zagładzie Atlantydy. Wierzchowska, prywatnie pasjonatka kultury antycznej i historii o legendarnej wyspie (późniejsza autorka książek na te tematy), nie była w stanie zamknąć swej opowieści w jednym zeszycie – powstały więc aż dwa komiksy, przedstawiające dwie alternatywne wersje unicestwienia tajemniczego lądu.
Oba te dzieła wydano w zupełnie nowej komiksowej serii, zatytułowanej „Hipotezy”. Okładkowy napis dumnie głosi: „Wszystkie tytuły tego cyklu, opracowane w formie komiksowej, prezentują (w oparciu o najnowsze badania i osiągnięcia nauki) różne wersje rozwiązań zagadek od lat pasjonujących mieszkańców Ziemi”. Plany, jak widać, były ambitne. Skończyło się jednak na trzech zeszytach, ale o tym później…
Cykl rozpoczęto więc od Atlantydy, jakby wpisując się we wspominaną przeze mnie przy okazji recenzji „Bogów z gwiazdozbioru Aquariusa” modę na tajemnice z prehistorii. W przeciwieństwie jednak do opowieści o antycznych przybyszach z kosmosu, tym razem komiksy Kasprzaka nie miały żadnego elementu fantastycznonaukowego. Osadzone w klimatach greckiej mitologii możemy raczej zakwalifikować do jakieś tam wersji fantasy.
Jak wiadomo, cała wiedza o Atlantydzie wzięła się z zaledwie dwóch wzmianek w dialogach Platona – „Timaios” i „Kritias”. W pierwszym, powołując się ateńskiego męża stanu i poetę Solona (postać historyczną), Platon mówi o tym, że od egipskich kapłanów dowiedział się Solon o istnieniu ogromnego bogatego lądu na zachód od Słupów Heraklesa (Cieśnina Gibraltarska). Królestwo Atlantów ma mocarstwowe ambicje, chce podbijać kolejne kraje, ale ich inwazje wstrzymane zostały przez walecznych Ateńczyków. A potem nadszedł kres – wielkie powodzie i trzęsienia ziemi przyniosły zagładę wielkiej wyspie. W „Kritiasie” Platon powraca do opowieści o Atlantydzie, tym razem w utopijnej formie przedstawiając ustrój królestwa. I choć wszystko wskazywało, że to jedynie pewnego rodzaju fantazje literackie Platona, służące tak właściwemu dla tego filozofa ukazywaniu tematu idealnego systemu politycznego, owa Atlantyda na stulecia zawładnęła umysłami wielu ludzi. Snuto różne teorie, szukano pozostałości po wyspowym królestwie, Atlantyda zdominowała też kulturę i popkulturę, pojawiając się w wielu książkach, filmach czy komiksach, że wspomnę choćby jej kluczową rolę w „Bogach z kosmosu” Polcha, Górnego i Mostowicza.
Wierzchowska w części pierwszej zaczyna są opowieść od samego Solona, który rozmawia z egipskim kapłanem – słowem, zupełnie jak u Platona. Ów kapłan nosi greckie imię, co intryguje Solona. Wtedy Egipcjanin opowiada Grekowi historię swego pochodzenia.
Przed laty Egipt toczył wojny z barbarzyńcami, okupującymi północną część kraju. Aby pokonać wroga niezbędny był atak z dwóch stron – z południa oraz od morza. Do tego drugiego zadania Egipcjanie potrzebowali sojuszników. Takowymi byli Atlanci, potężne królestwo leżące na jednej z wysp Morza Śródziemnego. Oni jednak nie mogli pomóc – Atlantyda była silna handlem i gospodarką, ale w ogóle nie miała armii i floty wojennej. Pojawił się więc pomysł, aby o pomoc poprosić walecznych Ateńczyków. Ci wyrazili zgodę, ale po drodze i tak musieli zahaczyć o wyspę Atlantów, składając po drodze kurtuazyjną wizytę. Czy coś z takiego przystanku może zdarzyć się złego? Ale i owszem, władcy Atlantydy przyjmują Greków po królewsku, ale sami zaczynają się niepokoić. Misję wojenną Ateńczyków uważają za jedynie przedsmak ich nowej polityki podbojów. Uważają, że Grecy nie poprzestaną na pokonaniu barbarzyńskich plemion w Egipcie i rozzuchwaleni sukcesem w następnej kolejności uderzą na bogatą i właściwie bezbronną Atlantydę. Atlanci planują więc podstępny plan – gdy greckie okręty powrócą z Egiptu po niechybnym triumfie, ich okręty zostaną opanowane, a sami Ateńczycy wzięci w niewolę. Następnie Atlanci wykorzystają zdobyte jednostki morskie, by dostać się na Peloponez i tam zrobić ostateczny porządek z Grekami. Problem w tym, że podczas pierwszej gościny Ateńczyków w stolicy Atlantydy miłość (a właściwie gorąca namiętność) łączy dowódcę greckich wojsk Agatoklesa i atlańską kapłankę Amaris. Amaris, która ma być ofiarowana służbie kreteńskiemu Minotaurowi (ale nie w taki sposób, jak mówi o tym grecka mitologia), wie zdecydowanie zbyt dużo o tajnych planach swych władców…
Jak widać, Wierzchowska kreatywnie korzysta z opowieści Platona. Mamy tu i Solona, i egipskich kapłanów, i konflikt Atlantydy z Atenami, ale sama lokalizacja wyspy zostaje z Oceanu Atlantyckiego przeniesiona na Morze Śródziemne. Jest nią w komiksie ni mniej, ni więcej, tylko wyspa Thera znana współcześnie lepiej jako Santorini. W ten sposób scenarzystka może w swą opowieść wpleść fakty historyczne. Na greckich wyspach, w szczególności na Krecie odkryto bowiem pozostałości bardzo rozwiniętej cywlizacji, określanej dziś mianem kultury minojskiej. Jedną z hipotez (w sumie całkiem prawdopodobną) jej upadku jest powiązanie go z wybuchem wulkanu na Santorini około 1600 r. p.n.e. Thera prawie dosłownie wyleciała wówczas w powietrze, a ogromna fala tsunami musiała spustoszyć okoliczne wyspy, z Kretą na czele. Czy więc taka gigantyczna katastrofa nie mogła się odbić na późniejszych opowieściach Platona?
Choć cała ta teoria zdaje się nieźle bronić, to jednak większy problem mamy tu z zapowiadanym na okładce „oparciu się o najnowsze badania i osiągnięcia nauki”. Nauki jednak w komiksie nie ma zbyt wiele, a Wierzchowska, pasjonatka mitologii, opiera całą swą historię na zasadach rządzących greckimi mitami. Pojawia się bowiem w komiksie wzmianka o żyjącym na Krecie Minotaurze, pół-człowieku, pół-byku. Katastrofa także nie jest po prostu zjawiskiem naturalnym, ale według autorki efektem zemsty bogów za pogwałcenie prastarych praw gościnności (a pojawia się też bluźnierstwo związane z uwiedzeniem przeznaczonej bogom kapłanki). Przy takich koncepcjach trudno jednak mówić o „hipotezach” i „opieraniu się na nauce”. Chyba, że tą nauką jest kulturoznawstwo.
Nie da się ukryć, że komiks został przegadany. Wierzchowska bardzo chciała dokładnie i dobitnie przedstawić wszystkie aspekty swej opowieści i włożyła swym bohaterom w usta długie informacyjne przemowy (a dymki w komiksie zaczęły w ten sposób dominować nad rysunkami). Cóż, widać, że kulturoznawczyni nie do końca rozumiała medium, jakim jest komiks.
Mimo wszystko pierwsza część „Hipotez” nie jest złym komiksem (choć może momentami odrobinę nużącym). Ma dość precyzyjną linię narracji, spójną opowieść i ładne rysunki Zbigniewa Kasprzaka, który pięknie i bardzo starannie odtwarza realia śródziemnomorskiego antycznego świata i efektowne platońskie wizje atlańskiej cywilizacji. A rozrysowana aż na czterech stronach zagłada wyspy musiała robić duże wrażenie na czytelnikach w latach 80.