Wizja wojny nieprawdziwejKrzysztof Gawronkiewicz
Krzysztof GawronkiewiczWizja wojny nieprawdziwejDla przeciętnego czytelnika „Achtung Zelig” jest narysowany tak samo jak „Burza”, tą samą techniką. Też jest tam mnóstwo kresek, kropek. Tylko, że jest rysowany bardziej ekspresyjnie, staram się urozmaicać tę kreskę. Raz coś jest puszczone, innym razem narysowane precyzyjniej. Zależy od temperatury akcji. Pochodną tej precyzji jest również czas, jaki poświęcasz na narysowanie każdego komiksu. Zazwyczaj niezwykle długi… Zwykle długo siedzę przy swoich rzeczach. Ostatnio spotkałem znajomego, który po raz kolejny zasugerował, że wolno rysuję. Co to znaczy rysować wolno? To dobrze? Źle? Mówię: pokaż mi tych „szybkich” rysowników, którzy wydają teraz albumy. W biegach na 100 metrów trzeba być szybkim, a nie w rysowaniu. Co to w ogóle za zaleta?! Ja zresztą też uważam, że wolno rysuję. Z jednej strony we Francji i Belgii są rysownicy zarabiający na komiksach, którzy robią dwa albumy na trzy lata, albo trzy albumy na dwa lata. Z drugiej, weźmy takiego Bilala. Po jego komiksach widać, że to nie jest praca zrobiona w rok, pół roku, tylko robi to parę lat. Usiądzie, raz zrobi genialną rzecz. I to zostaje na wieczność. Opus magnum. Byle nie przegiąć i nie robić w nieskończoność czegoś niepotrzebnego. Można się przecież zarysować na śmierć. Są granice. Trzeba wiedzieć, co odpuścić, co zostawić, jak skończyć. „Achtung Zelig” również powstawał z przerwami. Przerwy w rysowaniu były czasami nawet dwuletnie. Pewnie wynikało to z niemocy wydawniczej. Nie było żadnego bodźca. Rysowałem wówczas Mikropolis, to „Kelwina i Celsjusza” i do „Gazety Wyborczej”. Później ukazał się pierwszy album, drugi album. W międzyczasie rysowałem „Zeliga”. Były jakieś impulsy, pomysły, czasami jakiś film zobaczyłem, czy jakieś zdjęcie, czy w jakieś opowieści zaintrygował mnie jakiś pomysł. Czasami chciałem coś narysować, ale po prostu nie wychodziło. Jakbym w ogóle nie umiał rysować. Są takie dni, czy tygodnie nawet. A czasami siadam i po prostu wiem, że narysuję dokładnie to, co sobie wyobraziłem. Przerwy były różne, z różnych powodów. Walczyłem jednak, żeby w tym komiksie styl był jednak cały czas ten sam. Przez lata zmienia się styl rysownika, jego doświadczenie życiowe, spojrzenie na świat, uczy się nowych technik, zauważa nowe rzeczy. Jak udało ci się utrzymać spójność – przede wszystkim graficzną – tego komiksu? Moim zdaniem nie powinno się rysować albumu po kolei plansza za planszą. Dzieło zawsze powstaje na szkielecie, ma swój plan, punkty odniesienia. Gdy rysujesz pierwszy kadr szesnastej planszy, a później czwarty kadr pierwszej planszy, a rysujesz długo i styl ci się zmienia, to czytelnik tego nie wyłapie. Różnice stylów zacierają się. Może dzięki temu, że nie rysowałem tych plansz po kolei, udało mi się utrzymać całość w jednym stylu. Powiedziałeś, że ważne jest, by wiedzieć, co odpuścić, kiedy skończyć. Nie miałeś momentów, w których traciłeś serce do rysowania „Achtung Zelig"? Właśnie głównie z powodu takich momentów były przerwy w rysowaniu. Obiecywałem sobie, że już nigdy się za to nie wezmę, że mam tego dosyć. Ta technika rysowania jest szczególnie mecząca. Jest przyjemnie, kiedy po dłuższej przewie tak sobie siadam i rysuję. Gra odpowiednia muzyka, zanurzam się w tym świecie. Ale potem przychodzi totalne zmęczenie. Po każdej takiej jednodniowej sesji mam już tego dość. Na szczęście wiem, w którym momencie przestać, bo dalsze rysowanie jest kompletnie nieefektywne. Czasami rysuję mimo zmęczenia, rysuję na pamięć, a mózg już nie pracuje. Następnego dnia oglądam ten rysunek i jest do wyrzucenia, do niczego się nie nadaje. Ostatnio tak robiłem. Bolała mnie głowa. Nigdzie nie wyjeżdżałem na wakacje. Do końca albumu zostały trzy plansze. Niby skomplikowane, ale mam to wszystko opanowane, żadnych rewolucji graficznych tutaj być nie musi, bo to chodzi tylko o narrację samą, to już koniec jest albumu, narysuję to według starych patentów. I tak po prostu rysowałem z lewej do prawej. Tym sposobem wykonałem trzy wersje jednej planszy. Pierwszą zrobiłem, ale była słaba. Zostawiłem chyba tylko jeden rysunek. Potem też go wyrzuciłem. Narysowałem drugą, ale się okazało, że była jeszcze gorsza. Nieporozumienie kompletne. A wydawało mi się, że zrobiłem to według swoich sprawdzonych schematów. Okazało się, że mózg był już przeładowany, musiał się zresetować. I tyle. Zrobiłem sobie trzydniową przerwę i narysowałem ten komiks inaczej. Po dwóch dniach przyszedł mi do głowy zupełnie inny pomysł. Przez ostatni rok narysowałem trzy czwarte tego albumu. Ale oczywiście też z przerwami paromiesięcznymi. Minęło 10 lat, ale przez ten czas to się posuwało do przodu w tempie parę plansz co kilka lat. Dzięki temu powstawały nowe pomysły i nowe spojrzenie na to, co zrobiłem. Również do scenariusza można było dokładać, weryfikować, a nawet wyrzucać. Po wielu latach wytężonej pracy, ukazały się dwa albumy „Mikropolis”, „Tabula Rasa” była publikowana w „Arenie Komiks”, w antologii „Wrzesień” ukazał się fragment „Burzy”, teraz na rynku pojawia się „Achtung Zelig”. Miał być trzeci album „Miasteczka Mikropolis”, ale jak rozumiem zajmiesz się zobowiązaniem związanym z wygraną komiksu „Otto Bohater” w konkursie wydawnictwa Glenat i telewizji Arte? Muszę wykonać jeszcze 26 plansz. Przewiduję na to około 6-7 miesięcy pracy. To są moje plany i zarazem jeden wielki znak zapytania. Czy umierać z głodu i nie pracować, żeby skończyć ten komiks? Nie rozmawialiśmy jeszcze konkretnie z Francuzami. Oni się zobowiązują, że wydadzą komiks do końca 2004 roku. Dla mnie jest to teraz priorytet, niestety kosztem Mikropolis. O waszej wygranej trochę się w Polsce mówiło, ale mało kto chyba wie, o czym opowiada ten komiks. Z grubsza można powiedzieć, że jest to wariacja na temat czarnego kryminału, bardzo dziwaczna, pokraczna, rozgrywająca się w naszych polskich, warszawskich realiach. Jakie znaczenie ma dla ciebie ta wygrana? Dla mnie jest to niesamowita rzecz. Jak wygrana w totolotka. Już się z tym pogodziłem, ale dociera to do mnie powoli. Muszę prostu spokojnie zrealizować ten projekt, bez zbytniego ekscytowania się, bez kalkulowania, co będzie później. Teraz nastawiam się na zrobienie 32 stronicowego komiksu. Cieszę się, że robię komiks dla poważnego wydawnictwa. Wiem, że to będzie zawodowo wydane, ukaże się w kraju, gdzie ludzie cenią komiks. Najbardziej cieszy mnie to, że robię ten komiks z Grzegorzem Januszem, który jest świetnym scenarzystą. Uważasz, że to może być początek kariery na rynku frankofońskim? Może, ale nie musi. Wiele słyszałem historii, jak jest z tymi karierami na Zachodzie. Nie byłem tam, nigdy nie próbowałem robić tam kariery. Chcę po prostu, żeby komiks ujrzał światło dzienne. Byłoby wspaniale, gdyby udało się wydać ten komiks i gdybyśmy razem z Grzegorzem, mieszkając nadal w naszym ukochanym mieście, mogli tam publikować. Tego wam życzę. Dziękuję za rozmowę. |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »O pracy nad serią „Najwybitniejsi naukowcy” z Jordim Bayarrim rozmawia Marcin Osuch.
więcej »Rozmowa o komiksach i nie tylko, przeprowadzona przez Marcina Osucha i Konrada Wągrowskiego ze Zbigniewem Kasprzakiem. Spotkanie z artystą odbyło się na jesieni zeszłego roku dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Carlos Castaneda na działce u babci w Siekierkach
— Paweł Ciołkiewicz
Omniscjencja mola książkowego
— Paweł Ciołkiewicz
Historia w obrazkach: Posępność z nutką nadziei
— Sebastian Chosiński
Sny Ozrabala
— Paweł Sasko
Reedycja symbolu
— Paweł Sasko
Krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda!
— Konrad Wągrowski
O Esencji w Esensji
— Konrad Wągrowski
Poszukiwacze zaginionej babci, czyli fenomen Mikropolis
— Konrad Wągrowski
Krótko o komiksach: Październik 2001
— Marcin Herman, Marcin Lorek, Paweł Nurzyński
Mikropolis
— Krzysztof Gawronkiewicz, Dennis Wojda