Dziesiąty tom przygód Hellboya pod tytułem „Zew ciemności” powstał dzięki komitywie nieco już zmęczonego mistrza Mike’a Mignoli i mało znanego Duncana Fegredo. Razem stworzyli komiks, który w niczym nie ustępuje częściom poprzednim, ale i niczego nowego nie wnosi. Zaskakujące, że udział Fegredo, który wykonał wszystkie rysunki, jest prawie niezauważalny.
Chłopiec z piekła rodem
[Duncan Fegredo, Mike Mignola „Zew Ciemności” - recenzja]
Dziesiąty tom przygód Hellboya pod tytułem „Zew ciemności” powstał dzięki komitywie nieco już zmęczonego mistrza Mike’a Mignoli i mało znanego Duncana Fegredo. Razem stworzyli komiks, który w niczym nie ustępuje częściom poprzednim, ale i niczego nowego nie wnosi. Zaskakujące, że udział Fegredo, który wykonał wszystkie rysunki, jest prawie niezauważalny.
Duncan Fegredo, Mike Mignola
‹Zew Ciemności›
Po wydarzeniach z ostatnich zeszytów Piekielny Chłopiec musiał nieco odpocząć i udał się do starego przyjaciela z Anglii. Nieoczekiwanie trochę się zasiedział – po miesiącu zbiera się w sobie, narzuca skórzany płaszcz i rusza na spacer. Szybko okazuje się jednak, że zło nie śpi – Hellboy zostaje sprowadzony siłą na sabat czarownic, gdzie służki diabła wyjawiają mu swoje plany. Akcja zawiązuje się w Wielkiej Brytanii, lecz Piekielny Chłopiec za sprawą czarcich rytuałów zostaje przeniesiony w samo serce zimnej i zaśnieżonej Rosji. Tam czyhają na niego zionący nienawiścią starzy wrogowie – Baba Jaga, której Hellboy niegdyś wyłupał oko, jej wierny sługa Kościej Nieśmiertelny i zastępy wysuszonych trupów.
Osią fabuły jest zżerające Babę Jagę pragnienie ostatecznego ukarania Piekielnego Chłopca, co starucha wiąże z chęcią wyłupania mu przynajmniej jednego oka. Czarownica wierzy, że dzięki temu posiądzie dar spoglądania w czeluście Piekła. W „Zewie ciemności” bowiem powraca jeden z najważniejszych wątków całej serii, a mianowicie pochodzenie i dziedzictwo Hellboya. Pojawiają się pierwsze zapowiedzi upadku Piekielnego Chłopca, choć ten pozostaje twardy i sarkastyczny – gardzi oferowaną mu władzą nad legionami demonów i posyła czarownicę do diabła. Jak wiadomo, nic tak nie podnosi popularności komiksu, jak śmierć lub upadek głównego bohatera (co nie tak dawno obserwowaliśmy na przykładzie Kapitana Ameryki), a podczas lektury „Zewu ciemności” czytelnik wciąż ma wrażenie, że gdzieś na horyzoncie zaczyna majaczyć widmo przejścia Piekielnego Chłopca na stronę ciemności.
Scenariusz tego komiksu nie należy do najlepszych w dorobku Mignoli. Zwyczajny spacer Piekielnego Chłopca przeradza się w starcie z siłami Zła, jednak kolejne zdarzenia następują po sobie, jakby zostały nieco od niechcenia upchnięte w ciąg przyczynowo-skutkowy. Dominującym elementem konstrukcji fabularnej jest konfrontacja – adwersarze planują jakiś niecny uczynek, więc Hellboy stara się przeciwdziałać, czym wyzwala reakcję swoich zajadłych przeciwników, a to z kolei powoduje… itd., itp. Taka spirala bardzo dynamizuje akcję, jednak wymusza na scenarzyście dziwaczne rozwiązania. I tak, gdy Piekielny Chłopiec nie może sobie poradzić z legionem umarlaków, zjawia się kawaleria; gdy Kościej spuszcza mu łupnia, zjawia się kawaleria. Pomocnicy są różni, jednak za każdym razem ratują Hellboyowi skórę, a każde nadejście odsieczy okazuje się dobrą sposobnością ku temu, by Mignola mógł wprowadzić kolejnego malowniczego bohatera. Prócz tego schematu w fabule są tajemnicze logiczne dziury – Baba Jaga bez trudu morduje największego z bogów, który wcześniej w kilka chwil za pomocą zamieci zmiażdżył jej legion nieumarłych. Być może przyczyna istnienia tych nielogiczności zostanie wyjaśniona w kolejnych tomach cyklu, jednak na tę chwilę wygląda to dość blado.
Mignola, budując tło, w tym zeszycie sięgnął po podania na temat końca świata z różnych kultur, a skupił się w szczególności na mitach z dalekiej Północy. Scenarzysta przywołuje istoty ze słowiańskiego panteonu (Perun, leszy, domowój), nawiązuje także do legend nordyckich (Yggdrasil jako Drzewo Świata, Ragnarök jako zmierzch bogów). Czyni to dość biegle i wykreowany świat wydaje się pulsować od niesamowitości. Nawiązania do mitologii nie są jedynymi w „Zewie ciemności” – królują tu przede wszystkim różnorakie odwołania do poprzednich perypetii Hellboya. Jego obecne kłopoty okazują się pokłosiem kiedyś rzuconego ziarna – zgięte karki prostują dawni wrogowie, rozpaleni żądza zemsty. Mignola czyni wszystko, co tylko może, by uprzystępnić tę wielość nawiązań – za pomocą kilku kadrów streszcza przeszłe wydarzenia, dodaje przypisy, jednak mimo to zagubić się nietrudno. „Zew ciemności” to album dla czytelników, którzy wszystkie poprzednie komiksy z tej serii przejrzeli wielokrotnie i historia Piekielnego Chłopca jest im doskonale znana.
Mignola słynie z narracyjnej biegłości i ten tom zdecydowanie to potwierdza. Artysta potrafi scenę walki rozciągnąć na wiele kadrów, a jedną wypowiedź tak rozdzielić pomiędzy kolejne ujęcia, by wysiłek i znój zmagających się bohaterów były jeszcze bardziej odczuwalne. Zachwyca niesamowite wyczucie tempa akcji – Mignola wie, jak za pomocą kilku kadrów nieznacznie zwolnić, by następnie szaleńczo podkręcić potencjometr. Uwagę zwraca zwłaszcza jeden chytry zabieg narracyjny – podczas gdy odbiorca śledzi rysunki, jakby zza kadru padają słowa bohatera, który znajduje się w zupełnie innym miejscu, niż to przedstawione na obrazkach. To osobliwe złożenie symultanicznej narracji z dwóch różnych poziomów dowodzi wielkich umiejętności autora i talentu do równoczesnego myślenia za pomocą obrazu i słowa. Zabiegi te to żadne novum w sztuce komiksowej, ale ich mistrzowskie wykorzystanie robi bardzo dobre wrażenie.
„Zew ciemności” powstał dzięki udziałowi Duncana Fegredo, który przygotował wszystkie rysunki. To właśnie jemu dedykowany jest ten tom: „za przejęcie części ciężkiej roboty – i to w ostatniej chwili”. Gdyby nie nazwisko rysownika na okładce, zapewne nie wszyscy odbiorcy spostrzegliby, że to nie Mignola zajmował się oprawą graficzną tego komiksu. Fegredo biegle naśladuje swojego mistrza, jednak nie przyszło mu to z łatwością, o czym świadczą nieco pokraczne pierwsze szkice artysty, zamieszczone na końcu tomu. Szkicownik opatrzony komentarzami obu twórców z pewnością ucieszy wielbicieli Piekielnego Chłopca, bo pozwala dostrzec, w jaki sposób Fegredo pracował nad przejęciem maniery Mignoli. Rysownik pracował na podstawie szkiców twórcy Hellboya, ponieważ zmiana stylistyki komiksu w połowie serii nie byłaby najszczęśliwszym rozwiązaniem. Fegredo w udziale przypadła więc rzemieślnicza praca i ze swego zadania wywiązał się na medal.
Dziesiąty tom przygód Hellboya nie daje zbyt wielu odpowiedzi, jednak stanowi zaczyn kilku intrygujących wątków. I choć „Zew ciemności” nie zachwyca fabularnie, broni się bez trudu dzięki warsztatowej doskonałości mistrza. Wieść gminna niesie, że Mignola i Fegredo w komitywie przygotują kolejne zeszyty z przygodami Piekielnego Chłopca. Oby równie gorące.