„47 strun” to niepokojąca, oniryczna opowieść o dążeniu do doskonałości, pogoni za nieuchwytnym oraz lęku przed utratą tego, co w życiu najważniejsze. Główny bohater próbuje odnaleźć się w nowym dla siebie otoczeniu, szukając przy okazji odpowiedzi na pytania o swoją tożsamość i motywacje.
Albo doskonałość, albo nic
[Timothe Le Boucher „47 strun #1” - recenzja]
„47 strun” to niepokojąca, oniryczna opowieść o dążeniu do doskonałości, pogoni za nieuchwytnym oraz lęku przed utratą tego, co w życiu najważniejsze. Główny bohater próbuje odnaleźć się w nowym dla siebie otoczeniu, szukając przy okazji odpowiedzi na pytania o swoją tożsamość i motywacje.
Timothe Le Boucher
‹47 strun #1›
Ambroise jest dwudziestodziewięcioletnim harfistą, który właśnie zaczyna nową pracę – ma grać w orkiestrze. Wchodzi w nowy etap swojego życia i zaczyna dostrzegać wokół siebie dziwne zmiany. Ma mianowicie wrażenie, że nagle stał się atrakcyjny dla kobiet. Nie ma dnia, by nie zaczepiła go jakaś dziewczyna. Chłopak jednak ucieka przed nowymi znajomościami i pogrąża się w swoim wewnętrznym świecie. Nie ma pojęcia, że wszystkie te kobiety, to tak naprawdę jedna i ta sama istota. To zmiennokształtna, która najwyraźniej się w nim zakochała i teraz próbuje przybrać taką postać, którą będzie w stanie zaintrygować chłopaka. Ten jest jednak za bardzo pochłonięty nową pracą. Jest perfekcjonistą i chce zdobyć mocną pozycję w orkiestrze. To jego dążenie do doskonałości objawia się także w tym, że od kilku lat, kosztem wielu wyrzeczeń, oszczędza na nową harfę. Kiedy zatem trafia mu się okazja zarobienia dodatkowych pieniędzy, korzysta z niej bez wahania. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że będzie to dla niego początek doświadczeń, które nieodwracalnie zmienią jego życie.
Timothé Le Boucher snuje mroczną, rozgrywającą się na granicy rzeczywistości i fantazji opowieść o młodym człowieku rozpaczliwie szukającym miejsca w świecie. Ambroise próbuje jakoś odnaleźć się w nowym otoczeniu, pośród ludzi, którzy traktują go instrumentalnie. Nie wie, komu może ufać, a kto czyha na jego potknięcie. Kto jest jego szczerym przyjacielem, a kto tylko takiego udaje. Nie jest nawet pewny swojej tożsamości. Jedynym stałym punktem odniesienia jest jego siostra, która nie tylko ułatwiła mu znalezienie pracy, ale także dzieli z nim swoje mieszkanie. Łączy ich miłość oraz wspólne doświadczenia z przeszłości, na którą cień rzuca sylwetka ich ojca. Jednak nawet przed nią Ambroise coś ukrywa. Ta tajemnica rzutuje na całe jego życie i wpływa na to, do czego dąży.
Scenarzysta mówi w tym komiksie o sprawach trudnych, sporo tu mroku oraz grozy, ale w warstwie wizualnej mamy całkowite przeciwieństwo tej atmosfery. Rysunki są niemal sterylne. Le Boucher do skrajności doprowadza tu stylistykę czystej linii, usuwając wszelkie niepotrzebne kreski. Płaskie, pastelowe kolory wzmacniają ten efekt. Z plansz wyłania się zatem elegancki, wytworny świat wypełniony ludźmi, których nieskazitelne oblicza skrywają mroczne tajemnice. Ten formalny minimalizm pozwala jednak stworzyć niezwykle ekspresyjną atmosferę, w jakiej rozgrywa się akcja. Spójrzmy chociażby na sekwencje, w których autor pokazuje… muzykę. Czy można na planszach komiksu oddać scenę, w której orkiestra gra utwór w doskonałej harmonii? Czy można skontrapunktować go dramatycznym momentem, w którym wszystko psuje jeden fałszywy dźwięk? Czy da się wyrazić emocje towarzyszące „Marszowi żałobnemu” Chopina? Czy jest możliwe ukazanie doskonałej jedności wyłaniającej się ze współbrzmienia dźwięków harfy i śpiewu? Odpowiedzi na te wszystkie pytania są twierdzące. Le Boucher nie tylko to robi, ale robi to w sposób niesamowicie przekonujący. Zresztą ta harmonia pomiędzy obrazem i muzyką jest tu ukazana na jeszcze jednym poziomie. Otóż Ambroise jest nie tylko harfistą, ale także rysownikiem amatorem. Nieustannie rysuje i szkicuje coś swoim notatniku, raz po raz dając również wyraz swojej pasji do czytania mang. Tak oto na planszach komiksu przenika się nie tylko przepiękna muzyka i efektowne obrazy, ale również kultura wysoka spotyka się z kulturą – stereotypowo uznawaną za – niską. Autor zaś doprowadza do tego, że wszystko to razem tworzy harmonijną całość.
„47 strun” to komiks, który urzeka oprawą graficzną i przeraża warstwą fabularną. Timothé Le Boucher stworzył intrygującą opowieść obyczajową, nadając jej cechy thrillera i wprowadzając do niej elementy magii i niezwykłości. Narracja jest pełna mroku i erotycznego napięcia, które narasta wraz z każdą kolejną stroną. Są tajemnice, zagadki oraz burzliwe i nasycone emocjami relacje pomiędzy bohaterami. Historia kończy się w najciekawszym momencie, sprawiając, że od razu chciałoby się kontynuować lekturę. Niestety, trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na drugą część, z której dowiemy się, jak to wszystko się skończyło.
