Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Jeszcze zrobimy razem niejedną rzecz

Esensja.pl
Esensja.pl
Marcin Podolec, Robert Wyrzykowski
Jakie to uczucie, wydać swój własny komiks? Skąd brać puenty do historyjek? Czy recenzenci mają rację? O tym wszystkim rozmawiamy z autorami komiksu „Kapitan Sheer”.

Marcin Podolec, Robert Wyrzykowski

Jeszcze zrobimy razem niejedną rzecz

Jakie to uczucie, wydać swój własny komiks? Skąd brać puenty do historyjek? Czy recenzenci mają rację? O tym wszystkim rozmawiamy z autorami komiksu „Kapitan Sheer”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Marcin Osuch: Zacznijmy od końca. „Kapitan Sheer” narysowany, wydrukowany, sprzedany. To jednorazowy wyskok czy będziemy mogli przeczytać inne komiksy duetu Podolec-Wyrzykowski?
Robert Wyrzykowski: Jednorazowy wyskok to mam nadzieję, że nie, chociaż na razie nie planujemy żadnych kolejnych albumów poświęconych Sheerowi i Bosmanowi. Może w tej nieco dalszej przyszłości, bo strasznie lubię te postaci i klimat całego komiksu, poza tym różne pomysły na dalszy ciąg czają się w głowie. W tym mome jednak Marcin ma swoje projekty, ja mam swoje scenariusze, nad którymi powoli pracuję po godzinach z myślą o innych rysownikach. Na 100% to właśnie Marcin będzie pierwszym czytelnikiem i krytykiem moich nowych wytworów.
Marcin Podolec: Tak jakoś wyszło, że zaangażowałem się jako rysownik w dwa albumowe projekty, ponadto właśnie rozpoczynam studia. Rezygnuję na razie z krótkich form, a to za ich właśnie pośrednictwem możliwy byłby powrót naszego duetu w najbliższym czasie. Myślę, że jeszcze zrobimy razem niejedną rzecz, ale teraz czas poszukać szczęścia w innych kooperacjach.
MO: Z czego w „Kapitanie…” jesteście wyjątkowo zadowoleni, a co waszym zdaniem ewidentnie nie wyszło?
RW: Na plus zaliczam grę konwencją i zabawę formą, która zdecydowanie ożywia komiks. Nawet jeżeli w kilku przypadkach wydaje się tu działanie bez większej głębi, taka sztuka dla sztuki, jak pisałeś w recenzji – bez wątpienia przełamuje to monotonię klasycznych, prostokątnych, siedmiokadrowych plansz. Działa odświeżająco na czytelnika. Bardzo nie chcieliśmy, żeby nasz debiutancki album okazał się jednostajny pod względem treści i formy – a takie uczucie towarzyszyło mi podczas lektury wielu zbiorków pasków i plansz, pod koniec byłem zmęczony na okrągło powtarzanym schematem konwencji, jaką założyli sobie twórcy.
Co nie wyszło – według recenzentów przede wszystkim „chybione puenty”, częściowo niepotrzebnie tłumaczone albo odwrotnie, za bardzo trzymane w sferze domysłów. Michał Śledziński nawet nazwał ten typ humoru „oazowym”. Sęk w tym, że „Kapitan Sheer” prezentuje właśnie taki cierpkawy, letni humor. To nie są historyjki, po których pęka się ze śmiechu, co najwyżej kąciki ust lekko zadrżą – ale taki właśnie styl najbardziej preferujemy. Inna rzecz – chyba nie do końca wyszła nam świadoma kreacja bohaterów. Mam na myśli to, że sporo osób bierze pompatyczne, acz naiwne mądrości Kapitana na serio, jako wykładnię jakichś naszych osobistych poglądów, skrytych pod szczurzym futerkiem. Jak echo powracało w różnych recenzjach sformułowanie, że „w albumie wychodzi 19-letni Marcin Podolec” jako uzasadnienie dla takich, a nie innych kwestii wygłaszanych przez Kapitana. Praktycznie nikt chyba publicznie nie uznał, że Kapitan filozofuje w taki sposób, bo takim go sobie umyśliliśmy; sporo odbiorców uznaje, że to nasze własne przesłanie do świata. Wydawało mi się, że już sam absurdalny fakt, że Sheer każe Bosmanowi numerować swoje „wielkie odkrycia” niczym jakieś wielkie perły mądrości o wartości tak niebotycznej, że ani jednej nie można uronić, będzie wystarczającą wskazówką dla czytelnika, jak traktować filozoficzne dziwactwa Kapitana. No ale chyba faktycznie to mogło nie być dość klarowne, przyznaję.
MP: Mnie dzięki temu komiksowi udało się zagościć w kilku zinach, nawiązać współpracę z Kulturą Gniewu i mieć za jej sprawą sympatyczną premierę w Gdańsku. Kiedy zaczynałem rysować „Kapitana…”, nawet nie przypuszczałem, że wszystko potoczy się tak pomyślnie. Publikacja albumu w Kulturze Gniewu dodała mi odwagi i zrozumiałem, że obok umiejętności warsztatowych w pracy komiksiarza równie ważna jest pewność siebie. Teraz widzę, jak bardzo brakowało mi jej wcześniej. Niedługo zacznę robić takie komiksy, jakie sam chciałbym czytać. Wykonałem już najważniejszą część pracy, która miała mnie nakierować na znalezienie własnego stylu. Czasem wydaje mi się, że publikacja „Kapitana…” to dla mnie taki wielki kredyt zaufania od świata komiksowego. Nie obiecuję, że go spłacę.
MO: Z waszych odpowiedzi nie wynika jednoznacznie, że się zgadzacie z tymi krytycznymi uwagami?
MP: Myślę, że tak jest zawsze, że twórca zgadza się tylko z częścią krytyki. Recenzenci często nie mają racji, ale kiedy ją mają, staram się nie popełniać więcej wytkniętych błędów. Dopiero po roku rysowania na poważnie powiedziano mi, że ucho nie może być ponad brwią, a nos na ustach, no i od tamtej pory rysuję nos ponad brwią, a ucho na ustach. Tak jak ma być!
RW: Krytyczne uwagi dobrze pokazują jak pewne rzeczy są odbierane przez czytelników. To cenny feedback i tego się trzymajmy.
MO: Nostalgiczno-filozoficzny nastrój „Kapitana…” kojarzy mi się trochę z niektórymi epizodami „Calvina i Hobbesa”. Czy jest jakiś komiks, który był dla was inspiracją?
Przykładowa strona
Przykładowa strona
RW: Raczej nie ma takiego tytułu. Sporo inspiracji zaczerpnęliśmy z życia. Czarny kundelek, który przyplątał się do domu Marcina, stał się inspiracją dla postaci pieska Bosmana. Krab Konrad wziął się ze specjalnego odcinka dla magazynu „Motyw Drogi” i jest przewrotnym, acz sympatycznym portretem jego naczelnego, Konrada Hildebranda. Przykłady takich ciekawostek dla genezy różnych odcinków można by mnożyć, ale raczej nie inspirowaliśmy się bezpośrednio żadnym komiksowym albumem.
MP: Anegdot jest faktycznie całe mnóstwo. Komiks… moje ulubione tytuły to „Karuzela głupców” i „Insekt” i na pewno chciałbym, żeby część magii przeszła z tych komiksów na mój własny. Nie chciałbym tutaj strywializować słowa „magia”. Chodzi mi głównie o rodzaj przywiązania do bohaterów. Obecnie jestem zauroczony „Opowieściami z hrabstwa Essex”, ale wcześniej ich nie znałem. Tak jak powiedział Robert, nie było jednej konkretnej rzeczy – to raczej taka wypadkowa kilku lat czytania różnych tytułów i czerpania z każdego po trochu. Na marginesie mogę się przyznać, że ostatnio prawie przestałem czytać komiksy. Choć akurat do „Calvina i Hobbesa” wracam dość regularnie.
MO: Nocne posiedzenia przy piwku czy monotonne i uciążliwe szukanie kolejnych pomysłów?
RW: Nocne siedzenie przy piwku w naszym przypadku było niemożliwe ze względu na odległość dzielącą Warszawę i Jarosław. Monotonii i uciążliwości raczej w pracy nad komiksem nie było – „Kapitan Sheer” ukazywał się na blogu Kolca, serwisach internetowych i magazynach komiksowych dość nieregularnie, nie było więc żadnych terminów do dotrzymania, presji na regularne aktualizacje, takich tam. Kolejne odcinki powstawały w swoim tempie, kiedy mieliśmy na nie pomysły, bez stresu, że coś trzeba wrzucić, a pomysłu brak. W pewnym momencie powstała idea złożenia tego wszystkiego w wewnętrznie spójny album, którego wydanie marzyło się nam w okolicach tegorocznego Bałtyckiego Festiwalu Komiksu albo Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. Ale to były jedyne terminy (poza deadlinami do zinów), jakie sobie kiedykolwiek narzuciliśmy.
MP: Właściwie pierwszym wymarzonym terminem była Komiksowa Warszawa. Sprawy oczywiście się przeciągnęły, więc nic z tego nie wyszło. Za to kiedy Kultura Gniewu już podjęła decyzję o wydaniu, korekta i skład zostały wykonane naprawdę ekspresowo i udało się nam zdążyć na Bałtycki Festiwal Komiksu. Premiera w Gdańsku była świetnym pretekstem dla krótkich wakacji. Bardzo fajna puenta dla półtorarocznego rysowania.
MO: Postacie i koncepcję komiksu wymyślił Marcin – czy Robertowi nie było trudno dostosować się do „ducha” tej historii? Czy w ogóle były jakieś spięcia w trakcie pracy pomiędzy wami?
RW: Żadnych spięć absolutnie nie było – świetnie się dogaduję z Marcinem, nadajemy na podobnych falach. Wspólne robienie komiksu miało być przede wszystkim przyjemnością, a nie dziecinnymi przepychankami o jakieś bzdety, które w danym momencie wydawałyby się śmiertelnie ważne, a tak naprawdę byłyby raczej nieistotne. Dużo rzeczy ustalaliśmy wspólnie w kontekście tej historii, trochę tam od siebie wniosłem różnych elementów, chociaż wszystkie postaci zrodziły się w głowie Marcina.
MO: W recenzji waszego albumu napisałem o dużym zaskoczeniu, jakim był dla mnie papierowy „Kapitan Sheer”. Czy możecie uchylić rąbka tajemnicy, jak doszło do współpracy z Kulturą Gniewu?
MP: Była, zdaje się, niedziela. A może nie. No, w każdym razie jakieś święto, więc mogłem spędzić przedpołudnie przy komputerze. Wtedy jeszcze liczyłem na premierę podczas Komiksowej Warszawy, czyli w kwietniu, ale wydawca, który był zainteresowany Sheerem, stwierdził że nie wyrobi. Przeglądałem strony różnych wydawnictw niezwiązanych z komiksem, ale w pewnym momencie pomyślałem, że może warto odezwać się do Szymona Holcmana. Robert napisał coś w stylu „Nic nie tracimy”. Miałem wtedy zaledwie połowę albumu i nie byłem pewien, w jaką stronę pójdzie reszta. Dostałem od Szymona zachęcającą odpowiedź i zacząłem podsyłać kolejne plansze. Wtedy, co ciekawe, powstały najlepsze odcinki.
MO: A dlaczego akurat Kultura Gniewu?
MP: Najprościej mówiąc: przez przypadek. Bardzo miły zresztą.
MO: Jakie macie komiksowe plany na najbliższą przyszłość?
MP: Ojjj, nie wiem, co odpowiedzieć. Głównie skupię się na nowo rozpoczętych studiach, a nocami i weekendami będę dłubać na pół etatu przy dwóch albumach, o których nie chciałbym jeszcze mówić. Rozmawiam ze scenarzystami i dopiero zarysowuje się nam ogólna koncepcja. Prywatnie stałem się szczęśliwym opiekunem dwóch małych, pokracznych kaktusów, które wymagają mojej nieustannej uwagi. Planuję opiekować się nimi przez najbliższe studenckie lata.
RW: Pracuję nad kilkoma projektami, też wolałbym w tym momencie nie zdradzać zbyt wiele szczegółów, bo u mnie to się niestety dość często zmienia. Powiem tylko, że jeden jest dość ambitny pod względem formy, chociaż przez to trudny do zrealizowania. Myślę też o jakimś webkomiksie, co by zmusić się do regularnego pisania.
MO: Dziękuję wam bardzo za rozmowę.
koniec
7 października 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »
Jordi Bayarri<br/>Fot. Irene Marsilla, lasprovincias.es

Staram się, żeby to nie były suche, biograficzne fakty
Jordi Bayarri

7 VIII 2023

O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.

więcej »

Postanowiłem „brać czas”
Zbigniew Kasprzak

29 I 2023

Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zwierzęta z zaśmieconego lasu
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Krótko o komiksach: Bajka zdana na siebie
— Konrad Wągrowski

Najtrudniejsza decyzja
— Konrad Wągrowski

Nadal w drodze
— Konrad Wągrowski

Apokalipsa i gadające psy
— Konrad Wągrowski

Deszcz, depresja, smutek, śmierć
— Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Dziennik flirtu
— Robert Wyrzykowski

Kłopotliwa sprawa
— Marcin Podolec

Game’s not over
— Marcin Podolec

Political fiction w obrazach
— Robert Wyrzykowski

Rysowane w międzyczasie
— Robert Wyrzykowski

Kolektyw pod lupą 2 – zemsta Shitów
— Robert Wyrzykowski

Zabawy konwencją
— Robert Wyrzykowski

Internetowość komiksu internetowego
— Robert Wyrzykowski

Life is brutal
— Robert Wyrzykowski

Wszyscy jesteśmy głupcami
— Robert Wyrzykowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.