Cierpliwości. Patrzcie na Kinga...Tomasz Kołodziejczak Wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem, redaktorem naczelnym „Świata komiksu”, animatorem komiksu w Polsce. Tomek opowiada o procesie odradzania się komiksowego rynku, o planach wydawniczych firmy Egmont, największego obecnie wydawcy komiksów w Polsce, w tym o wielkim komiksowym konkursie…
Tomasz KołodziejczakCierpliwości. Patrzcie na Kinga...Wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem, redaktorem naczelnym „Świata komiksu”, animatorem komiksu w Polsce. Tomek opowiada o procesie odradzania się komiksowego rynku, o planach wydawniczych firmy Egmont, największego obecnie wydawcy komiksów w Polsce, w tym o wielkim komiksowym konkursie… ESENSJA: – Egmont zdecydowanie odmienił sytuację komiksu w Polsce. Zaczynał wprawdzie spokojnie; w chwili przejścia „Świata komiksu” na cykl dwumiesięczny można było nawet zacząć się obawiać. Tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy czytelnika. A jak z Pana strony? Czy ten początkowy okres był bardzo ciężki, wymagał sporej determinacji? Jak Pan wspomina pierwsze kroki Egmontu na polskim rynku komiksowym? TOMASZ KOŁODZIEJCZAK: – Nie pamiętam początku działania Egmontu na tym rynku, bo zacząłem pracować w firmie w roku 1995. Z kolei Egmont wydaje komiksy od początku obecności w Polsce, czyli od roku 1990. Na początku były to komiksy, które niespecjalnie interesują prawdziwych fanów – komiksy dla dzieci. Był to magazyn „Donald Duck”, a 2-3 lata później ukazały się dwa pierwsze numery „Tintina”. Nie zostały dobrze przyjęte i cykl zamknięto. Dwukrotnie też próbowano wydawać „Smerfy”. W latach 1994-95 – jeszcze przed moim przyjściem – Egmont wydał dwa tomy „Thorgala”. Jednak bez większych sukcesów. Po tych doświadczeniach z komiksami albumowymi, francuskojęzycznymi (był jeszcze taki album „Nowa generacja” z krótkimi humorystycznymi historyjkami wydawnictwa Dupuis – części bohaterów stamtąd używałem potem w „Świecie Komiksu”) firma zamknęła tę linię produkcyjną. Wciąż jednak byliśmy liderem na rynku komiksu dziecięcego. „Kaczor Donald” jest tygodnikiem dziecięcym o największym nakładzie w Polsce! I jest to komiks, choć niektórzy sądzą inaczej… – Oczywiście, że to komiks, tylko skierowany do innego audytorium, do dzieci. Natomiast można chyba połączyć pańskie przyjście do Egmontu z aktywnym działaniem firmy na rynku komiksu dla doświadczonego odbiorcy. – Tak. To co powiedziałem wcześniej, to po to, by nie powstało wrażenie, że to ja wpadłem na pomysł wydawania komiksów. Ja tylko uznałem, że jeśli mam 200-300 tysięcy czytelników dziecięcego pisma komiksowego „Kaczor Donald” (a zacząłem pracę od kierowania tą serią), to po dwóch, trzech latach będę miał grono 10-, 12-latków, którzy już Kaczora nie czytają – jest dla nich za dziecinny – ale są nauczeni konsumpcji tego rodzaju rozrywki, jaką jest komiks. To była pierwsza rzecz. Druga to fakt, że jestem wariatem komiksu. Bardzo je lubię i przychodząc do Egmontu miałem już pomysł, że można coś w tym temacie zrobić. Jednak mój szef chciał, żebyśmy poczekali i zobaczyli, jak zostanie przyjęty „Kaczor Donald”. I poczekaliśmy całkiem długo… Pierwsze projekty „Świata Komiksu” napisałem w roku 96. Pismo ukazało się dwa lata później. Dużo czasu zajęły negocjacje kontraktów, wybór serii. Od samego początku zakładaliśmy, że pismo będzie platformą promocyjną i organizującą bardzo rozproszonych czytelników komiksu. Na kształt „ŚK” wpłynęły dwie rzeczy. Wydawało mi się, że jego odbiorcą będzie czytelnik młodonastoletni. Do tego nie wierzyłem, że jest zapotrzebowanie na komiks nowoczesny, undergroundowy, dziwny. Taki, jaki dominuje na festiwalach komiksowych. W efekcie w „Świecie Komiksu” dominowały historyjki może nie dla dzieci, ale takie, które dzieci są w stanie przeczytać. Uważam, że takie komiksy jak „Lucky Luke”, „Iznogud”, czy „Sprytek” to komiksy dla czytelnika dorosłego… Mnie bawią, a jestem przecież dorosły. W pierwszych numerach pisma takie właśnie historie królowały. Jeśli pojawiały się historie realistycznie, czy fantastyczne, to były brane z łagodniejszego obszaru, np. „Valerian”. Niestety okazało się, że to nie działa. Pierwsze numery sprzedały się w niesatysfakcjonującym nakładzie. Zmienialiśmy cenę, nakład, objętość, sposób wydawania – ale to dalej nie skutkowało. Pismo było deficytowe, wisiała nad nim groźba zamknięcia. Wtedy zdecydowałem się na zmianę z miesięcznika na dwumięsiecznik. Miało to pozwolić nam złapać oddech, dać czas na refleksję i reakcję. Wreszcie fakt, że pismo ukazuje się nie dwanaście tylko sześć razy do roku, dawał nadzieję, że sprzeda się go trochę więcej. Liczyliśmy też, że jeśli nawet będziemy do niego dokładać, to tylko 6 razy do roku a nie 12. Tak to mniej więcej wyglądało. – Ale dziś wygląda to chyba inaczej. Egmont jest potentatem na polskim rynku komiksowym. Wydajecie nowe albumy, nowe cykle. I to coraz częściej i coraz więcej. Jak jest polityka wydawnictwa? W jakim kierunku będzie się ono rozwijać? Wyszukaj / Kup Nakłady „Thorgala” i „Asteriksa” – naszych bestsellerowych publikacji – wynoszą 20-30 tysięcy egzemplarzy. Cała reszta sprzedaje się na poziomie 4-6 tysięcy egzemplarzy. I to jest ta różnica skali. Widać realną siłę nabywczą tego rynku. Zaczynałem od wydawania mniej więcej trzech albumów na dwa miesiące. Dziś, jeśli dodamy reedycję „Thorgala”, są to cztery albumy co 2 miesiące. W 2001 roku chcę, żeby było ich 7 w ciągu dwóch miesięcy. Jest to realne. – Wydania jakich tytułów i cykli mogą spodziewać się polscy miłośnicy komiksu? – Przede wszystkim będziemy zwiększać ofertę komiksów środka: nie typu „Slaine” czy „Lucky Luke”. Od początku roku zaczniemy wydawać serię „Książe nocy”, której pierwszy tom był drukowany w „Świecie Komiksu”. Prawdopodobnie trzy z pięciu albumów ukażą się w 2001 roku. Wyszukaj / Kup Myślę też o kontynuacji „Gwiezdnych Wojen"- tutaj rozmowy jeszcze trwają. Wydamy również kolejne tomy „Yansa”. Kiedy ukażą się wszystkie nowe, może przystąpimy do wznowień. Prowadzimy też rozmowy na temat innych tytułów. Myślę o jakimś komiksie sensacyjnym, ponieważ pojawiła się konkurencja w tym obszarze. Z drugiej strony będzie więcej komiksów humorystycznych, które nazywam roboczo komiksami o „walniętych chłopcach”, ponieważ na samym początku roku uruchamiamy wydawanie „Kid Paddle’a” – kultowego komiksu graczy komputerowych we Francji. W połowie roku powinny się ukazać pierwsze albumy z serii „Mały Sprytek”, a jesienią „Titeuf”. Są to trzy serie o chłopcach, ale to komiksy raczej nie dla dzieci – jest tam dużo nagich kobiet i skojarzeń, które zrozumieją tylko dorośli.
Wyszukaj / Kup – Można dostrzec też komiksowe akcenty w „Odkrywcy”, popularnonaukowym piśmie dla 10-14-latków. Czy ma ono wychować kolejne pokolenia fanów komiksu? – To pismo jest tak skonstruowane, że ma ucząc bawić, czy też bawiąc uczyć i komiks tam spełnia rolę użytkową. Nie jest tak, że ja tam daję komiks, żeby potem te dzieci czytały komiksy. Jest raczej odwrotnie. Daję tam komiks, żeby dzieci sięgnęły po gazetę. Komiks jest nośną formą wyrazu: można dzięki niemu powiedzieć zabawnie pewne rzeczy, które ciężko jest powiedzieć w artykułach. Dla „Odkrywcy” rysuje „kwiat młodego komiksiarstwa” polskiego: Śledziu, Tomek Piorunowski, Krzysiek Kopeć, Darek Żejmo, a ze starszego pokolenia rysowników, Jacek Skrzydlewski. – Ale też inne wydawnictwa Egmontu, np. „Świat gier komputerowych” promują komiks. Czy dodatki, jak np. „Matrix według Śledzia”, zagoszczą na stałe w „Świecie gier komputerowych"? – To nie jest związane z naszymi działaniami komiksowymi. Śledziu, czyli Michał Śledziński, jest odkryciem „Świata Gier Komputerowych”. Mój przyjaciel Piotrek Pieńkowski, szef „ŚGK”, odnalazł Śledzia i udostępnił mu swoje łamy. Tak naprawdę do środowiska komiksowego Śledziu trafił, kiedy zaczął wydawać ziny, najpierw „Azbest”, potem „Produkt”. Jego prac jest dużo w różnych miejscach, rysuje m.in. dla Piotrka do pisma dla małych dzieci „Cybermycha”. Rysuje też dla mnie. Jest po prostu jednym z kilku komiksiarzy w Polsce, którzy pracują ciężko i mężnie znoszą trudności rynku. W przypadku Śledzia to skutkuje, bo komiks stał się źródłem jego utrzymania. |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.
więcej »Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.
więcej »Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński
Mowgli 3001
— Jakub Gałka
Coś zaczyna się dziać
— Wojciech Gołąbowski
Podróż poślubna
— Wojciech Gołąbowski
Urok kreski bohaterki
— Artur Długosz
Skarga Zawiedzionego Czytelnika
— Wojciech Gołąbowski
Pero, pero…
— Wojciech Gołąbowski
Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński
Wyłącz ten telewizor!
— Marcin Osuch
Ku pokrzepieniu serc
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Zwolnij pan, panie Morvan!
— Marcin Knyszyński
Śliczne i superproste
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Lekki przesyt
— Marcin Knyszyński
Dalej, przez galaktykę!
— Marcin Knyszyński
W służbie jej kosmicznej mości
— Marcin Knyszyński
Hrabia Monte Skarbek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska
Ten Polak to wspaniały zawodnik!
— Konrad Wągrowski
Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
— Tomasz Kołodziejczak
Nie byłem pesymistą
— Tomasz Kołodziejczak
Chętnie bym coś jeszcze w życiu zrobił
— Tomasz Kołodziejczak