W pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku w polskich kinach triumfy święciły filmy na temat wschodnich sztuk walki. Nic więc dziwnego, że ich sukces dyskontowano na bardzo różne sposoby. Franek Kimono śpiewał, że jest „karate mistrzem”, a Andrzej Nowakowski stworzył komiks zatytułowany „Brama smoka” (którego kontynuacją była „Noc sprawiedliwych pięści”). Wraz z przygodowo-fantastycznym „Władcą amuletu” w tym roku został on przypomniany we wspólnym albumie przez wydawnictwo Ongrys.
Smoki, kosmici i kapłani Majów
[Andrzej Nowakowski „Brama smoka. Władca amuletu” - recenzja]
W pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku w polskich kinach triumfy święciły filmy na temat wschodnich sztuk walki. Nic więc dziwnego, że ich sukces dyskontowano na bardzo różne sposoby. Franek Kimono śpiewał, że jest „karate mistrzem”, a Andrzej Nowakowski stworzył komiks zatytułowany „Brama smoka” (którego kontynuacją była „Noc sprawiedliwych pięści”). Wraz z przygodowo-fantastycznym „Władcą amuletu” w tym roku został on przypomniany we wspólnym albumie przez wydawnictwo Ongrys.
Andrzej Nowakowski
‹Brama smoka. Władca amuletu›
Gdy na początku lat 80. ubiegłego wieku Andrzej Nowakowski (z początku jedynie rysownik, później także scenarzysta) zajął na łamach bydgoskiego „Dziennika Wieczornego” miejsce opuszczone kilka lat wcześniej przez Jerzego Wróblewskiego, starał się pierwotnie wejść w buty pozostawione przez mistrza. Komiksy prasowe Wróblewskiego były bowiem w zasadzie trzykadrowymi paskami z dopisanymi pod nimi narracją i dialogami. Dopiero przy okazji
reedycji Ongrysu, które wystartowały w 2014 roku, Maciej Jasiński, choć też nie od razu, zaczął nadawać im bardziej współczesną formę, przerabiając je na wersje z „dymkami”. Nowakowski po utrzymanych jeszcze w stylu Wróblewskiego komiksowych westernach („Zemsta Harpera”, „Tajna misja”), do których scenariusze pisał
Andrzej Białoszycki, szybko postanowił pójść własną drogą – zarówno w kwestii formy, jak i treści.
Wydane w tym roku przez Ongrys albumy Nowakowskiego przypomniały oba oblicza tego twórcy: to zapatrzone w mistrza Jerzego, jak również w pełni samodzielne. W tym drugim przypadku chodzi o zebrane w jedno dwie futurologiczne opowieści przeznaczone dla młodszych nastolatków – „Bramę smoka” i „Władcę amuletu”. Dlaczego „futurologiczne”? Ponieważ ich akcja rozgrywała się w przyszłości. Co prawda, niedalekiej, bo w XXI wieku, ale jednak na tyle – przynajmniej technologicznie – odległej, że można je uznać za fantastyczne. Obie historie są też ze sobą luźno powiązane, aczkolwiek bohaterów mają różnych i w różnych regionach świata umieszczono ich fabułę. Ale po kolei…
„Brama smoka” ukazała się na łamach bydgoskiej popołudniówki w dwudziestu odcinkach pomiędzy 12 grudnia 1983 a 18 stycznia 1984 roku. Akcja rozgrywa się w Japonii, w której mieszka Stan Nowak (w ostatnich odsłonach nazywany bardziej z azjatycka No-Wangiem) skośnooki chłopak o słowiańskich (bez wątpienia polskich) korzeniach. To świat, który penetrowany jest przez przybyszów z kosmosu, mających za bazę wypadową na Ziemi Megalopolis, potężne miasto wybudowane na bagnach Amazonki. Megale, korzystając z niedostępnej ludziom techniki, przemieszczają się z jednego zakątka globu na drugi, polując na ludzi. Jeden z ich statków trafia do Japonii. Zobaczywszy w dzielnicy slumsów Stana, chcą go zlikwidować i niechybnie to by im się udało, gdyby nie interwencja Li, starego mistrza wschodnich sztuk walki.
Chłopak, od dawna już marzący, aby poznać tajniki kung-fu, postanawia zostać uczniem Li. Teraz ma zresztą dodatkową motywację – chce zemścić się na Megalach. Nauka jednak wcale nie jest taka prosta ani przyjemna, jak mu się początkowo wydawało. „Brama smoka” dyskontuje ówczesną popularność takich hitów peerelowskich kin z pierwszej połowy lat 80. XX wieku, jak „Wejście smoka” (1973) Roberta Clouse’a czy „Klasztor Shaolin” (1982) Hsin-Yen Changa, ale jednocześnie nawiązuje do znanych z łamów magazynu komiksowego „Relax” miniserii „
Konus” (1978) Macieja Szyszko czy „
Niezwykłe wakacje” (1980-1981) Zbigniewa Wójcickiego i Andrzeja Sawickiego.
Elementami łączącymi „Bramę smoka” z „Władcą amuletu”, również dwudziestoodcinkową historią publikowaną w „Dzienniku Wieczornym” od 5 listopada do 9 grudnia 1985 roku, są: czas akcji – XXI wiek, bohaterowie będący w tym samym mniej więcej wieku oraz mający istotny wpływ na bieg wydarzeń kosmici. Tym razem chodzi o kosmitów, którzy przed wiekami, zupełnie jak w serii „
Ekspedycja / Bogowie z kosmosu” (1978-1982) Bogusława Polcha i Arnolda Mostowicza, przybyli na Ziemię, aby pomóc miejscowym ludziom w stworzeniu rozwiniętej cywilizacji. We „Władcy amuletu” tymi, którzy doświadczyli dobrodziejstwa przybyszów z innych planet, byli Majowie. Parę wieków później do leżącego na północy Jukatanu zapomnianego Miasta Gwiezdnego Władcy trafiają archeologowie.
Synem ich kierownika jest trzynastoletni Stefan Las, chłopak, który od pierwszego dnia stara się poznać tajemnice ruin. I z miejsca pakuje się w tarapaty, kiedy w podziemnych korytarzach trafia na złodziei skarbów (tak się, zapewne przypadkowo, składa, że mówiących po niemiecku). Z kłopotów ratuje go Indianin Yomaya, ostatni kapłan, dzięki któremu nastolatek nie tylko poznaje historię świątyni, ale także od którego otrzymuje niezwykły amulet. Dzięki jego mocy będzie mógł pokrzyżować plany złodziejom… Mimo że „Bramę smoka” i „Władcę amuletu” można uznać za klasyczne komiksy, wciąż jednak mają one pewne ograniczenia wynikające z miejsca, w jakim pierwotnie się ukazały. Dotyczy to zwłaszcza mało zajmującej, by nie rzec – pretekstowej fabuły, choć całkiem możliwe, że gdyby odpowiadał za nią Andrzej Białoszycki, znacznie bardziej doświadczony scenarzysta, radości z lektury byłoby więcej. Co za to należy zaliczyć na plus? Głównie stronę graficzną, która zawiera już wszystkie charakterystyczne cechy twórczości Andrzeja Nowakowskiego, które do perfekcji zostaną doprowadzone w „Domanie” i „Nocy sprawiedliwych pięści” (czyli kontynuacji „Bramy smoka”).
