Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Christian Alamy, Simon Bisley, Keith Giffen, Alan Grant
‹Lobo: Portret bękarta›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPortret bękarta
Scenariusz
Data wydania29 lipca 2015
RysunkiSimon Bisley, Christian Alamy
PrzekładMichał Zdrojewski
Wydawca Egmont
CyklLobo, DC Deluxe
ISBN978-83-281-1047-2
Format256s. 180×275mm; oprawa twarda
Cena89,99
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Chaotyczne akty bezsensownej ultraprzemocy
[Christian Alamy, Simon Bisley, Keith Giffen, Alan Grant „Lobo: Portret bękarta” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Ostrzeżenie: Ten album nie jest przeznaczony dla FRAJERÓW, PAJACÓW, GŁĄBÓW i ĆWOKÓW oraz osób o słabych nerwach! – tak krzyczy do nas tył okładki komiksu „Lobo. Ostatni Czarnian”. Wulgarnego i skrajnie przerysowanego kolesia o białej skórze i nieustającej ochocie na bijatykę znają nie tylko fani „TM-Semic”. Lobo rządził i dzielił w Polsce przed ćwierćwieczem – dziś powtórka z tej, jedynej w swoim rodzaju, rozrywki!

Marcin Knyszyński

Chaotyczne akty bezsensownej ultraprzemocy
[Christian Alamy, Simon Bisley, Keith Giffen, Alan Grant „Lobo: Portret bękarta” - recenzja]

Ostrzeżenie: Ten album nie jest przeznaczony dla FRAJERÓW, PAJACÓW, GŁĄBÓW i ĆWOKÓW oraz osób o słabych nerwach! – tak krzyczy do nas tył okładki komiksu „Lobo. Ostatni Czarnian”. Wulgarnego i skrajnie przerysowanego kolesia o białej skórze i nieustającej ochocie na bijatykę znają nie tylko fani „TM-Semic”. Lobo rządził i dzielił w Polsce przed ćwierćwieczem – dziś powtórka z tej, jedynej w swoim rodzaju, rozrywki!

Christian Alamy, Simon Bisley, Keith Giffen, Alan Grant
‹Lobo: Portret bękarta›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPortret bękarta
Scenariusz
Data wydania29 lipca 2015
RysunkiSimon Bisley, Christian Alamy
PrzekładMichał Zdrojewski
Wydawca Egmont
CyklLobo, DC Deluxe
ISBN978-83-281-1047-2
Format256s. 180×275mm; oprawa twarda
Cena89,99
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Lobo był jedną z najpopularniejszych postaci uniwersum DC Comics ostatniej dekady dwudziestego wieku. Nic dziwnego zatem, że TM-Semic u schyłku swego żywota wydawało jego przygody na potęgę. W 1983 roku, kiedy to Lobo pojawił się po raz pierwszy (i wyglądał inaczej niż w apogeum swej sławy i chwały) w trzecim zeszycie „Omega Men”, nic nie zapowiadało takiego sukcesu. Kosmiczny hulaka, łowca nagród, najemnik, przyjaciel delfinopodobnych kosmitów i rubaszny zabijaka – to on pojawił się w „Supermanie” 3/92 i spuścił tęgie lanie Kryptończykowi w jego antarktycznej samotni. Białoskóry drań tak spodobał się polskim czytelnikom, że dwa lata później, w ramach „Wydań specjalnych”, otrzymaliśmy pierwszy samodzielny album z tym (anty)bohaterem. W 2015 roku Egmont, w ramach swego ekskluzywnego cyklu „DC Deluxe”, wydał najwcześniejsze komiksy z ostatnim Czarnianem – te, od których tak naprawdę rozpoczął się boom na Lobo (TM-Semic zaczęło również od nich).
„Lobo. Portret bękarta” to trzy opowieści. Czteroodcinkowy „Ostatni Czarnian” wydany został pierwotnie na przełomie 1990 i 1991 roku. Lobo jest wpieniony – ktoś napisał jego nieautoryzowaną biografię, w której został bardzo oczerniony – to w tym właśnie komiksie, Alan Grant i Keith Giffen („ojciec Lobo”), ustanowili jego oficjalną od tamtej pory biografię. Lobo pochodzi z utopijnej planety Czarni, na której nie istniało zło, zbrodnia, sądy, więzienia, policja, bieda, itp. itd. Nie istniało, dopóki nie urodził się demon w czarnijskiej (czarnianej?) skórze, ucieleśnienie chaosu i przyszły morderca całego swego gatunku. Na początku komiksu Lobo pracuje na zlecenie L.E.G.I.O.N.U. – organizacji dowodzonej przez niejakiego Vrila Doxa. Ma jedno zadanie – przewieźć tajemniczego więźnia z aresztu na planecie Oneida IV do bazy L.E.G.I.O.N.U. Gdy dowiaduje się, że eskortować będzie swą starą nauczycielkę, pannę Tribb, która dodatkowo okazuje się autorką jego „biografii”, wpada w szał. Ale nie może złamać kontraktu – to wbrew jego zasadom. Droga z Oneidy IV do miejsca docelowego znaczona będzie krwią, wybitymi zębami, połamanymi kośćmi i odciętymi kończynami. Ubaw po pachy!
Druga historia „Portretu bękarta” to „Lobo powraca” – również wydana swego czasu w Polsce. Nasz bohater jest spłukany – przyjmuje zatem zlecenie na niejakiego Loo, o którym wieść niesie, że jest twardszy i silniejszy od samego Lobo! Gdy ostatni Czarnian ginie w pojedynku, trafia do zaświatów – tam dopiero zaczyna się tango! Diabły, pod wodzą demona Etrigana, błyskawicznie zatrzaskują piekielne podwoje – Niebiosa same muszą poradzić sobie z kukułczym jajem. A jajo owo, robi w Niebie taką zadymę, jak nikt wcześniej i nikt później. Ostatnią historią zbioru są „Paramilitarne święta specjalne” – zalany w trupa Króliczek Wielkanocny daje Lobo kontrakt na czerwonego grubasa z Laponii, dla którego harują w pocie czoła i w nieludzkich warunkach zastępy zielonych elfów. Uwaga! – Święty Mikołaj tak naprawdę nazywa się Kris „Miazga” Miazgowski i jest zdecydowanie godnym przeciwnikiem dla Lobo. I znowu – przed nami totalna rozwałka.
Komiksy z Lobo to oczywiście totalne wariactwo, masa niewybrednych i dosadnych żartów, chaotyczne akty bezsensownej ultraprzemocy, Galaktyka jest przepełniona jest cudacznymi miejscami, które aż się proszą o całkowitą demolkę i najróżniejszymi groteskowymi typami o facjatach gotowych do przefasonowania. Lobo w takim świecie czuje się jak ryba w wodzie – kolejka w barze, bijatyka, stosy trupów, kolejka w barze i strzelanina. Jest to postać już z definicji nieśmiertelna (patrz: pojedynek z Loo) – zatem nie jest wiarygodna i poważna. U Granta i Giffena Lobo jest raczej katalizatorem sucharów i gagów niemal w stu procentach przekraczających granicę przyzwoitości. No tak, suchary są tu mocno powtarzalne (w kółko o tym samym tak naprawdę), ale zdecydowanie daleko im do czerstwości i na pewno nie są wymuszone. Absurd (ultra)przemocy Lobo jest tak olbrzymi, że z miejsca staje się parodią. Z tego też powodu, ten antybohater nigdy nie będzie stanowił realnego zagrożenia dla superherosów DC, to jest niemożliwe. Ani scenarzyści, ani czytelnicy nie mogą bowiem brać go na poważnie – „Portret bękarta” to czysty eskapizm, radocha i tyle.
Trudno nie zauważyć, że sami twórcy mieli jej masę podczas pisania scenariusza. Czego tu oni nie nawymyślali – kosmiczna „Liga przyzwoitości” składająca się z rześkich staruszek popijających popołudniową herbatkę z ciastkami; nie zamykająca ust panna Tribb; totalnie odjechany fanklub naszego bohatera, zwany „Dziećmi Lobo”; balet przemocy z piłą motorową; XIV Turniej Komandosów Ortografii (nie przeliterujesz, to giniesz!); Loo i jego pomagier; skrajnie groteskowy naczelnik Nieba i jego trądzik; czy wreszcie sam Święty Mikołaj degenerat. A wszystko to nie miało by pewnie aż tak wielkiej siły rażenia, gdyby nie odpowiedni dobór grafika.
Simon Bisley wybił się właśnie na „Ostatnim Czarnianie”. Zaprezentował tam bardzo prostą kreskę – skrajnie karykaturalną, ale nie przekombinowaną. Jest to Bisley nieco inny niż w późniejszym, omawianym niedawno, „Sądzie nad Gotham”. Tu jest po prostu rysowany – tam malowany. Tu momentami trochę niedbały, idący na uproszczenia i umowność – tam totalny, dopracowany i imponujący. Podstawowe cechy jego szalonej grafiki są jednak niezmienne – improwizacja, mistrzowie dalszych planów, pełno scenograficznych śmieci wypadających z każdego zakamarka, chaos, rzeź i przemoc. Nie ma co się oszukiwać – w przypadku „Lobo” strona graficzna mocno dominuje nad tekstową.
Szał na Lobo trwał dekadę. Teraz widać, że trochę się to wszystko zestarzało i nie zachwyca tak bardzo jaki kiedyś. Może faktycznie jedzie bardziej na sentymencie obecnie już czterdziestoletnich fanów komiksu. Ale, tak właściwie, czy ma to jakiekolwiek znaczenie?!
koniec
13 kwietnia 2022

Komentarze

14 IV 2022   08:01:50

Lobo z rysunkami Simona Bisleya to mistrzostwo świata. Zwłaszcza "Ostatni Czarnian" (swoją drogą zawsze zastanawiałem się, czy tu powinna być odmiana Czarnian, czy Czarnianin?)

Lobo wciąga Deadpoola nosem!

14 IV 2022   09:47:55

W latach 90 zaczytywałem komiksy z Lobo do totalnego zniszczenia :)
Tym TM-Semic trafiło w dziesiątkę, naprawdę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Dyskretny urok showbiznesu
Paweł Ciołkiewicz

24 IV 2024

Nestor Burma to prywatny detektyw, który ma skłonność, naturalną chyba u prywatnych detektywów, do wpadania w tarapaty. Po „Mgle na moście Tolbiac”, „Ulicy Dworcowej 120” oraz „Awanturze na Nation” dostajemy kolejny album z jego przygodami. „Chciałeś mnie widzieć martwą?” to opowieść o intrydze rozgrywającej się w świecie musicali.

więcej »

Przygody małych króliczków
Maciej Jasiński

23 IV 2024

„Opowieści z Bukowego Lasu” to kolejna już seria dla dzieci, którą od roku 2021 publikuje wydawnictwo Egmont. Tym razem mamy do czynienia z cyklem przeznaczonym dla najmłodszych czytelników, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w świecie komiksu.

więcej »

Impreza się rozkręca
Dagmara Trembicka-Brzozowska

22 IV 2024

Seria duetu Carbone & Gijé fabularnie rozwija się w bardzo ciekawym kierunku - widać to dosłownie z tomu na tom. Autorzy najwyraźniej mają zamiar stworzyć rozbudowaną opowieść fantastyczną z całkiem rozległym światem przedstawionym.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bez trzymanki
— Marcin Knyszyński

Sprzątanie po dwudziestym wieku
— Marcin Knyszyński

Krew i flaki
— Paweł Ciołkiewicz

Swobodny Batman i sztywny Dredd
— Sebastian Chosiński

Krótko o komiksach: Czerwiec 2001
— Artur Długosz, Wojciech Gołąbowski, Marcin Herman, Paweł Nurzyński, Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Bez emocji
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.