Oprócz komiksów beznadziejnych, bardzo kiepskich, kiepskich, średnich, dobrych, bardzo dobrych i wybitnych wyróżniam sobie jeszcze jedną, bardzo wąską kategorię, którą nazywam „przeklętą”. Należą do niej takie komiksy, które wywołują u mnie mimowolne przeklinanie pod nosem. Bardzo rzadko zdarza się coś, co wywiera na mnie takie wrażenie, że nie panuję nad sobą i klnę jak szewc. Z zachwytu. Bo nie mogę uwierzyć, że są tak dobre rzeczy. Jednym z „przeklętych” komiksów jest „100%” Paula Pope’a. Kur… mać!
Miłość, sztuka i rozrywka
[Paul Pope „100%” - recenzja]
Oprócz komiksów beznadziejnych, bardzo kiepskich, kiepskich, średnich, dobrych, bardzo dobrych i wybitnych wyróżniam sobie jeszcze jedną, bardzo wąską kategorię, którą nazywam „przeklętą”. Należą do niej takie komiksy, które wywołują u mnie mimowolne przeklinanie pod nosem. Bardzo rzadko zdarza się coś, co wywiera na mnie takie wrażenie, że nie panuję nad sobą i klnę jak szewc. Z zachwytu. Bo nie mogę uwierzyć, że są tak dobre rzeczy. Jednym z „przeklętych” komiksów jest „100%” Paula Pope’a. Kur… mać!
"100%” nabyłem już dość dawno, podczas jednej z megapromocji w sklepie
„Multiversum”. Jak to z większością amerykańskich komiksów u mnie bywa, album ten powędrował tam, gdzie trzymam inne trade’y – czyli do jednego z pudełek po butach – i czekał na lepsze czasy. Trochę się naczekał (ale i tak są tam rzeczy, które czekają znacznie dłużej), ale kiedy go w końcu przeczytałem… No cóż, nie jestem w stanie uwolnić się od tego dzieła. Cały czas rozgrywam sobie w głowie poszczególne sceny, obmyślam różne warianty kontynuacji wątków oraz wcześniejszych losów bohaterów. Przywołuję przepięknie niepokojące rysunki. Dałbym sobie odciąć trzy palce lewej ręki (dwa trzeba zostawić, by móc operować skrótami klawiszowymi: ctrl-v; -c; -z; -a;) żeby móc zrobić choćby pasek z Paulem Pope’em. To prawdziwy mistrz komiksowej materii.
Pope stworzył obyczajową historię z elementami SF. Nie ma tu jednak statków kosmicznych, złych robotów czy krwiożerczych kosmitów. Jest pokazane normalne życie normalnych ludzi, obracających się w nieco nowocześniejszym świecie, który jest dla nich właśnie całkowicie normalny. Po prostu technika, moda i sposoby spędzania czasu poszły do przodu. Pope wymyślił trochę nowych gadżetów i technologii, które mogą wydawać się abstrakcyjne, ale to jest trochę tak, jakby człowiekowi z początku XX wieku pokazać współczesne komputery lub grafikę 3D. Wydaje się to nierealne, ale puf! Minie 50 lat i kto wie, czy pomysły Pope’a nie będą w powszechnym użyciu?
Osią fabularną komiksu są wątki 3 par, które w jakiś sposób łączy ze sobą modny klub Cat Shack na Manhattanie. Tam pokazywane są gastro-show, czyli wizualizacje ruchu wnętrza ludzkiego ciała podpiętego kablami do komputerów. Gastro to najnowsza rozrywka, która przykuwa znudzonych i rozpaskudzonych widzów na całym świecie. Niesamowity pomysł. W klubie poznajemy dwie pracujące tam koleżanki Kim i Strel, pomywacza-znawcę średniowiecznej literatury Johna oraz gastro-tancerkę Daisy. Galerię głównych postaci dramatu uzupełniają artysta Eloy (kuzyn Strel) i gastro-zapaśnik Haitous. Pełne emocji perypetie miłosne pomiędzy tą szóstką właśnie są głównym tematem komiksu. Komiksu, który obfituje w sceny piękne i liryczne, erotycznie drapieżne, smutne i wzruszające oraz takie po prostu pełne ciepła, w których czuć wyładowania elektryczne pomiędzy dwójką mających się ku sobie ludzi.
Ten komiks to przede wszystkim fenomenalne sceny dialogów. Pope z niebywałą maestrią pokazuje rozmowy, bawi się słowami i ich znaczeniem, genialnie rozpracowuje tło i kadruje, dzięki czemu pozornie statyczne sekwencje nabierają dynamiki i życia. Moje ulubione sceny rozmów to ta, w której poznajemy dwie wersje opowieści o Tristanie i Izoldzie, oraz dialog przez szybę w Cat Shack. Jak się to czyta to nie sposób nie przeklinać…
Ale nie tylko zaserwowane obrazy miłości wprawiają w osłupienie. Sztuka, moi mili. A właściwie niesamowita wyobraźnia Pope’a, którą utożsamia projekt „instalacji” Eloya. Tego się nie da opisać. To trzeba obejrzeć, przeczytać i poczuć.
Warstwa graficzna to majstersztyk. Pope rysuje, kadruje i komponuje plansze w taki sposób, że czytelnik zostaje „wchłonięty” w przedstawiony świat, zaczyna „odczuwać” temperaturę, zapachy i dźwięk tak, jakby sam przebywał w miejscu akcji. To jest coś niezwykłego. Siła oddziaływania tej dopracowanej w 100% opowieści jest przeogromna.
„100%” to komiks, od którego nie można się oderwać. Jest fenomenalnie poprowadzony narracyjnie, genialnie narysowany (nie ma ani jednego słabego graficznie momentu) i opowiada bardzo prawdziwe, wiarygodne historie o zwykłych ludziach. Absolutne „musiszmieć” dla wszystkich miłośników komiksu, w moim prywatnym zaś komiksowym TOP 5 – tytuł okupujący pozycję numer 1.
